Wszyscy czekają, kiedy się dowiedzą, jakie mają zdanie w tej sprawie. Zwłaszcza że sytuacja jest dla nich bardzo trudna. Dwa lata temu nadwiślański prezes mówił przecież, że trzeba czynić wszystko, by Polska była taka jak Turcja. Bo o niej mówi się „poważne państwo”, a my „ten rodzaj wielkości” możemy zdobyć. Trzeba tylko – dodał – zmienić władzę, zaś potem „przebudować polskie elity”. Pierwszy warunek został spełniony. Przebudowa elit też idzie jak po maśle.
Oto facet – z nowej elity chyba, bo ważny minister – który ma nam zapewnić ład, spokój i bezpieczeństwo. A tymczasem to ignorant. Nic nie rozumie i z tego się utrzymuje. Tuż po tragedii w Nicei, doba jeszcze nie minęła, wytknął Francuzom, że zamykają kościoły, a budują meczety, więc trudno się dziwić, że islamiści ich rozjeżdżają na ulicach. Szydził z ludzkiej solidarności. Wyśmiewał znicze zapalane na ulicach i kwiatki rysowane kolorową kredą w miejscu dramatu. Przerażający jest ten typ, który z bolszewicką łatwością znajduje winnych. I każdą okazję wykorzystuje do agitacji przeciwko uchodźcom oraz podsycania lęków przed wielokulturowością. Antonimem pojęcia „elita” są określenia „ludzie zbędni”, „margines społeczny” – i raczej w tych obszarach zakwaterowałbym ministerialnego ksenofoba.
Wrogość wobec obcych może być skutecznie zaleczona, a nawet wyleczona. Właściwą edukacją i obudzeniem tego, co się nazywa ciekawość świata. Sokrates uważał, że głupota jest grzechem. Edukacyjna jawnogrzesznica, minister Anna Zalewska, z greckim filozofem najwyraźniej się nie zgadza. W wyrazistej, choć nie da się ukryć, że zalatującej amatorszczyzną, pantomimie opowiadała Monice Olejnik i nam wszystkim nową historię koryta Wisły.