Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Gabinet strachów

Państwo strachu i szantażu. Jak PiS straszy biznes

Tumblr
Niewidzialna ręka rynku dobrze działa wtedy, kiedy jest wsparta przez widzialną rękę państwa – przekonuje wicepremier Mateusz Morawiecki. Tylko czy ta widzialna ręka musi być zaciśnięta w pięść? – pytają przedstawiciele polskiej gospodarki.
Rząd PiS ma problem nie tylko z sędziami Trybunału Konstytucyjnego, ale też sądów powszechnych.Getty Images Rząd PiS ma problem nie tylko z sędziami Trybunału Konstytucyjnego, ale też sądów powszechnych.
Byłemu ministrowi środowiska, Marcinowi Korolcowi, za niedopuszczenie do wycinek w Puszczy Białowieskiej grozi 5 lat więzienia.
Na zdjęciu zrąb w okolicach Białowieży.Juan de Vojnikov/Wikipedia Byłemu ministrowi środowiska, Marcinowi Korolcowi, za niedopuszczenie do wycinek w Puszczy Białowieskiej grozi 5 lat więzienia. Na zdjęciu zrąb w okolicach Białowieży.

Artykuł w wersji audio

Funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego wkroczyli niedawno do wszystkich urzędów marszałkowskich w kraju. Przez kilka najbliższych miesięcy będą kontrolowali wydatkowanie pieniędzy unijnych. To nietypowa akcja, bo wyspecjalizowanych kontrolerów unijnych funduszy jest już wielu. Zajmują się tym m.in. urzędy kontroli skarbowej, NIK, minister rozwoju, Europejski Trybunał Obrachunkowy.

To klasyczne „trałowanie”, tłumaczą eksperci. CBA ciągnie sieci w nadziei, że coś wyłowi. Nawet jeśli nie będą to przypadki korupcji, nadające się do procesowej obróbki, to może znajdą się punkty zaczepienia do innych akcji. Wśród samorządowców panuje przekonanie, że akcja CBA jest przygrywką do uderzenia w lokalne samorządy, których większość jest w rękach opozycji. Może doprowadzi to do przedterminowych wyborów? W ostateczności coś się przecież znajdzie, choćby do obróbki medialnej, która umocni wiarę wyborców, że rząd musi zrobić porządek, bo w samorządach dzieje się źle.

CIECH na grillu

CBA ma dziś wiele politycznych zadań. Najważniejsze wiążą się ze sprywatyzowanymi spółkami, które już przed wyborami zostały wytypowane przez polityków PiS do odzyskania. Pisaliśmy o tym w POLITYCE już w styczniu (Skarb z odzysku), wyliczając, kto znalazł się na celowniku: CIECH, Przedsiębiorstwo Wydawnicze Rzeczpospolita, Kopalnia Węgla Brunatnego Adamów, spółka Meble Emilia, Zakłady Górniczo-Hutnicze Bolesław, Polskie Koleje Linowe, PKP Energetyka.

Z większością tych spółek wiąże się jakiś polityczny interes, który sprawia, że są teraz intensywnie grillowane. W przypadku CIECH chodzi o osobę nieżyjącego już Jana Kulczyka, którego luksemburska spółka kupiła kontrolny pakiet akcji. Nielegalnie nagrane w trakcie tzw. afery podsłuchowej rozmowy Kulczyka z politykami PO nie dostarczyły dowodów jakiejś korupcji, ale może coś się jednak znajdzie w papierach? W przypadku kopalni Adamów na celowniku jest Zygmunt Solorz-Żak, właściciel zespołu elektrowni Pątnów-Adamów-Konin, a także – co ważne – telewizji Polsat. Wydawnictwo Rzeczpospolita jest intensywnie rozpracowywane z uwagi na właściciela Grzegorza Hajdarowicza, nie tylko ze względu na jego kontakty z politykami PO, ale także dlatego, że zorientowany przez długi czas na PiS dziennik (to tam były słynne publikacje o trotylu w Tu-154) zmienił w dość niezależne medium. A Polskie Koleje Linowe? Bo prezes Kaczyński przed wyborami obiecał góralom, że odzyska dla nich kolejkę na Kasprowy. Natomiast PKP Energetyka trafiła na warsztat CBA z inicjatywy Krzysztofa Tchórzewskiego, ministra energii, który jest urlopowanym pracownikiem tej spółki.

Grillowanie poszczególnych spółek jest na różnych etapach. Najintensywniej toczy się ostatnio w przypadku CIECH. Pisaliśmy już o akcji CBA, w trakcie której funkcjonariusze weszli do biur chemicznej spółki oraz do Kulczyk Holding w celu zabezpieczenia dokumentacji. Wśród firm, które odwiedzili, była także spółka public relations Cross Media PR, która pracuje dla CIECH i Kulczyk Holding.

Kiedy o 7.00 rano przyszło do mnie CBA, by zabezpieczyć mój laptop i tablet, zapytałem, czy na miejscu już jest Telewizja Republika – opowiada prezes Cross Media PR Andrzej Długosz. – „Jestem oficerem, pan mnie obraża”, usłyszałem. Kiedy o 9.30 TV Republika podała, że było u mnie CBA, i wymieniając z imienia i nazwiska, poinformowano, że „na razie mam status świadka”, usłyszałem od oficera: „nie mam z tym nic wspólnego”. Długosz dodaje, że w ten oto prosty sposób został pozbawiony nie tylko sprzętu komputerowego (CBA go nadal analizuje), lecz także trzeciej części klientów, którzy przestraszeni zerwali umowy. Być może to był cel?

Tu nie chodzi o CIECH – wyjaśnia jeden z ekspertów zaangażowanych w akcję odzyskiwania spółek. – CBA przeszukuje komputery Długosza z nadzieją, że znajdzie w nich coś, co przyda się do sprawy PKP Energetyka. Cross Media pracowały dla tej spółki. Ministrom Tchórzewskiemu i Adamczykowi bardzo zależy, by unieważnić tę prywatyzację. Z PKP Energetyka ministrowie mają problem, bo składali już do prokuratury doniesienie, ale prokuratura nie znalazła powodów do śledztwa. Na dodatek ostatnio NIK pozytywnie oceniła prywatyzację spółki. Podważenie transakcji będzie trudne, chyba że uda się coś nowego wytrałować.

Apetyt na owoce

Przeszukiwanie komputera świadka z nadzieją, że znajdzie się coś, co przyda się do innych spraw, wygląda na nielegalne gromadzenie dowodów. To tzw. owoce zatrutego drzewa, czyli dowody, których dotychczas nie można było wykorzystać procesowo, ale ostatnia reforma Kodeksu postępowania karnego (POLITYKA 25) przewiduje już legalizację dowodów uzyskanych np. przy okazji podsłuchów prowadzonych w innych sprawach.

Prywatny biznes drży na myśl o kolejnych idących tym śladem zmianach, choć pani premier uspokaja, że tylko nieuczciwi mają się czego obawiać. Uczciwi mogą spać spokojnie. Problem tylko taki, że kryteria oddzielające jednych od drugich robią się coraz bardziej płynne. Chodzi o to, by nikt nie czuł się zbyt pewnie. Konsekwencje, jakie to pociąga, mogą być za to dramatyczne.

Dotyczy to zwłaszcza tzw. konfiskaty rozszerzonej, która pozwoli prokuraturze (w praktyce Zbigniewowi Ziobrze) na zajęcie majątku w trakcie niezakończonego postępowania karnego. Nie chodzi tylko o pojedyncze przedmioty, ale nawet całe przedsiębiorstwo, „które służyło lub było przeznaczone do popełnienia przestępstwa”. Przed zakończeniem postępowania prokurator będzie mógł ustanowić zarządcę przymusowego.

Prokuratorzy opiniujący projekt bardzo go pochwalili, ale sędziowie sądów okręgowych nie zostawili na nim suchej nitki. Zarzucają m.in. stosowanie nieostrych i ocennych kryteriów czy też wprowadzenie odpowiedzialności karnej podmiotów zbiorowych (np. spółek), nieistniejącej w polskim systemie.

