Start rządów PiS w sprawach polsko-niemieckich jest lepszy, ale i gorszy niż 10 lat temu. Lepszy, bo nie mamy, jak wtedy, wojny kartoflanej o satyrę na braci Kaczyńskich w niemieckiej gazecie i rozhuśtanej wojny muzealnej z Eriką Steinbach (kto to taki?). Gorszy, bo wtedy inna była kondycja zarówno Unii Europejskiej, jak i Niemiec. W 2005 r. Polska dopiero co weszła do klubu i wciąż miała fory nowicjusza.
Miała je również Angela Merkel, która właśnie o włos wygrała wybory i uczyła się kanclerzowania.