Karuzela na generalskich stanowiskach przyśpieszyła. 3 marca z Dowództwa Generalnego (zarządza 90 proc. polskich żołnierzy) manifestacyjnie zwolniło się pięciu dowódców. W tym szef wojsk lądowych (odpowiada za ponad 50 proc. polskiej armii) i jego zastępcy. Bez szefa została również marynarka wojenna. Ze stanowiska odszedł również szef sztabu. W ciągu jednego dnia liczące 23 generałów dowództwo straciło pięciu kluczowych ludzi. Ministerstwo Obrony stanowisko w tej sprawie wypracowywało publicznie. Najpierw dowódcom zasugerowano brak odwagi, twierdząc, że opuszczają armię w potrzebie. Później lansowano wersję, że nic się nie stało, bo i tak miano się z nimi pożegnać.
I na dowód swojej konsekwencji dwa dni później minister Antoni Macierewicz zwolnił dwóch kolejnych dowódców. Przed upływem końca kadencji ze stanowiskiem pożegnał się szef Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych Edward Gruszka. Zmieniono również dowódcę Garnizonu Warszawa. Stanowisko stracił generał Wiesław Grudziński. Obydwu zwolniono ze względu na „ważny interes sił zbrojnych”. – Nie wiem, jaki interes może mieć armia, żeby w przededniu największych ćwiczeń i szczytu NATO zwolnić ludzi odpowiedzialnych za obsługę logistyczną obydwu wydarzeń. Chyba że interesem MON jest to, żeby obydwa wydarzenia się nie powiodły – mówi Czesław Mroczek, były wiceminister obrony narodowej.
Na ćwiczeniach Anakonda 2016 ma być prawie 13 tys. żołnierzy z państw NATO. Plus prawie drugie tyle polskich. Ćwiczenia zaczynają się za niespełna 12 tygodni. Generał Dariusz Łukowski, nowy dowódca Inspektoratu, ma spore doświadczenie w logistyce, ale nie będzie miał za dużo czasu na przejęcie obowiązków.