Konserwatywni radykałowie, potocznie zwani obrońcami życia, tylko czekali na pretekst, by w nowej kadencji Sejmu domagać się od polityków PiS realizacji wcześniejszych obietnic. Tak jak przewidywaliśmy, Jarosław Kaczyński stał się zakładnikiem walczących z aborcją tzw. prolajferow, którym w przedwyborczej gorączce udzielił wsparcia (POLITYKA 39/15). Głosowanie w poprzedniej kadencji za obywatelskim projektem zaostrzającym prawo aborcyjne nic wówczas PiS nie kosztowało, gwarantowało za to przychylność Kościoła i środowisk katolickich. Cenę za tamten populistyczny gest przyjdzie zapłacić partii Kaczyńskiego w najmniej sprzyjającym momencie.
Choć sam pomysł całkowitego zakazu przerywania ciąży podoba się wielu posłom partii rządzącej, jednak – jak można usłyszeć – to nie jest czas na otwieranie kolejnego frontu walki. PiS przejmuje instytucje państwa, walczy z Trybunałem Konstytucyjnym, Brukselą, zmaga się z krytyką kolejnych środowisk, do tego ma na głowie organizację Światowych Dni Młodzieży i szczytu NATO. Gorący spór o aborcję to ostatnia rzecz, której obecna władza potrzebuje. Dlatego politycy PiS próbują negocjować z Kościołem, aby ten poskromił zapędy fundamentalistów domagających się już nie tylko całkowitej delegalizacji aborcji, ale i kar więzienia, także dla matek, które przerwały ciąże.
Krzykacze
Prolajferzy w połowie marca złożyli u marszałka Sejmu projekt i uzasadnienie nowelizacji ustawy antyaborcyjnej; na dniach rozpoczną zbiórkę podpisów.