Na początku roku rząd Ewy Kopacz zobowiązał się, przy głośnym akompaniamencie górniczych strajków, że nie będzie szybkiego zamykania kopalń, państwo sypnie groszem, powoła do życia Nową Kompanię Węglową i powiąże ubogie kopalnie z bogatą energetyką. Protestowało 2,2 tys. górników, z czego około 1,7 tys. pod ziemią. Ugaszenie górniczego pożaru pozostawiło na spalonym opozycyjne wtedy PiS, które szykowało się do rozgrywki, licząc na zaognienie nastrojów strajkowych. W październiku, tuż przed wyborami, związkowcy najechali Warszawę i apelowali, by pogonić koalicję PO-PSL. Władzę przejęło PiS i premier Szydło zdążyła już zapowiedzieć, że skupi 6 mln ton węgla zalegającego przy nierentownych kopalniach. Górnicy nie mają więc na razie powodów do protestów. Uwierzyli w wyborcze obietnice pani premier, że pod jej rządami górnictwo czeka świetlana przyszłość. Na pewno nie ma się o co martwić kopalnia Brzeszcze, bo lokalny patriotyzm Szydło nie pozwoli, by kopalni w jej rodzinnej miejscowości stała się krzywda. Znów ma powstać jakiś plan i otworzyć się mają jakieś nowe perspektywy. Tylko konkrety najpierw trzeba wydobyć spod ziemi. Może górnikom starczy cierpliwości i posłuchają Piotra Dudy, który mówił do nich w Barbórkę: „Musimy ratować górnictwo w ramach dialogu!”.