Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Pani premier, chcemy więcej!

Facebook
Beata Szydło stawia sobie za punkt honoru wypełnienie obietnic i deklaracji, które złożyła w exposé. Ale zawsze mogła obiecać więcej. Na przykład...

Beata Szydło podkreślając kilkukrotnie, że wypełnienie deklaracji z exposé jest sprawą honoru jej samej, całego gabinetu i partii obecnie rządzącej, obiecała m.in.:

1. „po pierwsze: rozwój, po drugie: rozwój, po trzecie: rozwój” (w tym jednym zdaniu streszczać się ma, jak to sama ujęła, program rządu).

Ale dlaczego by nie pociągnąć tego wyliczenia dalej? Wszak Beata Szydło – jak sama stwierdziła – wierzy, że Polacy po czterech latach przedłużą „kontrakt” z ekipą PiS. A więc znów będziemy mieli lata rozwoju, co zbliży nas do marksistowskiego ideału postępu nieskończonego.

2. w ciągu mitycznych stu pierwszych dni urzędowania załatwić kluczowe obietnice z kampanii wyborczej (500 zł na dziecko, bezpłatne leki dla chorych powyżej 75. roku życia, minimalną stawkę godzinową w wysokości 12 zł, 8 tys. wolnych od podatku i obniżenie wieku emerytalnego do 60 lat dla kobiet i 65 dla mężczyzn).

Niby dlaczego nie przebić tych liczb? Zwłaszcza jeśli równocześnie PiS nie wskazuje, skąd tak naprawdę wziąć pieniądze (ekonomiści szacują, że te pomysły mogą kosztować i 50 mld zł rocznie, podczas gdy szefowa rządu znalazła około 3 mld). A więc: tysiąc złotych na dziecko, bezpłatne leki dla emerytów, rencistów, bezrobotnych i samotnych matek, 20 zł płacy minimalnej za godzinę, 10 tys. kwoty wolnej i - bo przecież mamy równouprawnienie - wiek emerytalny po 60 lat dla kobiet i mężczyzn. Dlaczego nie? To tak samo nierealne.

3. przełamać kryzys demograficzny.

Proponowałbym od razu ustawić poprzeczkę na jakimś bardziej wymiernym poziomie: siedmioro albo i dziesięcioro dzieci w rodzinie. Główne hasło drużyny PiS brzmi przecież „razem damy radę!”.

4. sprawić (zgodnie z planem „wyrwania się” z preferowanej ponoć przez poprzedników „pułapki średniego rozwoju”), że małe firmy staną się średnimi, średnie – dużymi, duże – wielkimi, a wielkie – będą konkurować na całym świecie.

Tu akurat niczego już więcej domagać się nie można: powiedziane zostało wszystko. Dalej tylko lot w kosmos, ale i te obietnice brzmią wystarczająco kosmicznie.

5. zdobyć bilion złotych na inwestycje.

W tym przypadku suma jest tak astronomiczna, że równie dobrze można by żądać i półtora, jeśli nie dwa biliony.

6. stworzyć (na nowo) gabinety stomatologiczne i lekarskie w szkołach.

A może i inne placówki usługowe: księgarenki, klubokawiarnie – zwłaszcza w gminach wiejskich?

7. sprawić, by na Śląsku „biło serce polskiego przemysłu”, a Łódź „rozkwitła”.

A może by się dało wskrzesić także sukces Huty im. Lenina czy PGR-ów? Odtworzyć przemysł włókienniczy? Łódzkie włókniarki czekają.

8. przeciwdziałać „zwijaniu się państwa” z prowincji poprzez otwieranie na nowo „szkół, bibliotek, urzędów pocztowych i komisariatów”.

Dlaczego w takim razie we wsi nie ma być też sądu czy delegatury Urzędu Rady Ministrów (zwłaszcza wobec podkreślanej co rusz przez szefową rządu chęci „słuchania głosu Polaków”)?

9. powrócić do „pełnego nauczania historii” i do „klasycznego zestawu lektur” w szkołach.

Jeśli tak, to w programach, prócz budujących prawdziwy patriotyzm Sienkiewicza i Konopnickiej, powinny się też znaleźć choćby opowieści o polskich narodowych socjalistach w rodzaju przedwojennego ONR-u czy powojennego PAX-u.

10. na wyższych uczelniach przywrócić „wolność badań i wypowiedzi”, a także możliwość kontaktów z osobami reprezentującymi mniej popularne poglądy.

Byleby konsekwentnie: włącznie z takimi, którzy – jak swego czasu niejaki dr Ratajczak – chcą przekonać studentów, że w Auschwitz nie było tak źle. Albo jak niejaki mgr Zyzak dowieść, że Lech Wałęsa był sterowany przez SB. I oczywiście włącznie ze specjalistami od zamachu na lotnisku pod Smoleńskiem.

11. spowodować, by wymiar sprawiedliwości w Polsce był sprawiedliwy.

Bardzo słuszny postulat. W wydaniu PiS oznacza to ułaskawianie w toku procesów kolejnych partyjnych kolegów pana prezydenta i wybieranie tylko tych sędziów, którzy będą wydawać właściwe wyroku.

12. pokazać obłudę nazywania „solidarnością” tego, co w rzeczywistości jest „próbą eksportu problemów, które stworzyły sobie inne państwa”.

Bo, jak wiadomo, solidarność powinna dotyczyć jedynie naszych problemów. Nam trzeba pomagać, inni niech radzą sobie sami.

13. przeprowadzić audyt poprzedniej ekipy…

A z tym już mam problem. Przecież koledzy pani premier przekonywali przez ostatnie lata, że Polska jest w ruinie. Co więc miałoby być poddane audytowi?

Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną