Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Kasprowy tylko dla Polaków

Rząd planuje odzyskać Kasprowy Wierch

Laura Suarez / Flickr CC by 2.0
Perturbacje i spory wokół Kasprowego Wierzchu oznaczają dalszą zwłokę w ustaleniu, czym ma być „święta góra polskiego narciarstwa”. Niczego dobrego to nie wróży.

Ponowne upaństwowienie przez rząd kolejek górskich byłoby nie tylko złym sygnałem dla biznesu, chcącego inwestować w Polsce. Może też oznaczać dalsze odwlekanie decyzji co do skali udostępnienia Kasprowego Wierchu narciarzom albo też przeciwnie: szybkie przekształcenie legendarnej góry w fabrykę pieniędzy dla miejscowych – bez oglądania się na ekologię.

Jarosław Kaczyński, powszechnie znany z zamiłowania do górskich wędrówek, a przede wszystkim z narciarskich pasji, zapowiedział podczas ostatniej kampanii wyborczej, że jeśli jego partia zdobędzie władzę, to „uczyni wszystko, aby koleje linowe znów były w polskich rękach”. Głos w tej sprawie zabrał także Andrzej Duda (on akurat na nartach jeździ, i to przyzwoicie).

Prezydent grzmiał: „Kolejny element polskiego majątku narodowego przechodzi w obce ręce!”. I sugerował, że w ostateczności państwo polskie powinno „swoją własność” (?) „po prostu odkupić”, aby „kolej linowa na Kasprowy Wierch z powrotem znalazła się pod polską kontrolą”. Wtórowała mu ówczesna kandydatka na premiera, a dziś szefowa rządu Beata Szydło, przekonując, że sprzedaż kolejek górskich godzi w interesy i Polski, i Podhala.

Bo przecież właśnie głównie do górali – ważnego dla PiS elektoratu – skierowane były te deklaracje. Tak naprawdę bowiem, choć Polskie Koleje Linowe przynosiły zysk, to w skali państwa nie były to tak wielkie pieniądze (w 2011 r. 9,1 mln zł), by musieli zajmować się nimi główni politycy kraju. Zwłaszcza że PKL sprzedano za całkiem pokaźną w tym kontekście sumkę 215 mln zł, a na dodatek kupiec zapowiedział, że chce inwestować dalsze pieniądze w modernizację infrastruktury m.in. Kasprowego Wierchu (choć szczegółów nie zdradził) – mając przecież świadomość surowych obostrzeń ekologicznych w tym rejonie.

Równocześnie prezes, prezydent i premier nie wspominali, że:

  • udziałowcami spółki, która kupiła Polskie Koleje Linowe, są – prócz międzynarodowego funduszu inwestycyjnego Mid Europa Partners – także cztery podhalańskie gminy (Zakopane, Bukowina Tatrzańska, Kościelisko i Poronin). Owszem, ich aport jest symboliczny, lecz wpływy decyzyjne – choćby zważywszy na naturę turystycznego biznesu – mogą być znaczące.

  • ów główny udziałowiec to nie jakaś „firma krzak”, lecz poważny partner (obraca m.in. pieniędzmi Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju oraz Europejskiego Banku Inwestycyjnego), od dawna obecny na polskim rynku (należą doń m.in. sieci sklepów Żabka i Freshmarket, a ostatnio także przychodnie Lux Med).

  • transakcja – jako budząca emocje – była już prześwietlana przez różne instytucje kontrolne (w tym Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego!) i żadnych nieprawidłowości nie wykryto.

Mimo to urzędnicy ministerstwa infrastruktury zaczęli teraz sprawdzać, czy nie dałoby się unieważnić transakcji. I zapewne wobec tak silnej presji politycznej jakiś pretekst się znajdzie. Zapewne też względy ideologiczne oraz wzgląd na autorytet prezesa, prezydenta i pani premier wezmą górę nad kosztem w postaci niepokojącego sygnału dla innych zagranicznych inwestorów, chcących działać na polskim rynku.

Ewentualnie, zgodnie z pomysłem Andrzeja Dudy, któraś z państwowych firm odkupi kolejki – wtedy jednak tylko Mid Europa zrobi szybki i dobry interes.

Co równie ważne: nowe perturbacje i spory wokół Kasprowego Wierzchu oznaczają dalszą zwłokę w ustaleniu, czym ma być „święta góra polskiego narciarstwa”. W jakim zakresie można i należy modernizować tamtejszą infrastrukturę narciarską (chociażby mający niemal pół wieku wyciąg krzesełkowy na Goryczkowej)? Czy dopuścić do sztucznego dośnieżania tras? Czy udostępnić narciarzom inne tereny w okolicy – poza dziś wykorzystywanymi kotłami Gąsienicowym i Goryczkowym? A może uczynić z Kasprowego rodzaj skansenu i miejsce dla coraz popularniejszego narciarstwa naturalnego, czyli jazdy w terenie nieprzygotowywanym przez ratraki i armatki?

Na dodatek ewentualne oddanie Kasprowego w tzw. polskie ręce wcale nie gwarantuje, że góra nie stanie się tym, czego obawiają się przeciwnicy inwestorów zagranicznych – czyli jedynie sposobem na zrobienie szybkich pieniędzy. Zwłaszcza jeśli o losach Kasprowego mieliby decydować sami górale – czy to miejscowi politycy, czy lokalni biznesmeni z zakopiańskich rodów.

Wszak oni akurat już udowodnili, jak bezwzględnie w imię szybkiego zysku potrafią zeszpecić krajobraz i tradycyjną architekturę oraz degradować środowisko naturalne. Wystarczy przejechać się ostatnim fragmentem Zakopianki bądź przespacerować po tym mieście.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną