Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

PO: reaktywacja?

Schetyna 2.0

Grzegorz Schetyna Grzegorz Schetyna Przemek Świderski / EAST NEWS
Platforma ogłasza koniec żałoby po przegranych rok temu wyborach i chce odzyskać inicjatywę na opozycji. Grzegorz Schetyna przyjął jednak ryzykowną strategię.
Dzisiaj Platforma znów nie jest liderem wśród partii opozycyjnych. Jest nim Nowoczesna.Platforma Obywatelska RP/Wikipedia Dzisiaj Platforma znów nie jest liderem wśród partii opozycyjnych. Jest nim Nowoczesna.

Artykuł w wersji audio

Konwencja PO w Gdańsku programowa była tylko z nazwy. Owszem, delegaci przyjęli deklarację o niezbyt oryginalnym tytule „Polska Obywatelska 2.0”, ale jej zawartość to w najlepszym razie brudnopis programu; garść ogólnie słusznych zdań, ale mało konkretów. Program ma powstać z czasem.

W Gdańsku odbyło się kilka paneli dyskusyjnych, ale w ekspresowym tempie i chaotycznym wykonaniu. Panel „Przyszłość” polegał na tym, że Rafał Trzaskowski, Andrzej Halicki, Joanna Mucha oraz marszałek wielkopolski Marek Woźniak przez 45 minut opowiadali o sprawach bliskich ich zainteresowaniom, od Unii przez cyfryzację po sprawy społeczne. A przez ostatni kwadrans, poganiani przez organizatorów, lakonicznie odpowiadali na pytania publiczności. Wartość poznawcza takiej debaty była znikoma.

Deklaracja i panele posłużyły za pretekst do zaproszenia działaczy Platformy na konwencję. Mieli się na własne oczy i uszy przekonać, że ich partia, wbrew pewnym oznakom, żyje i żyć będzie.

Pokaz siły

Grzegorz Schetyna musi zagnać do okopów swoje wojsko, zanim dezercje posłów i samorządowców staną się masowe i zanim razem z działaczami nie uciekną najwierniejsi nawet wyborcy. Z rozmów z delegatami i uczestnikami (do Gdańska przyjechali także szeregowi działacze) wynika, że Schetynie się udało.

My od ostatnich wyborów nie umieliśmy bić się z PiS. Teraz zdejmujemy garnitury, zakładamy spodenki bokserskie i wchodzimy na ring – mówił po gdańskim przemówieniu Schetyny jeden z posłów. A działacz dużo niższego szczebla z miasta powiatowego wtórował: – Na taki event czekałem od dwóch lat, od kiedy partia straciła silnego lidera. Pokazaliśmy, że wciąż możemy być mocni. Po ostatnich porażkach zastanawiałem się, czy PO się rozpadnie, ale konwencja pokazała, że przetrwamy. Była energia.

Schetyna zrealizował ten cel, serwując słuchaczom miks skruchy, obietnic i ataków na PiS. Ważnym elementem był także pokaz jedności partii, bo po Schetynie przemówiła Ewa Kopacz. Szeregowi działacze często nie orientują się w niuansach personalnych rozgrywek, ale lubią, gdy na górze jest zgoda. Wrażenia nowoczesności dopełniała aranżacja sali – działacze z czterech stron otaczali mówców.

Przed szefem PO wystąpił Lech Wałęsa, którego obecność była dla działaczy niespodzianką. Zgotowali mu owacyjne przywitanie, a w trakcie przemowy byłego prezydenta kilka razy przerywali mu brawami.

Wałęsa poparł Platformę, ale wytknął też jej błędy, w tym zwłaszcza nieumiejętność rozmowy z ludźmi. „Właściwie przegraliście na własne życzenie, ale dziś macie obowiązek jako najwięksi odzyskać to, co straciliśmy” – powiedział były przewodniczący Solidarności.

Schetyna przeprasza

Te słowa nie zaskoczyły Schetyny, który jeszcze przed konwencją uznał, że przeprosiny za zachowanie polityków PO są niezbędne, by walczyć o powrót wyborców. Dla Schetyny było to tym łatwiejsze, że mógł przepraszać za swoich poprzedników – Donalda Tuska i Ewę Kopacz.

„Na pewno mało słuchaliśmy ludzi, ale zapłaciliśmy za to wielką cenę: przegraliśmy wybory. Wiemy, że na tym polu niektórzy z nas zawiedli i za to muszę i za to chcę w imieniu Platformy dzisiaj jeszcze raz powiedzieć: przepraszam” – mówił Schetyna.

Z jednej strony zaoferował wyborcom żal za grzechy PO, a z drugiej – wytknął grzechy PiS. Zapowiedział likwidację dwóch instytucji dla partii Jarosława Kaczyńskiego symbolicznych: CBA i IPN. „Będziemy musieli zlikwidować instytucje, które pod pozorem służenia szczytnym celom służą interesowi jednej partii” – powiedział Schetyna.

Za niezbędne uznał zaś powołanie zespołu parlamentarnego ds. manipulacji, których dopuścił się zespół Macierewicza w sprawie katastrofy smoleńskiej.

Propozycje likwidacji CBA i IPN uważam za doraźne i przypadkowe. Gdybyśmy mieli likwidować wszystkie instytucje, których PiS nadużywa, to zostałyby może ośrodki doradztwa rolniczego, a reszta musiałaby zniknąć, z Sejmem na czele – komentował na gorąco polityk Platformy.

Zapowiedzi likwidacji IPN i CBA były oczywiście symboliczne, bo w obecnym Sejmie nie mają szans, podobnie jak zamieszczony w deklaracji postulat wpisania do konstytucji procedury odwołania prezydenta. Schetyna obiecał też walkę o wpisanie do konstytucji obecnych zapisów antyaborcyjnych – rozwiązanie, które nie podoba się ani zwolennikom zaostrzenia, ani liberalizacji ustawy.

Zapewniał też, że PO nie tylko nie chce likwidować programu 500 plus, lecz nawet rozszerzy go tak, by obejmował każde dziecko. Lider Platformy broni się w ten sposób przed narracją PiS, że opozycja zamierza znieść dobrze przyjęte w społeczeństwie rozwiązanie. Schetyna złożył też obietnicę wzmocnienia samorządów, które miałyby dostawać całość dochodów z PIT (obecnie – niecałą połowę) i część z VAT.

Co ciekawe, szef Platformy wyraźnie omijał w przemówieniu Jarosława Kaczyńskiego, a jedynym politykiem PiS, którego wspomniał z nazwiska, był Macierewicz. Tylko raz wymienił Trybunał Konstytucyjny, który ma być „odizolowany od politycznych gier”. Mało było o miejscu Polski w Unii, ani słowa o sytuacji po Brexicie.

Jazz w szafie

Brawa głośniejsze od Schetyny zebrała Kopacz, która lepiej wyczuła emocję chwili. „Słowo »solidarność« oznacza, że jeśli władza chce pozbawić rodziców jedynej możliwości i szansy na upragnione dziecko, czyli metody in vitro, to musimy stać po stronie tej rodziny. Solidarność oznacza, że jeżeli milionom polskich kobiet chce się narzucić nieludzkie prawo aborcyjne, zmuszając je do heroizmu w sytuacjach ekstremalnych, takich jak gwałt, zagrożenie zdrowia albo nawet życia, to stoimy po stronie tych kobiet bez względu na to, czy jesteśmy młodzi czy starzy, wierzący czy niewierzący, kobietami czy mężczyznami” – wołała Kopacz.

„Zwracam się do was, drodzy Polacy – musimy stać się obrońcami tych ludzi, musimy bronić jeden drugiego przed obecną władzą, bo dziś rządzący krzywdzą jednych, jutro będą chcieli skrzywdzić kolejnych. I kto stanie w waszej obronie, gdy w końcu przyjdą po was?” – pytała Kopacz, a działacze odkrzyknęli: „Platforma”.

Była premier mocno zaatakowała PiS. „Czy to solidarność, czy egoizm każe rządzącym przymilać się do zastępów ogolonych na łyso członków ONR tylko po to, by łatwiej było im zawłaszczyć dla swojego interesu politycznego nasze święta narodowe, patriotyzm i dumę?” – pytała.

Kopacz wiele razy powtarzała „Platforma”, jakby zawczasu chciała zdusić plotki, że mogłaby odejść z partii w ślad za swymi niedawnymi sojusznikami. – Sytuacja w partii już się uspokoiła. Dawni przeciwnicy Schetyny uzmysłowili sobie, że najlepsza jest strategia przeczekania. I już się nie buntują – uważa młody działacz PO z dużego miasta.

Po Kopacz przemawiali kolejni prominenci PO – Tomasz Siemoniak, Borys Budka (zebrał duże brawa, gdy zaatakował Zbigniewa Ziobrę i obiecał rozdział funkcji prokuratora generalnego od ministra sprawiedliwości), Małgorzata Kidawa-Błońska. Janusz Lewandowski ostro skrytykował politykę gospodarczą rządu. „Zadań na miarę Eugeniusza Kwiatkowskiego podejmują się »misiewicze«. PiS czerpie z myśli Hilarego Minca i wczesnego Edwarda Gierka” – mówił europoseł, podkreślając, że takiego sternika gospodarki, jak szafujący obietnicami Mateusz Morawiecki, w życiu nie widział.

Sala wyraźnie czekała na mowę Rafała Trzaskowskiego, którego zwłaszcza młodsi działacze uważają za przyszłego ratownika PO. Jego przemówienie było jednak krótkie i raczej bezbarwne, poza wzmianką o tym, że warto zacząć dyskusję o wejściu do strefy euro, oraz odwołaniem do tradycji rodzinnych. „Mój ojciec grał jazz,  musiał się w latach 50. chować w szafie i udawać, że uczestniczy w urodzinach, bo jazz był zakazany. Nie chcę powrotu do czasów, żeby ktoś się zastanawiał, czy jazz jest wystarczająco polską muzyką” – mówił Trzaskowski.

Błędne koło

Udana w sumie konwencja nie rozwiązała podstawowych problemów PO. Wiele wskazuje na to, że diagnoza lidera Platformy jest słuszna – partia płaci za lata arogancji i odsunięcie się od tzw. zwykłych Polaków; rzecz w tym, że te błędy usiłują naprawić ci sami ludzie, którzy je popełniali przez osiem długich lat.

To jest błędne koło Schetyny. Nikt nowy nie błysnął na konwencji. Co zaskakujące, PO nie wyciągnęła na mównicę żadnego samorządowca, żadnego młodego posła czy posłanki, jakby przyznając, że z samorządowcami ma ostatnio głównie kłopoty, a młodzi utalentowani posłowie nie obrodzili. Najmłodszy z mówców Borys Budka dobiega czterdziestki i już jest byłym ministrem sprawiedliwości.

Rzucał się też w oczy brak spójności w PO, partyjny mechanizm wciąż się zacina. Gdy na parterze Schetyna opowiadał się za rozszerzeniem programu 500 plus na wszystkie dzieci, na pierwszym piętrze posłanka Mucha ten sam 500 plus krytykowała za wypchnięcie z rynku pracy ćwierć miliona osób.

Platforma przez kilka miesięcy, mniej więcej do końca wakacji, powoli odrabiała straty, dochodząc do ok. 20 proc. poparcia. W większości sondaży przeganiała Nowoczesną. Początek nowego sezonu przypomniał jednak słabości partii Schetyny. Jej lider po cichu zarzuca KOD, że ten rozmija się z nastrojami społecznymi, ale czyż nie jest to także problem Platformy? Postulat wpisania do konstytucji tzw. kompromisu aborcyjnego rozczarował nawet platformersów, z których wielu dzień po konwencji wybierało się na Czarny Protest. Fatalny, jak to się mówi, timing. – Tekst o kompromisie aborcyjnym w konstytucji to błąd. Co my jutro powiemy na protestach? Że niby idziemy z wami, ale tak naprawdę mamy inne poglądy? – oceniał radny z dużego miasta, skądinąd schetynowiec.

Platforma straszliwie zaspała też, gdy PiS zaczął obrywać za kumoterstwo w spółkach Skarbu Państwa. To Nowoczesna skutecznie rozkręciła ogólnopolską akcję #misiewicze, w której nagłaśniała przypadki nepotyzmu w wykonaniu partii rządzącej. PO odpowiedziała spóźnioną inicjatywą #pisiewicze.

Nie dziwi zatem wynik ostatniego sondażu (IBRiS dla „Rzeczpospolitej”), w którym PiS spadł do 29 proc., Nowoczesna podskoczyła do 25 proc., a PO skurczyła się do 13 proc. To tylko jedno badanie, ale nawet w średniej sondaży Nowoczesna wróciła na prowadzenie wśród partii opozycyjnych.

Z PO odszedł Stefan Niesiołowski i wraz z wyrzuconymi z klubu parlamentarnego Jackiem Protasiewiczem, Stanisławem Huskowskim i Michałem Kamińskim zmontował koło poselskie, które nawiązało współpracę z KOD. To wątła siła, ale może być zapowiedzią kłopotów; coraz bardziej widoczna jest próba wepchnięcia Platformy między PiS a blok Nowoczesna–KOD–lewica. Schetyna, zapowiadając likwidację IPN i CBA (co nie spodoba się na prawicy) i odmawiając poparcia dla liberalizacji prawa antyaborcyjnego (co nie podoba się na lewicy), zdaje się to niebezpieczeństwo ignorować. Wybrał własną, autorską drogę do pokonania PiS – na lewo od Kaczyńskiego, na prawo od Petru, byle bliżej tradycyjnego „elektoratu środka”, w który Schetyna wierzy i chce go podbierać rządzącej formacji. Jeśli się myli, Platforma może tej pomyłki nie przetrwać.

Wojciech Szacki, współpraca Joanna Sawicka

Polityka 41.2016 (3080) z dnia 04.10.2016; Polityka; s. 16
Oryginalny tytuł tekstu: "PO: reaktywacja?"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną