Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Wice prezesa

Joachim Brudziński – druga twarz PiS

Brudziński umie oddawać hołdy Kaczyńskiemu, co prezes nazwał w swojej książce „niezwykłą skromnością Joachima”. Brudziński umie oddawać hołdy Kaczyńskiemu, co prezes nazwał w swojej książce „niezwykłą skromnością Joachima”. Krystian Maj / Forum
„Wiem o tym, że będę musiał mieć następcę, i wiem, ile mam lat. To piękna wizja dla Szczecina” – odpowiadał w radiu 67-letni Jarosław Kaczyński na pytanie o to, czy jego następcą będzie Joachim Brudziński. Ten zaś, w tym samym Radiu Szczecin, odparł, że „Piękna wizja dla Szczecina to Jarosław Kaczyński premierem Polski”, choć już wtedy szefową rządu była Beata Szydło. Czyli o tym, jak rośnie w siłę wiceprezes PiS Joachim Brudziński.
W PiS i wokół PiS przybywa ludzi, którzy coś Brudzińskiemu zawdzięczają.Piotr Drabik/Wikipedia W PiS i wokół PiS przybywa ludzi, którzy coś Brudzińskiemu zawdzięczają.

We wrześniowych wyborach władz partii Brudziński (w lutym skończy 49 lat) do funkcji szefa komitetu wykonawczego, czyli dowodzącego partyjnym aparatem, dorzucił stanowisko wiceprezesa. A nawet coś więcej. – Prezes publicznie nazwał Achima [jak mówią o nim w partii – red.] pierwszym wiceprezesem. Na jednym ze spotkań kierownictwa partii Kaczyński powiedział, że jak on złamie nogę, to za wszystko odpowiada Joachim – wspomina nasz rozmówca z centrali partyjnej. Wcześniej nieformalnym zastępcą Kaczyńskiego był Adam Lipiński.

Potrzebni posłuszni

Rzeczniczka PiS Beata Mazurek uważa, że awans Brudzińskiego był oczywistą oczywistością: – Przecież od wielu lat jest prawą ręką prezesa. To najważniejsza osoba w otoczeniu Jarosława Kaczyńskiego. Dowodem jego siły jest to, że nie poszedł do rządu, ale został w centrum dowodzenia. Arletta Brudzińska (żona) w wywiadzie dla „Wprost” ujawniła zresztą, że była to wspólna decyzja jej męża i Kaczyńskiego, pokazując mimochodem wagę polityczną Beaty Szydło.

Polityk PiS mówi, że ministrowie wykonują polecenia z centrali, bo mają realizować program partii: – To naturalne, że w hierarchii są elementem podrzędnym, również wobec Achima.

Promocja Brudzińskiego nie może dziwić. Prezes nie potrzebuje w najbliższym otoczeniu intelektualistów i doradców. Ma złe doświadczenia z poprzednimi wiceprezesami – Ludwikiem Dornem, Pawłem Zalewskim, Kazimierzem Ujazdowskim czy Markiem Jurkiem, których uważa za rozdyskutowane towarzystwo, które o mało nie rozsadziło mu partii. I wszyscy – z punktu widzenia Kaczyńskiego – zdradzili. W obecnym PiS potrzebni są posłuszni oficerowie, a jeśli przy tym są sprawni i bezwzględni, to mogą zajść bardzo wysoko.

Kaczyński stworzył jesienią nowe gremium decyzyjne, prezydium 32-osobowego komitetu politycznego. Spotyka się w nim średnio raz na tydzień (Szydło bywa tu niezbyt często, a Brudziński zawsze) 11 najważniejszych osób w partii: prezes, wiceprezesi, marszałkowie Sejmu i Senatu oraz wicepremierzy Gliński i Morawiecki. – To ważne ciało, prezes tam wszystkich wysłucha, ale to z Joachimem najczęściej rozmawia w cztery oczy – mówi nasz informator z Nowogrodzkiej. Arletta Brudzińska mówiła we „Wprost”: „Z Jarosławem Kaczyńskim mąż rozmawia raczej w cztery oczy, przez telefon rzadziej”.

Prezes wspomniał też w swojej książce, że medialny obraz Joachima, „jako strasznego typa, jest kompletnie nieprawdziwy. On ma tylko siłę, żeby w razie czego twardo odpowiadać na ataki”. A prezes takich ludzi, którzy – jak sam mawia – dzielnie stają, ceni ogromnie.

A przy tym, jak mało kto, Brudziński umie oddawać hołdy Kaczyńskiemu, co prezes nazwał w swojej książce „niezwykłą skromnością Joachima”. Archiwa pełne są wywiadów z Achimem, w których zapewnia prezesa o jego wielkości i własnej wobec niego lojalności. Kiedy tłum skandował przed pałacem jego imię, on uspokajał, że „obóz zjednoczonej prawicy ma jednego lidera i tym liderem jest Jarosław Kaczyński”. Często zdarza mu się zaczynać zdanie od tego, że „Jarosław Kaczyński ma sto procent racji w tym, że…”. Chyba tylko on mówi o 500+, że to „kaczorowe” i że jego córki „uwielbiają pana premiera”. Dawny znajomy Brudzińskiego i jego wykładowca logiki politologii na Uniwersytecie Szczecińskim Wojciech Krysztofiak wspomina, że ten kiedyś miał mu się przyznać, że przy Kaczyńskim boi się zapalić papierosa i nigdy przy nim nie przeklnie.

Achim buduje z Kaczyńskim także prywatne relacje. To Brudziński pływał z prezesem łódką po Zalewie Szczecińskim i chodził z nim po Beskidzie Sądeckim. To tam, w górach, w Nowym Sączu do szesnastego roku życia dorastał pierwszy wiceprezes. Kiedy opowiada o swoim życiu, też nosi go od gór do morza. Na południu skończył podstawówkę. Rodzina: ojciec robotnik, mama zajmowała się trójką dzieci. O polityce się nie rozprawiało, ale dużo się czytało. Joachimowi szczególnie bliska była książka marynisty Karola Olgierda Borchardta „Znaczy kapitan”. „Dzisiaj tym kapitanem jest Jarosław Kaczyński” – wspomniał kiedyś z rozrzewnieniem w rozmowie z POLITYKĄ.

Kaczyński docenia ten ich wspólny czas, bo w swej książce wspomina o knajpce w Szczecinie, do której chodzi z Brudzińskim. „Coś mnie tam ciągnie, jest tam jakiś specyficzny nastrój, który pozwala mi przez chwilę być jak przed tym strasznym dniem [Smoleńsk – red.]. I za to też Joachima lubię. Generalnie jest facetem, z którym lubię przebywać, lubię rozmawiać”.

Drugi pierwszy po Bogu

W PiS i wokół PiS przybywa ludzi, którzy coś Brudzińskiemu zawdzięczają. Są przypadki oczywiste, jak Paweł Szefernaker, sekretarz stanu w Kancelarii Premiera odpowiedzialny za komunikację w internecie, który na ulotce wyborczej chwalił się, że przez wiele lat był „jednym z najbliższych współpracowników Joachima Brudzińskiego”. Ostatnio Szefernaker awansował także w partii – został prezesem okręgu koszalińskiego. Blisko Brudzińskiego jest także minister gospodarki morskiej Marek Gróbarczyk czy zachodniopomorski europoseł PiS Czesław Hoc. Zdaniem naszego rozmówcy z PiS Brudziński stoi też za wrześniową nominacją posła Macieja Małeckiego na wiceministra skarbu.

Niedawne wybory prezesów okręgowych PiS także wzmocniły Brudzińskiego. Lipińskiemu z trzech okręgów, w których dotychczas rządził, został tylko legnicki. Sprzyjająca Brudzińskiemu Anna Zalewska wzięła Wałbrzych, a bliski jej Piotr Babiarz – Wrocław. Na Dolnym Śląsku rosną też akcje grawitującej ku Brudzińskiemu Elżbiety Witek. Sekretarzem Rady Politycznej PiS, który zna wszystkie układy w partii, jest człowiek Brudzińskiego Krzysztof Sobolewski.

Nasz rozmówca z PiS wskazuje jeszcze na inne nominacje świadczące o pozycji Brudzińskiego. Przyjaciel Achima aktor Przemysław Tejkowski to wiceprzewodniczący rady nadzorczej TVP. Tomasz Karusewicz – były skarbnik zachodniopomorskiego PiS i były pełnomocnik wyborczy PiS (o czym zresztą milczy w oficjalnym życiorysie) – jest członkiem zarządu PZU Życie i zarazem wiceszefem rady nadzorczej Grupy Azoty.

Brudziński na bieżąco kieruje partią poprzez komitet wykonawczy, czyli regularne spotkania prezesów okręgowych z centralą; odprawę prowadzi wicemarszałek, ale przysłuchuje się jej zwykle Kaczyński. To dodatkowe narzędzie, które wzmacnia Brudzińskiego, bo prezesi okręgowi doskonale wiedzą, że od tej dwójki zależy ich dalsza kariera w partii.

Wygląda na to, że Brudziński pogodził się też z dawnymi odszczepieńcami z Solidarnej Polski. W konflikcie o władzę w TVP, który podzielił prawicę, publicznie wsparł prezesa TVP Jacka Kurskiego. Wicemarszałek ma dobre relacje z Radiem Maryja i środowiskiem tygodnika „wSieci”, nie jest natomiast ulubieńcem „Gazety Polskiej”.

Brudziński nie ma w partii poważnych wrogów. Wieloletni spór z Adamem Lipińskim dogasa, bo dawny „pierwszy po Bogu” udał się na wewnętrzną emigrację, a jego ludzie, jak Adam Hofman, zostali odsunięci.

Innego wiceprezesa PiS Mariusza Kamińskiego sprawy całej partii zajmują mniej niż walka z układem i koordynowanie służb specjalnych. Antoni Macierewicz ogarnia potrzeby elektoratu smoleńskiego, ale w sprawach partii nie ma większego posłuchu. Wiceprezes Beata Szydło, jak twierdzi polityk PiS, „jest zajęta raportowaniem prezesowi tego, jak wykonuje polecenia związane z pracą w rządzie”. I wreszcie – szósty wiceprezes Mariusz Błaszczak, szef jednego z najważniejszych resortów – MSWiA. Mówi się, że to wtyczka prezesa w rządzie, ale przy Nowogrodzkiej nie ma za wiele do powiedzenia.

Z kadrowej w masową

Brudziński szefem struktur PiS został w 2006 r. dzięki szczęśliwemu dlań przypadkowi. Nie maszerował wówczas w pierwszym szeregu partii, dopiero od roku zasiadał w Sejmie, nie był w zażyłej znajomości z Kaczyńskim. Działał niegdyś w Porozumieniu Centrum, ale nie wybił się na tyle, by choćby poznać w tamtych czasach Jarosława Kaczyńskiego.

W 2006 r. wiceprezesami partii byli Adam Lipiński, Ludwik Dorn, Kazimierz Ujazdowski i Marek Jurek, pod względem popularności brylował Zbigniew Ziobro, a niepodważalną pozycję miał szef klubu Przemysław Gosiewski. I to on dostał propozycję objęcia funkcji sekretarza generalnego, ale odmówił. Rządząca biurem PiS na Nowogrodzkiej Barbara Skrzypek, jedna z najbliższych Kaczyńskiemu osób, rzuciła wtedy pomysł, by partią zarządzał Brudziński. I tak też się stało.

Partia to dla niego oczko w głowie. Postawił sobie za cel wzmocnienie jej i przekształcenie z kadrowej w masową. Po 10 latach cel zrealizował połowicznie. Z danych udostępnionych przez PiS centrum analitycznemu POLITYKA INSIGHT wynika, że do partii Kaczyńskiego należy 31 tys. członków w porównaniu z 7 tys. w 2005 r. PO w latach świetności miała ok. 50 tys. działaczy.

W ciągu ostatnich trzech lat do PiS wstąpiło 7 tys. osób, rozwój ten jest jednak nierównomierny. O ile niektóre regiony rosną szybko (na Śląsku przybyło aż tysiąc członków, w woj. świętokrzyskim – 900), o tyle w dwóch województwach PiS się zwija (Lubuskie i Podlasie straciły w ciągu ostatnich trzech lat po 100 działaczy). Mapa liczebności PiS wygląda zresztą bardzo ciekawie – najwięcej działaczy PiS ma na Mazowszu (4200), a najmniej na Podlasiu rządzonym przez Krzysztofa Jurgiela (600). Na Pomorzu Zachodnim, mateczniku Brudzińskiego, do PiS należy 1200 osób – to piąte miejsce od końca pod względem liczby członków.

Stosunkowo niewielka liczba działaczy skutkuje dziś kłopotami z organizacją wieców. Klapą skończyła się demonstracja w rocznicę stanu wojennego, gdy w Warszawie manifestowało zaledwie kilkaset osób. To była porażka szefa struktur, który na Twitterze gorąco zachęcał do udziału. W tym samym czasie przez stolicę przeszedł wielotysięczny marsz opozycji.

Kto miał demonstrować? Jedni już są syci i nie chce im się wyjść na ulicę, a inni są obrażeni, że nic nie dostali i też im się nie chce – tłumaczy poseł PiS.

Brudziński zdaje sobie sprawę ze słabości struktur. W przyszłym roku planuje ich rozbudowę, tak by istniały w każdej gminie. Będzie jednak musiał przełamać opór lokalnych bonzów, którzy niechętnie patrzą na nowych, którzy mogliby im zagrozić.

– Oczywiście jesteśmy otwarci na nowych ludzi, ale najbardziej liczą się dla nas ci, którzy kochali PiS przez ostatnie osiem opozycyjnych lat. Teraz musimy zweryfikować te nagłe przypływy miłości do nas – mówi Brudziński. Czasem ostro dyscyplinuje partyjne szeregi. W wywiadzie dla „wSieci” mówił: „Wielu poubierało się w gacie z napisem PiS i udaje sieroznych działaczy, a interesuje ich jedno – własne interesy”.

Najsilniejszy, ale za słaby

Przez PiS przewinęło się wielu ważnych polityków, którzy swą pozycję opierali albo na wyjątkowej relacji z prezesem, albo na zapleczu partyjnym. Brudziński jest pierwszy, który połączył jedno z drugim. I pierwszy, który zmienił tym samym tradycyjny dla PiS układ sił polegający na tym, że prezes z wysoka patrzył na potyczki polityków znajdujących się na mniej więcej tym samym poziomie, pomagając raz jednej, raz drugiej stronie. Teraz Brudziński wdrapał się na poziom niedostępny dla pozostałych liderów PiS. To on udzielił wywiadów dla „wSieci” i „Do Rzeczy”, w których mówił o przyszłości rządu Szydło, a konkretnie o tym, że nie widzi powodów do głębokiej rekonstrukcji. Do tej pory takie strategiczne wywiady były domeną prezesa.

Jego słabością pozostaje brak popularności i specyficzna sława brutala – wiecowego zapiewajły i twitterowego chuligana, który co pewien czas pisze o przeciwnikach politycznych, że się „skundlili” albo „j… was pies” (wicemarszałek w takich przypadkach zawsze tłumaczy, że to tylko nawiązania do dzieł literackich).

Brudziński mówi wprost to, czego prezesowi wprost wypowiedzieć nie wypada. – Jak wtedy, gdy do słów Kaczyńskiego „cała Polska z was się śmieje” Brudziński dopowiedział „komuniści i złodzieje” – mówi Ludwik Dorn.

W niedzielę 18 grudnia, w szczycie kryzysu politycznego związanego z głosowaniem budżetu w sali kolumnowej, to on przemawiał pod Pałacem Prezydenckim na demonstracji Klubów Gazety Polskiej. Wygłosił płomienną mowę o tym, że Andrzej Lepper mógłby się uczyć od opozycji, jak wygląda warcholstwo. Że rząd nie pozwoli, aby w państwie zapanowała anarchia. „Jeżeli będą próbowali doprowadzić do anarchii, to wtedy nie zawahamy się wezwać Państwa do poparcia” – wołał Brudziński.

Prezes PiS o Brudzińskim napisał w swej książce, że „jest bardzo oczytany, dużo wie i jest to u niego wynik autentycznych potrzeb, a nie usilnej pracy nad sobą”. Kilku naszych rozmówców potwierdza, że Brudziński rzeczywiście bardzo dużo czyta i chce się rozwijać. – Wygląda jakby przygotowywał się do wejścia w buty prezesa, choć jeszcze przez długi czas będą o kilka numerów za duże – mówi osoba z otoczenia prezesa.

Poseł PiS: – Nie wystarczy kupić modne okulary i pokazać się dziennikarzom z żoną, żeby zmienić wizerunek. Brudziński wciąż nie nadaje się na lidera.

Rzecz w tym, że kandydaci z takimi kwalifikacjami jakoś nie obrodzili.

Polityka 1.2017 (3092) z dnia 27.12.2016; Polityka; s. 46
Oryginalny tytuł tekstu: "Wice prezesa"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną