Z ust polityków PiS słyszymy, że Trybunał Konstytucyjny został zawłaszczony przez opozycję. To nieścisłość. Sędziowie wybrani za rządów koalicji PO-PSL mają jakoby orzekać w jej interesie, przeszkadzając w reformowaniu kraju na modłę PiS. Spośród 10 sędziów TK z najdłuższym stażem za „swojego” PiS uważa jedynie prof. Mirosława Granata, rekomendowanego do TK przez LPR i Samoobronę (kiedy premierem był Jarosław Kaczyński). Reszta składu to sędziowie „gorszego sortu”, rekomendowani przez PO, PSL czy SLD. Wcześniej posłowie PiS nie byli tak jednoznaczni w swoich ocenach. Zatem odświeżmy im pamięć.
Prezes Jarosław Kaczyński, a z nim prawie cały klub PiS, głosował za wyborem do TK trzech sędziów rekomendowanych przez PO: prof. Sławomiry Wronkowskiej-Jaśkiewicz, prof. Piotra Tulei i prof. Leona Kieresa. Być może poparcie PiS otrzymałby i prof. Stanisław Biernat, gdyby w dniu głosowania klub PiS po konflikcie z marszałkiem Sejmu nie opuścił sali posiedzeń, bojkotując wszystkie przewidziane jeszcze w porządku obrad głosowania, w tym i nad kandydaturą sędziego TK. Podobnie jak prezes PiS, za wymienionymi kandydatami na sędziów głosowali (kiedy byli posłami) najostrzejsi dziś harcownicy na polu zmagań z TK: Andrzej Duda, Mariusz Błaszczak, Marek Ast i Stanisław Piotrowicz.
Przy obsadzaniu pozostałych miejsc PiS wystawiał własnych kandydatów (prof. Krystyna Pawłowicz – dwukrotnie i senator Piotr Andrzejewski) albo „wycinał” wszystkich. Tak było przy wyborze do składu TK prof. Andrzeja Rzeplińskiego. W protokole z tego głosowania odnotowano, że Jarosław Kaczyński był nieobecny. Z akceptacją PiS wybrano zatem nie jednego, lecz co najmniej czterech sędziów ze „starej” dziesiątki sędziów TK.