Mimo światełka w tunelu musiało być jednak ciemno, skoro żaden z pożal się Boże liderów opozycji nie domyślił się, że jeśli już pójść na spotkanie z Kaczyńskim, to dopiero PO wywiadówce, czyli PO wizycie prezydenta Dudy w Waszyngtonie, panów Jaglanda (Rada Europy) oraz Timmermansa (Komisja Europejska) w Warszawie, czyli za kilka dni, a nie dokładnie tak, żeby prezydent Duda mógł opowiadać prezydentowi USA, jaka sielanka i dialog panują na polskiej scenie politycznej. W teatrzyku jednego aktora, jakim jest polska polityka, liderzy opozycji pozwolili się obsadzić w roli statystów. Zaś dostojni goście są wożeni limuzyną (pancerną?) w trójkącie Duda–Szydło–Waszczykowski, gdzie słyszą tę samą śpiewkę. Liderzy (?) opozycji (?) dali się wykorzystać jak dzieci. Nie pierwszy raz Kaczyński ich zahipnotyzował. Notabene szkoda, że rozmowa Obama–Duda była błyskawiczna. Gdyby przedpokój był dłuższy, nasz prezydent prawnik mógłby opowiedzieć ich prezydentowi prawnikowi, że w Polsce prokurator okręgowy może decydować, czy przewodniczący Trybunału Konstytucyjnego prawidłowo dobrał skład sędziowski. Na Dzikim Zachodzie nie do pomyślenia.
Komentatorzy pochylają się też z uwagą nad przedstawieniem pt. „Zgniły kompromis”, czyli stosunki państwo–Kościoły w Polsce. Bogobojne państwo zawarło kolejny, przepraszam za to ośmieszone słowo, kompromis. Wyłączyło mianowicie Kościoły (praktycznie jeden) i związki wyznaniowe z drakońskiej ustawy o obrocie ziemią, w zamian za co usłyszało „Bóg zapłać”. Teraz wielkoduszne państwo pochyli się nad uzdrowieniem zgniłego „kompromisu” aborcyjnego. Główny dramaturg naszego teatru narodowego już ogłosił, że jest katolikiem i będzie głosował za dobrą zmianą ustawy.