Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Andrzej I Łaskawy

Prezydent lekceważy prokuraturę i „ułaskawia” internautę... na Twitterze

KŻ / Polityka
Prezydent Andrzej Duda kolejny raz próbuje wyręczyć wymiar sprawiedliwości. Co z tego, że tym razem w dobrej sprawie?

Okazuje się, że wystarczy, by prezydent wysłał krótką sugestię (połączoną z brawurowo prostą wykładnią prawa) przez internetowy komunikator, i prokuratura odstępuje od postawienia obywatelowi zarzutów – choć jeszcze kilka godzin wcześniej nasyłała na młodego mieszkańca Nowego Sącza ekipę policyjną, by ta zabezpieczyła ewentualne dowody na potrzeby śledztwa w sprawie znieważenia głowy państwa.

Okazuje się także, że prezydent może w tejże twitterowej opinii w dość lekceważącym tonie wyrażać się o prokuraturze – było nie było konstytucyjnym organie państwa.

Z kolei wiceminister sprawiedliwości od razu próbuje wykorzystać sprawę jako argument do… podporządkowania na powrót prokuratury swojemu resortowi. Przekonuje bowiem, że gdyby śledczymi zawiadywał Zbigniew Ziobro, to do takich absurdów by nie doszło. Nie bierze pod uwagę, że są jeszcze tacy, którzy pamiętają, iż kiedy ów Zbigniew Ziobro był równocześnie ministrem i prokuratorem generalnym, dochodziło do sytuacji już nawet nie tyle absurdalnych, ile groźnych (symbolem sprawa dr. G czy Barbary Blidy).

Sami prokuratorzy wiją się z kolei, jak mogą (a na dodatek wszczynają przeciw nastolatkowi inne śledztwo – tym razem w sprawie kierowania gróźb karalnych wobec innych internautów).

I jak tu ludzie mają poważnie i z szacunkiem traktować kodeks karny oraz instytucje państwa?

Wszak z tej historii – jak z poprzedniego „wyręczenia” przez prezydenta wymiaru sprawiedliwości (sprawa tzw. ułaskawienia Mariusza Kamińskiego pomimo niezakończenia procedury sądowej) czy też z pomysłów zawarcia tzw. kompromisu w kwestii Trybunału Konstytucyjnego – płynąć może prosty wniosek: że oto prawo w Polsce nie ma żadnej wartości autonomicznej, by nie rzec: nadrzędnej w życiu publicznym, lecz zależy wyłącznie od układu politycznego.

Też więc może być przedmiotem targu czy ugadania – zależnie od bieżących interesów i trendów. Taką tezę – i to jako oczywistość cechującą rzekomo generalnie wszystkie współczesne państwa, w tym demokracje zachodnie – głoszą zresztą już wprost niektórzy publicyści związani z aktualnie rządzącą partią. Dodają przy tym cynicznie, że rolą prawników jest potem dopasowanie interpretacji do przyjętego przez polityków rozwiązania.

Efektem takiego podejścia ma być pogodzenie się z manipulowaniem przepisami przez władzę: obchodzenie ich, naginanie czy ostatecznie łamanie (z konstytucją zresztą, jak się okazuje, włącznie). Towarzyszy temu niedopowiedzenie, że prawo w ogóle nie jest wiele warte. Jak takie „puszczanie oka” jest demoralizujące, przekonywać nie trzeba.

Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną