Artykuł w wersji audio
To, że rośnie groźny przeciwnik, natychmiast zauważył prezes PiS i narzucił ton rozmowy o Komitecie Obrony Demokracji: „W Polsce jest fatalna tradycja zdrady narodowej. To jest w genach niektórych ludzi, najgorszego sortu Polaków”. Dopytywany o szczegóły sam zadał pytanie: „Czy gestapo i akowcy to ten sam sort ludzi?”. Na manifestacji PiS rzucił hasło: „Cała Polska z was się śmieje, komuniści i złodzieje”. Potem pojawiły się swoiste dla prawicy spod znaku PiS bon moty o demonstrantach: protesty to kwiczenie świń odrywanych od koryta, a w manifach uczestniczą wyłącznie ludzie w norkach i szynszylach. Głównie starzy, zero młodych.
Przeciwko KOD skrzyknęli się prawicowi hejterzy. Ktoś otworzył fałszywą stronę ruchu. Założono na Facebooku kilka fałszywych grup, rzekomo działających w ramach KOD. Próby kompromitacji przy pomocy internetowej prowokacji wprowadziły trochę zamieszania, ale szybko zostały rozszyfrowane. Jeden z tropów prowadził do proputinowskiej Zmiany.
Koderzy (uczestnicy protestów KOD) dostali prezent. „Najgorszy sort Polaków” i „Komuniści, złodzieje i gestapowcy” – to najczęściej pojawiające się napisy na transparentach. Wojnę na hasła KOD wygrał, ale wizerunkowo przegrał, kiedy na konferencji prasowej lider ruchu Mateusz Kijowski wystąpił razem z politykami opozycji, główna zaś informacja o nim po prawej stronie dotyczyła niespłaconych alimentów i że jego rodzina „była związana z komunistycznym aparatem represji”, jak wytropił sam minister Jarosław Gowin. Szybko zrozumiano, że eksponowanie na pierwszej manifestacji polityków to błąd. Trudno było potem tłumaczyć, że KOD nie jest ruchem politycznym, narodził się w innym gronie i powstał z powodu bezradności polityków opozycji, którzy nie wiedzieli, jak reagować na ewidentne łamanie konstytucji przez nową władzę.
Krzysztof Łoziński, niezależny publicysta i pisarz, w czasach PRL działacz opozycji antykomunistycznej, w listopadzie 2015 r. na stronie portalu „Studio Opinii” opublikował artykuł „Trzeba założyć KOD”. Pierwszy użył nazwy Komitet Obrony Demokracji i nakreślił sposób działania nowego ruchu, trochę na wzór Komitetu Obrony Robotników, w którym w latach 70. sam aktywnie działał. „I trzeba pamiętać – napisał – celem nie jest obalanie legalnie wybranych władz, ale obrona demokracji, praworządności, praw człowieka, praw obywatelskich i prawdy”. To zainspirowało nieznanego nikomu informatyka Mateusza Kijowskiego, aby 20 listopada (dwa dni po artykule Łozińskiego) otworzyć na Facebooku stronę pod nazwą KOD.
Po kilku dniach grupa KOD na FB liczy już 50 tys. i ciągle przyrasta. Kijowski dostaje wsparcie z kilku miast od nieznanych osób. Chcą przyjechać do Warszawy i pogadać twarzą w twarz. 2 grudnia dochodzi do spotkania w wynajętej od jednej z fundacji salce. 21 osób (czyli członkowie założyciele) zakłada już formalny KOD. Uchwalają powołanie stowarzyszenia, układają tymczasowy statut, wybierają zarząd. Do czasu sądowej rejestracji władzę dzierży Komitet Założycielski. Procedura rejestracji może, zgodnie z prawem, trwać do trzech miesięcy (najpierw wniosek opiniuje organ nadzorujący, w tym przypadku Urząd M.St. Warszawa, potem rejestruje sąd).
Ustalają, że pora wyjść na powierzchnię. Organizują pierwsze nieśmiałe pikiety. Kilkanaście osób, kilkadziesiąt, wreszcie prawie 300. Stoją z transparentami przed siedzibą Trybunału Konstytucyjnego i wyglądają dość żałośnie. Jest zimno, przechodnie mijają ich obojętnie. Prawicowe media kpią z działaczy KOD. A potem?
Potem już nie kpią. Na pierwszą warszawską manifestację przychodzi według szacunków policji 10 tys. osób, według władz miasta ok. 20 tys., a według organizatorów przynajmniej dwa razy więcej. To już jest siła, z którą władza musi się liczyć.
Łagodna obrona demokracji
W tramwaju dojeżdżającym do placu Unii Lubelskiej tłok. Młody mężczyzna ogłasza: „Przystanek Demokracja, wysiadamy”. Tramwaj pustoszeje, tłum podąża w kierunku alei Szucha. Jest biało-czerwony i niebieski. – Dobrze się tu czuję – mówi pan w średnim wieku. – Ludzie tacy jacyś życzliwi dla siebie.
Andrzej Celiński (w PRL opozycjonista z pierwszego szeregu) prowadzi pod rękę uśmiechniętą starszą panią. Potem napisze na Facebooku, że to była jego mama, ponad 96-letnia Zofia Celińska, siostra Jana Józefa Lipskiego: „Kiedy jakiś łotr mówi o złogach komunizmu, potem opowiada, kto skupia się wokół Trybunału – Ona, Sprawiedliwa Wśród Narodów Świata, komandor Orderu Odrodzenia Polski, czuje obowiązek być tam, gdzie każdy, kto ceni wolność, być powinien”. Pani Zofia na tyle ceni wolność, że uprosiła syna, aby zabrał ją na manifę KOD. Chcąc nie chcąc, zgodził się, a potem nie mógł nadążyć za swoją mamą, kiedy ta dziarsko maszerowała.
Znajomy dziennikarz: – Jeździłem po Azji. Dowiedziałem się o demonstracji. Skróciłem pobyt, przebukowałem bilety, żeby zdążyć. Musiałem tu być.
Pan z Nasielska: – Tutaj czuję, że nie jestem sam. Że mój protest jest ważny, bo łączy się z protestem tysięcy innych.
Tłum maszeruje w kierunku Sejmu. Przy placu Na Rozdrożu na chodniku stoi Maciej Jankowski, związkowiec, były szef Regionu Mazowsze Solidarności. Kilka dni wcześniej gościł u Moniki Olejnik w „Kropce nad i”. Położył na stoliku order otrzymany od prezydenta Lecha Kaczyńskiego. „Profesor Bartoszewski mawiał, że jak nie możesz nic zrobić, to zachowaj się przyzwoicie. To przyzwoicie będzie, jak się pozbędę tego orderu” – oświadczył i dodał, że to jego protest przeciwko niszczeniu demokracji przez PiS. Tłum na placu Na Rozdrożu bije Jankowskiemu brawo.
Kolejne demonstracje – i ta w obronie TK, i ta przeciwko zawłaszczaniu mediów publicznych, i ta w obronie demokracji – są coraz lepiej zorganizowane. Uczestnicy, początkowo nieśmiali i trochę zagubieni, nabierają doświadczenia. Już wyczuwają rytm manifestacji, śpiewają wraz z innymi, skandują, używają trąbek, zgodnie machają flagami i podskakują, bo „kto nie skacze, ten jest z PiS-em”. Duch wspólnego protestu jednoczy ludzi.
Fala wzbudzona przez KOD rozlewa się po kraju. W ostatnich sobotnich protestach manifestowano w kilkudziesięciu miastach. To zamach na demokrację, oznajmiają politycy PiS. To obrona demokracji, odpowiada tłum. Trzeba powiedzieć, że łagodna forma obrony. Bez wyzwisk, palenia opon, wygrażania. Z uśmiechami, wzajemną życzliwością i śpiewaniem hymnu. Mateusz Kijowski śpiewa do megafonu. Ma silny głos.
Krzysztof Łoziński mieszka pod Giżyckiem i to jest główny powód, że w KOD pełni jedynie funkcje honorowe. Ale bacznie wszystko obserwuje i doradza. Kiedy pisał artykuł o potrzebie powołania KOD, nie spodziewał się aż takiego odzewu. – Miałem wcześniej negatywne doświadczenia – mówi. – Napisałem przed wyborami z Piotrem Rachtanem „Raport Gęgaczy”, gdzie ostrzegaliśmy przed tym, co nastąpi, jeśli PiS wygra, ale reakcją była cisza.
KOD wyobrażał sobie jako mały KOR. Zaskoczyło go, że powstało coś innego – olbrzymi ruch społeczny, wymykający się prostym porównaniom. Mówi, że KOR czy Solidarność z roku 1980 zakładali ludzie, którzy się wcześniej znali. – A tutaj podczas trwającej bitwy tworzy się wielka armia z nieznających się nawzajem szeregowców – porównuje.
Radomira Szumełdę z Trójmiasta, właściciela klubu nocnego i restauracji, członka zarządu i szefa regionalnych koordynatorów KOD, narodziny nowego ruchu ucieszyły. Wcześniej działał w Platformie Obywatelskiej i już rok przed wyborami ostrzegał, że jeżeli ta partia nie zmieni taktyki, to przegra z kretesem. Po wyborach sfrustrowany oddał legitymację PO. Do KOD wstąpił na Facebooku. – Ktoś mnie po prostu dopisał do tej grupy – mówi. Przyjechał do Warszawy na spotkanie założycielskie, wtedy dopiero poznał Kijowskiego i pozostałych.
36-letni politolog (dodatkowo studiuje prawo, jest na ostatnim roku) Jarosław Marciniak z Katowic przeczytał artykuł Łozińskiego i w tym samym czasie, kiedy Mateusz Kijowski zakładał stronę KOD na FB, sam otworzył fanpage pod nazwą KOD. Skontaktowali się, spotkali i od tej pory działają już razem. Dzisiaj jest członkiem władz KOD i koordynatorem na Śląsku, gdzie organizuje manifestacje. – Przychodzi cały przekrój społeczny – mówi. – Profesorowie i górnicy, studenci i urzędnicy. Ludzie, którzy podobnie jak ja nigdy wcześniej nie angażowali się w taką działalność.
Nagłośnienie dostali za darmo od właściciela firmy eventowej. Było trochę za słabe, ale zaraz zgłosił się ktoś z lepszym sprzętem. Ochronę zapewnia pewien były wojskowy. Profesjonalnie kieruje grupą ludzi w kamizelkach z napisem KOD. Dzielą plac na strefy, każdy dostaje swój przydział. Porozumiewają się za pomocą krótkofalówek ze słuchawkami, jak prawdziwi ochroniarze. – Każdy przychodzi ze swoimi umiejętnościami – opowiada Marciniak. – Doradzają nam prawnicy i ekonomiści. Pewien grawer ma trochę materiału na znaczki KOD, robi je dla nas bezinteresownie. Rozdaje ludziom.
Mateusz Kijowski, szef KOD, mówi, że na początku on i pozostali z grupy założycielskiej zrobili zrzutkę, żeby było na flagi. Ktoś miał dostęp do drukarni, gdzie zrobili usługę po kosztach. Ale taka partyzantka jest dobra tylko na początek, dlatego postanowili rozpocząć zbiórkę publiczną. Zarejestrowali komitet społeczny, żeby zgodnie z przepisami zbierać pieniądze. Podczas styczniowej manifestacji zebrali do puszek kilkadziesiąt tysięcy.
Wiedzą, że rządzący tylko czekają na jakieś potknięcie, złamanie przepisów, ruch poza granicę prawa. Dlatego dmuchają na zimne. Pilnują, aby wszystko było lege artis. Nawołują, aby podczas przemarszów uczestnicy manifestacji sztywno trzymali się wytyczonych szlaków. Przywołują do porządku osoby, które łamią zasady. Niektórych to denerwuje. – To mi przypomina bardziej festyn niż poważny protest w poważnej sprawie – mówi Robert spod Warszawy. Chciałby ostrzej krzyczeć, nazywać draństwo draństwem. A jak trzeba – rzucić kamieniem, powalczyć z policjantami. – Kolego, to nie spotkanie kiboli. Chcemy pokazać, że można inaczej – mityguje go jeden z ochroniarzy.
Takich jak Robert jest więcej. Dlatego dochodzi do coraz liczniejszych konfliktów. KOD pęka od środka, informuje TV Republika, niedługo ich już nie będzie. Mateusz Kijowski ripostuje, że KOD ma się dobrze. – Konflikty są nieuniknione, ale one tylko nas wzmacniają – mówi.
Jastrzębie i gołębie
Odchodzą ci, którzy byli na początku, przychodzą inni. Jedni wycofują się, bo chcą działać ostrzej, inni, bo chcieliby tworzyć partię i wystartować w wyborach. – Ludzie muszą zrozumieć, że nie jesteśmy i nigdy nie będziemy partią polityczną, nie ubiegamy się o władzę – mówi Kijowski.
Krzysztof Łoziński tłumaczy, że do KOD przychodzą ludzie wyznający różne wartości, zwolennicy i przeciwnicy aborcji, liberałowie, lewicowcy i konserwatyści. Nie ma nawet mowy, aby stworzyli wspólne stronnictwo polityczne. Jednoczy ich wyłącznie obawa przez zamachem na demokrację. – Ale jednocześnie tworzą ruch polityczny, bo żaden ruch społeczny nie jest od polityki oderwany – mówi.
Odszedł Andrzej Miszk, koordynator mazowiecki. Odszedł Jacek Parol, członek czteroosobowego Komitetu Założycielskiego. W Komitecie pozostały już tylko dwie osoby, czyli Mateusz Kijowski i Magdalena Ostrowska, bo z przyczyn osobistych zrezygnował uważany za drugiego po Bogu w KOD Piotr Cykowski. Z pracy w KOD na Podkarpaciu zrezygnowała 22-letnia koordynatorka, bo wybuchł tam konflikt między działaczami. Działacze pokłócili się też w łódzkim oddziale.
Jedna z koordynatorek z warmińsko-mazurskiego swoją rezygnację ogłosiła na FB. Napisała: „KOD od środka przypomina skrzyżowanie bagna z PZPN-em, na dodatek zarządzanego z drugiego fotela”. Według niej KOD zaczął się sypać z powodu wyrzucenia Andrzeja Miszka, koordynatora KOD Mazowsze. Oto fragment jej oświadczenia, przedrukowanego natychmiast przez prawicowe portale: „Nie lubię Miszka i byłam za tym, żeby zniknął, ale sposób załatwienia sprawy był kompletnie idiotyczny. Miszka wyrzucił Mateusz i jak to zwykle w KOD bywa nie poinformował o swojej decyzji pozostałych koordynatorów. Miał rację, ale tego w taki sposób się nie robi, zwłaszcza że Andrzej prowadził największą grupę regionalną w KOD. Jeszcze dwa czy trzy dni wcześniej Miszk był jedną z wiodących postaci – prowadził demonstrację w alei Szucha 12 grudnia. Kilka dni później stał się dla KOD persona non grata. Klepnęliśmy to, zwłaszcza że Miszk nie jest osobą jakoś specjalnie sympatyczną i lubianą. Poza tym to była decyzja Mateusza, a w KOD z jego decyzjami się nie dyskutuje. Bijemy na lidera i robimy wszystko, żeby był bez skazy. On zawsze ma rację, nawet gdyby tej racji nie miał. A przeważnie jej nie miał”.
– Nie wytrzymała napięcia, wykrzyczała swoją frustrację – ocenia jeden z koordynatorów. – Szkoda jej, bo była bardzo zaangażowana.
Mateusz Kijowski jest atakowany z zewnątrz i od środka. Nie obraża się. Tłumaczy: – Zgłaszają się do nas ludzie aktywni, nie ci spokojni, którzy siedzą w domu i czekają. Zgłaszają się z bardzo różnych motywacji, ale są też wśród nich nadaktywni, ludzie z przerostem ambicji, którym nigdy w życiu się nic nie udało i próbują ponownie, mając nadzieję, że tym razem się uda. I pojawiają się problemy międzyludzkie, które nie zawsze wynikają ze złej woli.
Radomir Szumełda, szef koordynatorów, zauważa, że w KOD przeważają osoby myślące pokojowo, dalekie od zamiaru wchodzenia w konflikty. – To gołębie. Ale oceniam, że jakieś 10 proc. to typ jastrzębi, zachowują się, jakby walczyli na froncie.
Na wiosnę jeszcze poskaczą
Część działaczy KOD do tej pory prowadziła debaty wyłącznie na FB. A w realu nie da się przeciwnika zbanować, trzeba z nim rozmawiać. Tam krzyczy się caps lockiem, tu trzeba przekonywać. Zderzają się charaktery i ambicje, dochodzi do często absurdalnych sporów. – Tak jest zawsze, kiedy rodzi się nowy ruch. Ale to minie, dotrzemy się, dopasujemy – mówi Szumełda.
Na razie KOD czeka na rejestrację stowarzyszenia. Długo, zbyt długo. – Tarcia ucichną, jak już powstaną formalne struktury i zostaną wybrane władze. Taki mandat będzie mocny i niepodważalny – mówi Krzysztof Łoziński.
Radomir Szumełda nie chciał być, nawet w przejściowym okresie, koordynatorem mianowanym. Przeprowadził na Pomorzu wybory. Dostał 279 głosów na 280 możliwych.
KOD województwa pomorskiego liczy ponad 3 tys. członków. Podobnie jak KOD w Wielkopolsce. Inne mocne regiony to Śląsk, Dolny Śląsk, Małopolska, Zachodnie Pomorze i Mazowsze (tu ok. 7 tys. członków). Ale wszelkie statystyki to do czasu oficjalnej rejestracji jedynie przybliżone szacunki. Na FB zapisało się prawie 60 tys. osób. Na fanpage’u 150 tys. członków grupy. W ogólnopolskich manifestacjach uczestniczyło według ostrożnych obliczeń też ok. 150 tys. osób. Mateusz Kijowski mówi, że liczy się realna siła, a tą stanowi ok. 20 tys. aktywistów tworzących struktury w całej Polsce. To oni przygotowują manifestacje, zabezpieczają je, organizują zaplecze.
Struktury już istnieją i działają nie na FB, ale w życiu realnym. To lokalne Komitety Obrony Demokracji we wszystkich 16 województwach, to KOD Polonia zorganizowany przez Polaków przebywających poza granicami, z oddziałami m.in. w Australii, Austrii, Belgii, Francji, Hiszpanii, Holandii, Irlandii, Anglii, Niemczech. Działa też KOD azjatycki.
Problemy dopiero przed nimi. Po rejestracji stowarzyszenia potrzebna będzie stała siedziba, biuro, ewidencja, księgowość, opieka prawna. Trzeba będzie znaleźć pieniądze na zatrudnienie przynajmniej kilku osób. Krzysztof Łoziński uważa, że potrzebne będą własne media, aby trafiać z przekazem szeroko do ludzi. Na razie miejscem, gdzie działacze KOD, także ci, którzy z różnych powodów odeszli z ruchu, publikują swoje artykuły i manifesty, jest kierowany przez Stefana Bratkowskiego portal Studio Opinii.
Jeden z polityków PiS oznajmił niedawno, że demonstracje KOD nie robią na nim wrażenia. „Przyjdą, poskaczą, potupią i pójdą” – opowiadał jak o kabarecie. Na wiosnę, jak zapowiadają działacze KOD, być może zmieni zdanie. Mateusz Kijowski chociaż chce, aby stworzony przez niego ruch działał pokojowo, ma głębokie przekonanie, że tylko nieustępliwością można powstrzymać rządzących przed dyktatorskimi zakusami. Demonstracje będą się odbywać, chociaż nie cyklicznie jak miesięcznice katastrofy smoleńskiej, ale zawsze wtedy, kiedy niezbędna będzie reakcja na złe decyzje. – Bardzo bym się cieszył, gdyby udało się usiąść do stołu z panem Kaczyńskim, z prezydentem Dudą i panią premier Szydło i porozmawiać o tym, co to jest wolność i jak powinno być skonstruowane państwo prawa – mówi. – Muszą zrozumieć, że trzeba zasypywać rowy dzielące społeczeństwo, a nie je pogłębiać.
Wie jednak, że takiej rozmowy nie będzie.