Pani Przyłębska w działaniu
Trybunał Konstytucyjny bez kamer i fotoreporterów. Przykład idzie z góry?
Pani Julia Przyłębska, która uważa się za prezesa Trybunału Konstytucyjnego – a tymczasem niewykluczone, że jej mianowanie na to stanowisko dokonało się niezgodnie z prawem, ma więc status non est, czyli „nieistniejącego” – miała polecić, by na salę posiedzeń nie wpuszczać „kamer i fotoreporterów”.
Pierwsze efekty już są: z budynku TK został wyrzucony fotoreporter Agencji Informacyjnej Polska Press (powiadomił o tym dziennik „Polska The Times”).
POLITYKA.PL z kolei w biurze prasowym instytucji mieniącej się Trybunałem usłyszała, że być może niektóre rozprawy dziennikarze będą mogli rejestrować – kto będzie jednak o tym decydował i wedle jakich kryteriów, nie zostało powiedziane.
Czego boi się pani Przyłębska?
Oczywiście można zrozumieć, że p. Przyłębska obawia się nagrywania swoich (a może i niektórych jej kolegów z ostatniego naboru) wywodów i późniejszego ich upublicznienia. Zawsze wszak grozi to wpadką, kompromitacją czy zwykłym ośmieszeniem. Ale trudno pojąć, że aby temu przeciwdziałać, nie waha się naruszyć konstytucyjnych zasad jawności życia publicznego i obywatelskiego prawa do informacji. Przecież za takie delikty grozi jej w przyszłości odpowiedzialność karna. O hańbie dla nazwiska nie wspominając.
Choć z drugiej strony… wcześniej mogła obserwować skuteczne ograniczanie prawa do relacjonowania społeczeństwu przez media obrad samego parlamentu. A przykład idzie z góry (czytaj: od prezesa).