Ciąg technologiczny 2.0
Ciąg technologiczny 2.0. Pisowska machina do miażdżenia wrogów
Radykalne podporządkowanie mediów publicznych rządowi, ponowne zwierzchnictwo ministra sprawiedliwości nad prokuratorami, porządki w służbach specjalnych, wzmocnienie Instytutu Pamięci Narodowej i zablokowanie Trybunału Konstytucyjnego, aby się w te zmiany nie wtrącał, świadczą o tym, że wraca znany z przeszłości mechanizm, którym partia Kaczyńskiego lubi urabiać polską politykę.
Ciągiem technologicznym PiS nazwano dziesięć lat temu system ściśle połączonych działań na linii władza polityczna–służby specjalne–prokuratura–media, który służył zwalczaniu politycznych wrogów tego ugrupowania, indywidualnie i zbiorowo. Instrukcję obsługi ciągu technologicznego znanego z czasów IV RP można prześledzić na przykładzie rozprawy z lekarzami, którzy zastrajkowali w 2006 r., w czasie kiedy do władzy po premierostwie Kazimierza Marcinkiewicza szykował się już Jarosław Kaczyński.
Najpierw pojawiały się pierwsze sygnały w pisowskich mediach o nieprawidłowościach, łapówkach, tuszowanych błędach medycznych, szpitalnych klikach i zawodowej zmowie. Te sygnały były podchwytywane przez polityków PiS jako oddolny głos, którego przecież nie wolno zlekceważyć, stąd stwierdzenia „pokaż lekarzu, co masz w garażu” i „lekarze w kamasze”. W ramach polityczno-medialnej symbiozy prawicowe gazety kontynuowały temat i pisały o związkach lekarzy z firmami farmaceutycznymi i nieliczeniu się z prawami pacjenta. Nieuchronnie pojawiło się „społeczne oburzenie”. Do pracy wzięło się więc świeżo utworzone Centralne Biuro Antykorupcyjne we współpracy z rządową wówczas (i wkrótce znowu) prokuraturą. Stawało się jasne, że muszą nastąpić zatrzymania. I następowały, z tym najgłośniejszym, doktora G. w lutym 2007 r., ale zarzuty prokuratorskie postawiono także kilku innym sławom medycyny.