Rząd PiS ma więc problem nie tylko z sędziami Trybunału Konstytucyjnego, ale też sądów powszechnych. Nie dorośli do „dobrej zmiany”. Dlatego ich samych czeka zmiana, bo wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak szykuje reformę sądownictwa. „Gazeta Polska” zachwyca się jego planem: „Odejście w stan spoczynku ponad 80 sędziów Sądu Najwyższego zaczynających kariery w czasach komunizmu. Uderzenie po kieszeni nierzetelnych sędziów w ramach odpowiedzialności dyscyplinarnej. Rozbicie sitw skupionych wokół prezesów sądów, które nie będą już mogły rozdawać przywilejów, gdyż sędziowie obu instancji zarabiać będą tyle samo”.

Kontroli mniej więcej

Konfiskata rozszerzona wbrew pozorom nie jest wynalazkiem PiS. To rozwiązanie stosowane w wielu krajach, służące walce z przestępczością zorganizowaną i nawet rekomendowane przez Unię Europejską. Chodzi o pozbawienie sprawców przestępstw ekonomicznej bazy dla ich działalności kryminalnej. Jak zwykle jednak diabeł tkwi w szczegółach, w procedurach i kontroli. Arbitralność władzy stwarza nieograniczone pole do szantażu wobec każdego źle widzianego przedsiębiorcy.

Dziś np. wielkim problemem są wyłudzenia podatku VAT. To dochodowy sektor zorganizowanej przestępczości. Konieczne są zmiany prawa – tłumaczy rząd. Nie tylko karnego, ale także licznych innych ustaw, zwłaszcza podatkowych. I tych, które dają nowe uprawnienia służbom specjalnym (podsłuchy, inwigilacja itp.).

Szykuje się też wojna z tzw. agresywną optymalizacją podatkową, czyli tworzeniem zagranicznych spółek tylko po to, by przy ich pomocy obniżać zobowiązania podatkowe w kraju. Na celowniku znalazły się ceny transferowe, czyli transakcje pomiędzy powiązanymi ze sobą firmami prowadzone po sztucznie ustalanych cenach tylko po to, by płacić niższe podatki. Przedsiębiorcy już od lipca (mali od stycznia) mają obowiązek przekazywania do urzędów skarbowych drogą elektroniczną swojej ewidencji VAT (jednolity plik kontrolny – JPK), aby skarbówka mogła na bieżąco kontrolować i poprzez kontrole krzyżowe wyłapywać nadużycia. Zajmie się tym nowa (uzbrojona) służba – Krajowa Administracja Skarbowa.

Od pół roku obserwujemy wzmożoną aktywność kontrolną aparatu skarbowego. Kolejne projekty zmian systemu podatkowego – w wielu przypadkach uzasadnione i potrzebne przygotowywane są w pośpiechu – zauważa Andrzej Puncewicz, doradca podatkowy, partner w firmie Crido Taxand. Towarzyszy temu medialna aktywność przedstawicieli resortu finansów budząca niepokój wśród przedsiębiorców. Wiele osób już się gubi, co się zmieniło, a co jest dopiero w fazie projektu. Obawiają się, że nieprecyzyjność przepisów lub ich wykładni może zaszkodzić nie tylko ich firmom, ale też im samym. Konsekwencje (łącznie z więzieniem) są bowiem coraz poważniejsze.

Przedsiębiorcy od dawna skarżą się, że państwo zastawia na nich pułapki i zamęcza nieustannymi kontrolami, które dezorganizują działalność i narażają na koszty. Dlatego Ministerstwo Rozwoju przygotowało pakiet 100 usprawnień dla firm, obiecując m.in. ograniczenie liczby i czasu kontroli. Jednocześnie resort finansów wydał szefom skarbówek instrukcję, by skuteczniej dociskały podatników. Plan przewiduje nie tylko zwiększenie liczby kontroli, ale także wymaga, by więcej osób było prawomocnie skazanych.

Zły i dobry policjant

Minister rozwoju kreuje się więc na dobrego policjanta, obiecując rozluźnienie rygorów, gdy minister finansów jest złym, przykręcającym śrubę. – Niemal połowa polskich przedsiębiorców nie jest przygotowana do kontroli skarbowej. Zwłaszcza do obowiązku dostarczania jednolitych plików kontrolnych. To będzie spore wyzwanie informatyczne dla mniejszych firm i w efekcie może narazić je na kary – przewiduje Piotr Ciski, prezes firmy Sage.

Niestety, coraz wyraźniej widać, że państwowy aparat kontrolny – jawny i niejawny – oraz prokuratura stają się narzędziem politycznym. Oto np. Prokuratura Okręgowa w Warszawie wszczęła właśnie śledztwo w sprawie przekroczenia uprawnień przez Marcina Korolca, byłego ministra środowiska. W 2012 r. miał on nie dopuścić do wycięcia Puszczy Białowieskiej, co ograniczyło pozyskanie drewna i przyczyniło się do rozwoju pasożytów. Grozi mu za to do 5 lat więzienia.

W tym samym czasie Komisja Europejska wszczęła postępowanie przeciw Polsce w związku z planami obecnego ministra środowiska Jana Szyszki wycinki puszczy. Zarzut dotyczy naruszenia dyrektyw siedliskowej i ptasiej, za co grożą dotkliwe kary finansowe. Jest więc prawdopodobne, że jednocześnie Trybunał Sprawiedliwości skaże Polskę za wycięcie puszczy, a polski sąd Korolca za niewycięcie. To sygnał dla biznesu, by za bardzo nie pokładał nadziei w prawie unijnym: zanim Strasburg albo Luksemburg pochylą się nad sprawą, zajmie się wami nasz prokurator.

Sprawa Korolca jest jedną z wielu, w których nowa władza rozlicza poprzedników. Część z nich dotyczy górnictwa, zwłaszcza upadku Kompanii Węglowej. Pospieszny audyt przeprowadzili tam tzw. społeczni eksperci wskazani przez ministra Tchórzewskiego. Wśród doniesień do prokuratury wiele jest zasadnych zarzutów ukazujących, jak nieudolnym zarządcą jest państwo. Audytorzy zarzucają m.in., że kopalnie wynajmowały zewnętrzne spółki, płacąc im astronomiczne wynagrodzenia, albo inwestowały w wydobycie tam, gdzie należało z niego zrezygnować. Tyle że taką politykę dyktowały górnicze związki, a zarządy się do tego stosowały, bo ekonomia była na drugim planie. Instrukcja z Warszawy była prosta – dbać o spokój społeczny.

To samo robi dziś nowa władza, tylko na większą skalę. Jednocześnie zamierza surowo rozliczyć poprzedników. Ale to broń obosieczna, bo każdy państwowy menedżer z politycznego nadania musi mieć świadomość, że za kilka lat i on może stanąć przed prokuratorem i tłumaczyć się z podejmowanych dziś na polecenie z góry, nieracjonalnych ekonomicznie decyzji. Świadomość przyszłej karnej odpowiedzialności może być paraliżująca. A przecież rola państwa w gospodarce ma rosnąć. Wicepremier Gowin wzywa nawet do nacjonalizowania banków.

– Tylko nieliczni menedżerowie są świadomi ryzyka – wyjaśnia jeden z urzędników Ministerstwa Skarbu. – Większość ma silną polityczną motywację i wiarę, że obecny układ polityczny długo się nie zmieni. Stąd poczucie rewolucyjnej misji i przekonanie, że nie można się dziś kierować przyziemnymi kwestiami, jak interes spółki i akcjonariuszy. Gdyby prezes PGE dostał polecenie zbudowania elektrowni jądrowej, następnego dnia podpisałby stosowną decyzję.

Politycy wydają się bardziej świadomi ryzyka, na jakie wystawiają swoich nominatów. W Ministerstwie Skarbu pojawił się więc pomysł zmiany Kodeksu spółek handlowych, tak by prezesów zwolnić z odpowiedzialności karnej za działanie na szkodę spółki, jeśli stały za tym ważne politycznie powody.

Biznes w napięciu obserwuje, jak nowa władza – nie niepokojona przez Trybunał Konstytucyjny – rozbudowuje swój arsenał. Wszyscy wiedzą, że jeśli w pierwszym akcie dramatu na ścianie zawiśnie strzelba, to w ostatnim ktoś musi z niej strzelić. A strzelb szybko przybywa.

Polityka 27.2016 (3066) z dnia 28.06.2016; Polityka; s. 22
Oryginalny tytuł tekstu: "Gabinet strachów"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną