Pies znalazł człowieka
Burmistrz Aleksandrowa Łódzkiego zasługuje na Nobla. Dzięki zwierzętom
To psy szczególne: schroniskowe, starsze lub nawet stare, takie, które nie mają szansy na adopcję i dzień po dniu czekają na śmierć w schronisku, umierają nikomu niepotrzebne, porzucone, samotne, smutne.
I właśnie w Aleksandrowie, z pomysłu burmistrza, dano psom szansę na inne życie. Magistrat je adoptuje, żyją sobie w pokojach biurowych, między ludźmi, głaskane i otoczone sympatią. Mają swoje miejsce, swój teren, może nawet obowiązki – w psim poczuciu. Interesanci przychodzą i nikomu obecność psów w urzędzie nie przeszkadza absolutnie. Nawet przeciwnie: psy łagodzą biurowe obyczaje.
Adoptowano także kota. Pięknie, wreszcie urząd ma ludzką twarz, ciepło i przyjazność, jakie tylko zwierzęta mogą sprawić. A może nawet jest to skuteczne finansowo, samorząd odpowiada za opiekę nad zwierzętami, pieniądze wydawane na „urzędowe” zwierzęta z pewnością nie są trwonione, wyłapywacze psów, rakarze, nie naciągają płatnika na kasę za ich uśmiercanie. To powszechne zjawisko przecież, gdy schroniska są przepełnione.
Podobno także inne urzędy w Aleksandrowie, widząc sukces burmistrzowskiego pomysłu, zamierzają adoptować psy ze schroniska, dając im kawałek normalniejszego życia i pewnie nawet szczęścia: jest nim z pewnością wszystko, co nie jest schroniskiem i beznadziejnym oczekiwaniem na śmierć, która nikogo nie obejdzie. Może nie tylko w Aleksandrowie przyjmie się ten pomysł?
Kiedyś Prezydent Warszawy Lech Kaczyński wprowadził do budżetu miasta pozycję „karma dla bezpańskich kotów”. Karmę wydawano karmicielkom, skończyło się, choćby trochę, kocie biedowanie. To była – moim zdaniem – najlepsza decyzja prezydenta Lecha Kaczyńskiego w ratuszu. Odważna, niebanalna i prawdziwie humanitarna. Wyjątkowa.
We Włoszech, w Ligurii, jest miasto, gdzie mer wraz z miejscowym proboszczem zachęcili obywateli, żeby brali ze schroniska psy. Nie te rasowe, które łatwiej znajdują dom, ale kundle i kundelki piękne inaczej, czasem trochę pokraczne, czasem ułomne, ale zawsze bardzo urocze. Wytworzył się swego rodzaju pozytywny snobizm: w dobrym tonie jest mieć psa ze schroniska, właśnie pięknego inaczej.
Niezwykle wygląda miasto, gdzie świetnie ubrane kobiety i eleganccy mężczyźni, a także luzacka młodzież, suną nadmorskim deptakiem, prowadząc psy. Psy zasiadają obok dumnych właścicieli, na ławkach w parku, a nawet zajmują krzesła w kawiarniach, obok pani czy pana. Albo siedzą u nich na kolanach. Jest to piękne i wzruszające i odnosi się wrażenie, że w tym mieście nie ma smutnych ani samotnych ludzi. Że każdy ma przyjaciela, stary człowiek i stary pies albo pies i młody człowiek. I aż się marzy, żeby tak było częściej – jeśli nie może być zawsze, codziennie.
Niezmiennie uważałam, że ton nadają włodarze miasta. Kiedyś prezydent Słupska Robert Biedroń nie wpuścił do miasta cyrku, zabawiającego widzów pokazami tresowanych dzikich zwierząt. I okazało się, że znalazł naśladowców. Panie burmistrzu Aleksandrowa Łódzkiego, głosuję na pana!