Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Zdrada, zdrada

Cztery śledztwa w sprawie Smoleńska. Teraz będą dowodzić, że doszło do „zdrady dyplomatycznej”

Olga Lisinova / Forum
Skoro nie sposób udowodnić zamachu, trzeba sięgnąć po tezę o spisku i zdradzie.

Zespół śledczy Prokuratury Krajowej prowadzi cztery postępowania „związane z wątkiem głównego śledztwa smoleńskiego” – poinformowała właśnie Prokuratura Krajowa. Jedno dotyczyć ma działań na szkodę Polski podjętych po 10 kwietnia 2010 r. „przez funkcjonariuszy publicznych upoważnionych do występowania w jej imieniu w stosunkach z Federacją Rosyjską”.

Suchy komunikat prokuratorów rychło wypełnili treścią politycy PiS. Ot choćby poseł Arkadiusz Mularczyk, który precyzował w mediach, że „wiemy”, kto „wynegocjował zasady śledztwa po katastrofie", a równocześnie podobnie jasne jest, że to właśnie „umowa na gębę w Smoleńsku doprowadziła do tego, że jesteśmy petentami [wobec Rosji]”.

Trudno się jednak dziwić takiej kolejności rzeczy. Wszak to z gabinetów partii rządzącej – a zwłaszcza dwóch z nich: tego najważniejszego i tego należącego do Antoniego Macierewicza – wyszło zamówienie do podporządkowanych jej śledczych. Wszak to tam nie kryje się niechęci, najłagodniej rzecz określając, a to do Donalda Tuska, a to do Radosława Sikorskiego, a to do Jerzego Millera. A jeden z klasyków śledczego fachu (co z tego, że stalinowskim Związku Sowieckim) już dawno mawiał: „dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie”...

Równocześnie – mimo sześciu lat starań – nie udało się jakoś znaleźć poważnych dowodów na którąkolwiek z teorii o zamachu. Tymczasem to na tezie o nim zbudowało się w dużej mierze ideologię swojego obozu i wyborcze zwycięstwo. W tej sytuacji trzeba znaleźć coś nowego, a równie mocnego – choćby właśnie tezę o zawartym potajemnie spisku dyplomatycznym na najwyższym szczeblu.

Owszem, ona też może okazać się trudna do przekucia na dowody procesowe. Zwłaszcza że podstawą śledztwa ma być artykuł kodeksu karnego o tzw. zdradzie dyplomatycznej („Kto, będąc upoważniony do występowania w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej w stosunkach z rządem obcego państwa lub zagraniczną organizacją, działa na szkodę Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10”). Zakłada on m.in. umyślność przestępstwa. Sprawcy trzeba więc wykazać, iż co najmniej godził się na to, że na skutek jego zachowania Polska poniesie lub może ponieść szkodę. Nie przez przypadek prokuratura dwukrotnie już odmówiła wszczęcia postępowania opartego na identycznym zarzucie w stosunku m.in. do Tuska, podnoszonym w doniesieniach wyznawców tezy o zamachu. Widać w nowych czasach można odgrzać stare pomysły – i od dawna martwe przepisy.

Cała historia byłaby śmieszna, gdyby nie… pamięć o innych śledztwach wszczynanych swego czasu na zlecenie PiS – z prawnego punktu równie absurdalnych, lecz w polskich realiach mających, jak się okazuje, druzgocącą siłę propagandowo-polityczną. Postępowanie w sprawie „zdrady dyplomatycznej” służyć może jeszcze długo za paliwo do podtrzymywania smoleńskiej wizji dziejów i narzędzie do nękania politycznej konkurencji.

PS Już kompletnym paradoksem byłoby, gdyby śledczy i politycy PiS przywołali jako argument na swoją rzecz pogląd na temat zdrady dyplomatycznej, jaki przed wojną wygłosił prof. Juliusz Makarewicz. Otóż w komentarzu do kodeksu z 1932 r. ten wybitny polski karnista napisał, że powstała w efekcie zdrady dyplomatycznej szkoda może mieć również charakter moralny – „podważając autorytet państwa w stosunkach zewnętrznych”.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną