Każdy by chciał, żeby o Polsce myślano i mówiono dobrze. Oczywiście poza garstką zaprzańców, rozmaitych Applebaumów, Grossów i Sikorskich, odstawionych od koryta, którzy zohydzają nasz kraj w rozmowach z zagranicznymi dziennikarzami i politykami, płodzą antypolskie paszkwile i elaboraty. No i poza płatnymi zdrajcami, donoszącymi na Polskę, za co otrzymują srebrniki od Sorosa i od określonych kół.
Wypili morze wódki z korowcami i teraz im odpłacają paszkwilami na Polskę, które następnie media głównego ścieku skwapliwie cytują. Piszą na przykład, że komunę obaliła Solidarność, a nie bezpieka, że Polska kwitnie, a nie że jest w ruinie, że Polak jest dobrym przewodniczącym Rady Europejskiej, a nie chłopcem Merkel na posyłki. Czytając te brednie, niejeden puka się w czoło i nie może nadążyć. „Polska jest w ruinie i na kolanach” – mówili do niedawna politycy PiS, na czele z dzisiejszym prezydentem. Ale pewnego dnia roku pamiętnego, jak za dotknięciem suwerena, polska ruina rozkwitła i teraz jesteśmy liderem od morza do morza.
Niestety, co pewien czas wtrąca się w nasze sprawy jakiś kauzyperda z Wenecji czy agresywny „pracownik mediów” w rodzaju Tima Sebastiana (niby Anglik, a z Deutsche Welle, były korespondent w Polsce). Kręci się i węszy taki koło Trybunału Konstytucyjnego, rozmawia nie tylko z posłem Piotrowiczem, ale z rozmaitymi frustratami w rodzaju Zolla czy Safjana, po czym ośmiela się sugerować, że polska praworządność jest zgwałcona.
Przypadek Tima Sebastiana obnaża prostackie metody naszych przeciwników. Bierze się celebrytę, autora kilkunastu byle jakich książek, w tym książek o Polsce, jakiegoś Daviesa czy innego Sebastiana, laureata licznych nagród od znajomych, w tym brytyjskiej Akademii Telewizyjnej oraz królewskiej nagrody dla najlepszego wywiadowcy medialnego.