Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Ukraińcy znów mają czarne podniebienia

. . Ministry of Foreign Affairs of the Republic of Poland / Flickr CC by 2.0
W Polsce rośnie liczba przestępstw na tle narodowym, rasowym czy wyznaniowym. Niestety trudno tego nie powiązać z panującą u nas atmosferą polityczną. Ofiarami padają m.in. Ukraińcy.
. .

Niedawno w Parlamencie Europejskim premier Beata Szydło opowiadała o milionie uchodźców z Ukrainy, których przyjęła Polska. Oczywiście, delikatnie mówiąc, pani premier mijała się z prawdą, co zmuszony był zauważyć ambasador Ukrainy. Przypomniał on, że w Polsce przebywają migranci ekonomiczni, a nie uchodźcy – tych jest raptem kilku. Intencje premier rządu Prawa i Sprawiedliwości były oczywiste – chciała zaprezentować Polskę jako kraj otwarty na przybyszów i już borykający się z dużą ich liczbą. Niestety i w tym przypadku Beata Szydło się myliła – z tą otwartością jest bardzo źle.

Opublikowane kilka tygodni temu badania CBOS pokazały, że po raz pierwszy od wielu lat liczba Polaków odczuwających niechęć do Ukraińców przewyższyła liczbę tych, którzy czują do nich sympatię. To bardzo zły i niepokojący sygnał. Wydawało się, że rewolucja godności i walka Ukraińców z rosyjską agresją przysporzą im sympatii nad Wisłą. Jest inaczej.

Być może duży wpływ ma na to obecność Ukraińców w polskich miastach. Rzeczywiście jest ich dużo. Ukraiński (albo rosyjski) słychać w galeriach handlowych i w pubach. Ukraińców można spotkać w autobusach albo za ladą polskich sklepów. Niedaleko redakcji „Nowej Europy Wschodniej” przybysze z Ukrainy otworzyli małą restauracyjkę, w której można zjeść pyszne pierogi. Mnie to cieszy. Ale widać nie wszystkich. Trudno powiedzieć, z czego ta rosnąca niechęć Polaków wynika. Przecież przybysze ze Lwowa i innych miast nie zabierają nam pracy – bezrobocie u nas spada. Są też ratunkiem dla polskich uczelni borykających się z niżem demograficznym.

Niechęć przeradza się w nienawiść a ta czasem w przemoc (choćby nawet słowną). Zdarzały się już przypadki agresji wobec Ukraińców (tak było w Brzeszczach w Małopolsce). Ukrainoznawczynię Olgę Solarz z Przemyśla zwyzywano w internecie między innymi od „banderowskich ladacznic”. Są i przykłady bardziej wyrafinowane: w Lublinie pojawiła się inicjatywa, by zmienić nazwę skweru im. Tarasa Szewczenki. Pomysłodawcy chcą przemianować skwer na „Sprawiedliwych Ukraińców”.

Oczywiście Ukraińcy nie są jedyni – jeszcze bardziej nie lubimy choćby Romów albo Arabów (od których rzeczywiście w Polsce aż nie da się opędzić…). Narasta fala nienawiści. Palenie kukły Żyda, zlot narodowców w Białymstoku, dewastacja pomnika rozstrzelanych Romów w Borzęcinie… Przykładów jest aż nadto. Media praktycznie codziennie informują o aktach wrogości wobec innych.

Niestety trudno tego nie powiązać z panującą w Polsce atmosferą polityczną. Gdy czołowi polscy politycy w polemicznym zacietrzewieniu dzielą polskie społeczeństwo na gorszy i lepszy sort, inni wyciągają z tego własne wnioski.

Kilka dni temu prezentowano w Sejmie raport prokuratury krajowej, którego konkluzje są jasne – w Polsce rośnie liczba przestępstw popełnianych na tle nienawiści do innych: chodzi głównie o inny kolor skóry, inne wyznanie czy narodowość. Jednak poseł rządzącej partii Szymon Giżyński drwił z raportu i kwestionował metodologię badań, mówiąc między innymi: „Jest szereg innych grup. Może warto rozszerzyć metodologię o to, jak zachowują się Polacy ze względu na pewne preferencje, np. kolor skarpetek. Jak zachowują się smakosze różnych zup”.

Intelektualiści wspierający obecne władze nie mogą udawać, że nic się nie dzieje. Że jedno z drugim nie ma związku. Coraz większa pewność, z jaką narodowcy poczynają sobie w Polsce, wynika z bagatelizowania problemu i atmosfery przyzwolenia na pogardę wobec drugiego człowieka.

Na szczęście po drugiej stronie polsko-ukraińskiej granicy jest wciąż inaczej – Ukraińcy lubią Polaków, sondaże w tej sprawie są jednoznaczne. Dla nich Polska jest wzorem. Niedawno prezydent Ukrainy Petro Poroszenko poprosił Leszka Balcerowicza o wsparcie reform nad Dnieprem. Polski ekonomista ma być przedstawicielem Poroszenki w ukraińskim rządzie. Razem z nim Ukraińcom pomagać mają Jerzy Miller i Mirosław Czech. Warto zauważyć, że władze Ukrainy nie poprosiły o pomoc przedstawicieli „dobrej zmiany”, ale Balcerowicza – jednoznacznie kojarzonego z III RP.

Artykuł ukazał się w wydaniu internetowym dwumiesięcznika „Nowa Europa Wschodnia

*

Andrzej Brzeziecki jest redaktorem naczelnym „Nowej Europy Wschodniej”.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną