W weekend 27–29 stycznia 2017 kolejny raz trzeba było poważnie ostrzec przed smogiem spowijającym Polskę, bo normy zostały wielokrotnie przekroczone.
Chciałbym wrócić do przeszłości. Gdzieś na początku lat 80. przyjechał do Krakowa profesor z Helsinek. Oczekiwałem go na dworcu kolejowym. Wysiadł i powiedział: „Co się u was dzieje, przecież nie ma czym oddychać?”. To, że Polska była krajem wyjątkowo zanieczyszczonym, było dla nas oczywiste. Dotyczyło to zwłaszcza Krakowa.
Świeża koszula stawała się brudna po paru godzinach, krowy zapadały się na pastwiskach w okolicach Skawiny (opary z huty aluminium niszczyły ich układ kostny), dzieci rozwijały się z wrodzonymi wadami kręgosłupa. Kraków był w tak złej sytuacji, że każdy wiatr przynosił jakieś świństwo, wschodni z Tarnowa, południowy ze Skawiny, północny z Nowej Huty, a zachodni z Chrzanowa i Oświęcimia.
Kiedy PRL stawiała na ciężki przemysł, Thatcher zamykała kopalnie
Niecka krakowska zbierała wszystko. PRL postawiła na przemysł ciężki, politycznie i ekonomicznie. Gdy Margaret Thatcher toczyła walkę (w latach 1984–1985) z górniczymi związkami zawodowymi, u nas przedstawiano to jako konflikt polityczny. Istotnie był, bo Arthur Scargill, przywódca związkowy, był związany z Partią Pracy, czyli opozycją wobec Żelaznej Damy, ale stawka była znacznie większa. Pani Thatcher miała na uwadze interes ekonomiczny kraju i zdrowie swoich obywateli. Doprowadziła do zamknięcia 70 kopalń. Krok ten zaowocował profitami gospodarczymi i czystszym powietrzem.
Transformacja polska po 1989 roku przyniosła pewne pozytywne efekty w walce z zanieczyszczeniami, np. zamknięto lub zmodernizowano wiele „kopcących” zakładów przemysłowych. Nawiasem mówiąc, popularne narzekanie, że polski przemysł upadł lub znalazł się w obcych rękach, nie bierze od uwagę tego, jak wyglądałaby atmosfera wokół nas, gdyby np. nie zmodernizowano dawnej huty im. Lenina lub nie zamknięto huty aluminium w Skawinie.
Przejęcie wielu fabryk przez obcy kapitał skutkowało ich modernizacją, także zabezpieczającą przed smogiem jako produktem produkcji przemysłowej. Okazuje się, że udział substancji pochodzących z produkcji wielkoprzemysłowej w globalnym zanieczyszczeniu rodzimej atmosfery wynosi paręnaście procent.
Ale problem pozostał, a sytuacja na przełomie lat 2016/2017 wskazuje, że znacznie się pogłębił. Żaden rząd po 1989 roku nie zrealizował programu walki ze smogiem, ba, wygląda na to, że go nawet nie miał. Gdy trzeba było np. kontrolować emisję CO2 i zdawać z tego sprawę na forum międzynarodowym, Polska ciągle wnosiła o przyznanie jej bardziej liberalnych norm, ponieważ „wiecie, rozumiecie”, jeszcze jesteśmy za biedni, ale poprawimy się.
Węgiel nadal odgrywa fundamentalną rolę
Nic z tego, nie poprawiliśmy się. Węgiel nadal odgrywa w naszym kraju fundamentalną rolę w produkcji energii. Co więcej, wszystkie rządy podkreślały, że to nadal nasze narodowe bogactwo („czarne złoto”) i niepodobna z niego zrezygnować z powodów ekonomicznych. Ten argument to owa trzecia (g….) prawda wedle Tischnera.
Główny motyw był i jest polityczny, tj. strach przed reakcją górników. Wszelako gdy oni jechali do stolicy protestować, okazywało się, że podróżowali autokarami załatwionymi przez dyrekcje. Utrzymanie kopalń, mimo gigantycznych strat, jakie przynoszą, leży w egoistycznym interesie urzędników i działaczy związkowych. Jak pokazał wspomniany konflikt brytyjski, walka z górniczym lobby jest trudna i długa, ale niezbędna.
Rzecz może nie nawet w tym, że węgiel jest produkowany, ale że ten używany jako środek opałowy jest wyjątkowo niskiej jakości, bo taki właśnie jest wydobywany, a nie ma środków, aby go uszlachetnić. Ludzie palą zresztą, czym się da, także bardzo szkodliwymi odpadami, korzystając z kotłów bez odpowiednich zabezpieczeń. Większość samochodów jeżdżących po polskich drogach nie ma bez filtrów.
Kolejny problem: niska świadomość ekologiczna Polaków
Ponoć niemieccy dostawcy używanych aut do Polski już demontują filtry, które są potem sprzedawane jako metale szlachetne. To ostatnie świadczy o niskiej świadomości ekologicznej Polaków. Najbardziej znanym tego przykładem był opór mieszkańców przeciw budowie elektrowni jądrowych. Teraz w planie są trzy, ale na razie na papierze – z powodu braku pieniędzy. Gdy słucha się działaczy ze Śląska, wygląda na to, że wręcz bawi ich nadal znakomita kariera polskiego węgla.
