Zdaniem ministra Polska „nie będzie popełniać błędu Zachodu” i całe szczęście, że zmienił się rząd, bo gdyby rządziła koalicja PO-PSL, to mielibyśmy już tysiące emigrantów z Bliskiego Wschodu. (…) My nie narazimy bezpieczeństwa Polaków”. Podobnie zareagował wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki, pisząc na Twitterze: „Wszyscy zwolennicy multikulti przepraszać”.
W przededniu Światowych Dni Młodzieży szef polskiego MSW uspokaja, że nie ma zagrożenia terrorystycznego. Należy ufać, że podległe mu służby rzeczywiście je zniwelowały. Ale coraz częściej problemem nie są już skoordynowane przez siatki zamachy (jak w Madrycie czy Londynie), ale działania tzw. samotnych wilków: zdesperowanych ludzi działających w pojedynkę, wykorzystujących najprostsze, powszechnie dostępne narzędzia do spektakularnego zabijania. Są skuteczni choćby w Izraelu. Służby mają kłopot z ich śledzeniem, ponieważ nie kontaktują się oni z terrorystyczną komórką, nie mapują na siatce współsprawców.
Na nicejskim bulwarze nie zakrzepła jeszcze krew, a szef naszego MSW nie traci okazji, by petryfikować antyuchodźcze, ksenofobiczne nastroje. Minister Błaszczak dokonuje rażącego uproszczenia, zestawiając samotnego wilka z Nicei, który zabijał wynajętą ciężarówką, z założeniami polityki migracyjnej, która dopuszcza ratowanie ludzi uciekających przed wojną. Zarządzanie strachem to skuteczne narzędzie – ale na krótką metę. Rządzący działają doraźnie, wykorzystując lęki i brak poczucia sprawczości. Kto nie boi się, że coś złego przytrafi się nam czy naszym bliskim? Ale władze zupełnie ignorują doświadczenia specjalistów, którzy mówią: sprawdziliśmy, że nic nie podsyca nienawiści tak jak niewiedza.
Nienawiść w Polsce ma się świetnie. Pobicia obcokrajowców, sztandary ONR w katedrach, pomysł na uzbrojone ojczyźniane patrole na granicach – to wszystko przejawy narastającej ksenofobii, od której władza nie tylko odwraca oczy, ale nawet ją hołubi.
Trochę wbrew obowiązującemu klimatowi prokuratura coraz częściej ściga sprawców przestępstw z nienawiści. Ostatnio postawiła w stan oskarżenia szefową ONR z Dolnego Śląska. Justyna H. podczas wrześniowej demonstracji „W obronie chrześcijańskiej Europy” miała mówić: „Biała Europa zmierza ku upadkowi. Rządzą nami żydowscy imperialiści, a przybysze wyrżną nas wszystkich w pień. (…) Nie pozwolimy, by islamskie ścierwo zniszczyło naród polski!”. Prokuratura uważa, że zgromadzony materiał nie pozostawia wątpliwości, że słowa Justyny H. wyczerpują znamiona przestępstwa.
Ale oskarżona wydaje się zdziwiona. To częsty przypadek – człowiek nie wierzy, że za swoje słowa trafia pod sąd. Broni się, że to tylko takie gadanie. Jakby była różnica między mową nienawiści a fizyczną agresją. Albo – jak Justyna H. – uważa, że „ciągana jest do odpowiedzialności karnej z powodu stwierdzania powszechnie znanych faktów na temat fundamentalnego islamu”. Prosi Prokuratora Generalnego, ministra Ziobrę, o interwencję. Dlaczego czuje, że minister podzieli jej pogląd, że „islamskie ścierwo zniszczy naród polski”?
Tego nie wiadomo, rzecznik ministra nie chce komentować. Należy za to się domyślać, że wydarzenia z Nicei wzniecą kolejną falę nienawiści wobec „innych”, choć szukanie prostego przełożenia jest nieuprawnione. To dziś w Polsce pojemna kategoria: osoby o ciemniejszym kolorze skóry, Żydzi, muzułmanie, Ukraińcy, Niemcy, osoby homoseksualne, niewierzący. Każdy niepasujący do narodowego wzorca.
Co można zrobić, by tej raniącej nienawiści było mniej? Eksperci podpowiadają: jest tylko jeden skuteczny sposób: uczyć. Językoznawcy dodają, że słowa nie tylko opisują rzeczywistość, ale też ją stwarzają. Nie chcemy pamiętać, że każdy pogrom, każda masowa śmierć zaczęła się od słów, za którymi wkrótce poszła fizyczna agresja.