Jechałem do Poznania na obchody rocznicy chrztu Polski. Bardzo okrągłej, bo 1050., ale w dobie miesięcznic takie rzeczy przestają razić. Patrzyłem zza kierownicy na państwo, które zaczęło się od przedsięwzięcia Piastów, prowincjonalnych władyków z niewielkiego gródka z kilkoma rzędami drewnianych chałup. Patrzyłem, jak potomkowie kmieci w lnianych sukmanach wyprzedzają się wzajemnie autami produkowanymi w dawnym Cesarstwie. Na przeciągające po szosach Wielkopolski tiry prowadzone przez potomków Rusów z rosyjskimi, ukraińskimi i białoruskimi rejestracjami.