Jak wspomniałem, władze państwowe praktycznie nic nie zrobiły dla poprawy tego, czym oddychamy w Polsce. Zła sytuacja była im zapewne znana, chociażby z codziennych raportów stosownych służb. Kwestia smogu nie była przedmiotem publicznych debat czy programów wyborczych. Stała się popularniejsza – od miesiąca. Być może mamy jakąś nieoczekiwaną zmianę klimatyczną, która spowodowała konieczność diagnoz i prognoz ostrzegawczych? Zaniedbania poprzednich władz, jeśli w ogóle są odwracalne w najbliższym czasie, wymagają wielu działań, i to radykalnych. Czy można się ich spodziewać?
Obecna władza nie mogła udawać, jak to czyniły poprzednie, że wszystko jest OK (lub prawie w porządku) z jakością powietrza w Polsce. Jeszcze w październiku 2015 roku p. Duda podpisał tzw. ustawę antysmogową.
Wszelako ten akt prawny nie zawiera żadnych konkretów poza upoważnieniem samorządów do wprowadzenia lokalnych uregulowań, np. zakazu palenia węglem. Ale jeśli nie węglem, to czym? 17 stycznia tego roku przyjęto rządowy program antysmogowy.
Wprowadza się obowiązek akredytacji tylko kotłów tzw. piątej generacji, tj. posiadających należyte filtry. Problem jednak w tym, że bodaj 80 proc. to urządzenia starsze, a ich wymiana jest nierealna w najbliższych latach. Znacznie efektywniejsze byłoby wprowadzenie węgla wysokiej jakości, ale to nierealne, bo niezgodne z interesem lobby górniczego. Podobnie zalecenie przyłączenia małych ciepłowni do większych systemów nie jest możliwe od zaraz, ale mniej lub bardziej długoterminowo.
Obniżenie opłat za nocną taryfę przy ogrzewaniu elektrycznym jest zabiegiem mikroskopijnym i bez większego znaczenia. Planowane są kontrole domów czy samochodów, ale wiadomo, że takie akcje są w Polsce efektywne – podobnie jak rozwiązywanie problemów przez wydawanie rozporządzeń.
Polski smog nie jest polski, ale pochodzi z Chin?
Wypowiedzi (lub ich brak) najwyższych oficjeli też nie skłaniają do optymizmu. Pan Kaczyński chyba uznał, że problem smogu jest drugorzędny z punktu widzenia budowy państwa narodowego. Pan Duda obiecał w październiku, że pomyśli o sprawie, tak też uczynił, podpisując wspomnianą ustawę, i chyba uznał, że to wszystko, co należy do notariusza dobrej zmiany.
Pani Szydło chyba nie ukrywa, że jej rząd zajął się problemem z powodu nieoczekiwanego kryzysu i związanej z tym presji opinii publicznej. Pan Szyszko obwieścił, że smogu byłoby mniej, gdyby Polacy palili polskim węglem, wykorzystywali geotermię proponowaną przez o. Rydzyka oraz że winne są firmy zagraniczne. Jego resort informuje: „Obecne progi są wystarczające i ostrzegają o poziomie zanieczyszczeń, którego przekroczenie powoduje negatywne skutki dla zdrowia ludzkiego”.
Inspektorat Ochrony Środowiska (podległy p. Błaszczakowi) w Opolu obwieścił, że został przekroczony poziom informowania społeczeństwa o zagrożeniu smogiem. To zapewne wpadka, ale znakomicie korespondująca ze stwierdzeniami władz Opola, że smog opolski nie jest opolski (generalizując: smog polski nie jest polski), a może nawet pochodzi z Chin. Niewykluczone, że te rewelacje były inspirowane przez p. (nie byle) Jakiego.
Dlaczego media publiczne nie informują o smogu?
8 stycznia 2017 r. o godz. 20 słuchałem wiadomości w Programie 1 Polskiego Radia. Żadnej informacji o smogu. Nie wiem, czy to przypadek czy świadome przekroczenie po stronie narodowej rozgłośni (inne, w tym te należące do zagranicznego kapitału, informowały), ale porównanie z ujawnieniem katastrofy w Czarnobylu nasuwa się samo przez się.
Zabrał też głos szef resortu zdrowia. (Książę) Pan raczył oświecić pospólstwo słowami: „Nie ma w tej chwili żadnego powodu do paniki. Lubimy mówić o zagrożeniach troszkę bardziej teoretycznych, w sytuacji kiedy styl życia, jaki przyjmujemy, jest wielokrotnie bardziej szkodliwy. […] Osoba, która wdycha powietrze poprzez papierosa – razem z dymem i wszystkim, co w nim jest – jest w sytuacji, w której narzekanie na jakość powietrza jest strasznie mało wiarygodne”. A potem dodał: „To śmieszne, gdy ktoś pali papierosy i wkłada maseczkę”.
W Polsce umiera rocznie z powodu smogu 44 tysiące osób. Być może współczesny ludzki pan, jak to mówiła p. Kulwiecówna, ciotka Oleńki Billewiczównej, o Bogusławie Radziwille, sądzi w swej łaskawości, że te zgony są tylko teoretyczne, bo w końcu, wedle jego przekonań, prawdziwe życie zaczyna się zapewne w zaświatach. To jednak znacznie śmieszniejsze, chociaż tragikomiczne, niż wkładanie maseczki i równoczesne palenie papierosów.