Idziemy z żoną na grób Agnieszki Osieckiej, jutro 1 listopada, przyjdzie więcej ludzi, trzeba posprzątać. Grób okazuje się czyściutki, świecą lampki, ktoś był przed nami. Zostawiamy kwiaty, witamy i żegnamy się z Agnieszką. Za kilka dni córka przyjdzie posprzątać.
Niedziela – Powązki, cmentarz komunalny. Jakub Prawin, Anna Prawin z domu Passent. Kwiaty, lampka, sprzątanie niepotrzebne, bo nikt tu już niczego nie kładzie ani nie stawia. Nagrobek, zaprojektowany przez Stanisława Zamecznika, wypolerowałem niedawno. Westchnienie, kwiaty, lampka, i dalej.
Wiktor Osiecki, muzyk (ojciec Agnieszki), i Józefina Pellegrini – jego druga żona – pochowani niedaleko. Kwiaty, lampka, idziemy dalej. Ale jeszcze wspomnienie. Wiktor, kierownik muzyczny Teatru Syrena, przed wojną grał na fortepianie w lwowskiej Adrii. Po wojnie wrócił do tego obyczaju i w niedzielne popołudnie umilał czas gościom w Adrii warszawskiej. Lubił go słuchać ambasador Jugosławii, który przychodził na popołudniową kawę, a był to człowiek światowy, gdy wychodził – zawsze kładł na pianinie napiwek. Kiedyś zapytał Wiktora, czy zna pewną melodię bałkańską. – Nie zna pan? Właśnie jadę na urlop do kraju, to panu przywiozę… W międzyczasie Wiktor poszedł do biblioteki muzycznej i nauczył się grać tę melodię. Ambasador wraca z wakacji, idzie do Adrii, wręcza pianiście prezent z Jugosławii – płytę długogrającą, ebonitową. A Wiktor stawia tę płytę przed sobą, na podpórce, wpatruje się w ebonit i… gra jak z nut! Ambasadora wcięło. Taki był Wiktor Osiecki.
Krzysztof Teodor Toeplitz – jego grób położony jest pod drzewem, w niewielkiej dolince, palą się lampki, zapewne od rodziny, od czytelników, a może i od widzów „Czterdziestolatka”.