Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Dostawcy godności

Jak PiS rozdaje dumę

Rzecz nie w tym, że PiS jest tak godnościowo atrakcyjny, ale że narzucił reszcie kryteria, w świetle których dobrze wypada. Rzecz nie w tym, że PiS jest tak godnościowo atrakcyjny, ale że narzucił reszcie kryteria, w świetle których dobrze wypada. Jacek Szydłowski/Dziennik Wschodni / Forum
Partia Kaczyńskiego daje ludziom to, czego nie dostarcza opozycja: poczucie godności i dumy. To stwierdzenie ma już status oczywistości nie tylko w oczach entuzjastów PiS, ale też niektórych jego przeciwników. Co to znaczy?
Protest gdańskiego środowiska akademickiego przeciw łamaniu prawa konstytucyjnego przez rząd i prezydenta, styczeń 2017 r.Łukasz Dejnarowicz/Forum Protest gdańskiego środowiska akademickiego przeciw łamaniu prawa konstytucyjnego przez rząd i prezydenta, styczeń 2017 r.
Koncert w ramach obchodów Dnia Niepodległości zorganizowany przez ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza, Warszawa, 10 listopada 2016 r.Artur Widak/Zuma Press/Forum Koncert w ramach obchodów Dnia Niepodległości zorganizowany przez ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza, Warszawa, 10 listopada 2016 r.

Po przegranej batalii brukselskiej PiS ratunkowo uruchomił z całą mocą swój znany przekaz o tym, że zawsze broni polskiej godności, że ta nie ma ceny i nie podlega negocjacjom. Godność jest wartością bezwzględną i jej ochrona pozwala widzieć zwycięstwa, triumfy i satysfakcje tam, gdzie inni widzą porażkę i wstyd. Żeby było zabawniej, pisowskie media czyniły wygibasy interpretacyjne (część jednak była trochę zakłopotana), by porównać gesty premier Szydło w Brukseli do gestu Kozakiewicza, zapominając, że polski tyczkarz w spektakularny sposób kwitował swoje zwycięstwo, a nie klęskę.

Wbrew faktom prezes Kaczyński jeszcze raz przedstawia swoją formację z pozycji moralnych wyżyn, jako odwrotność małej, sprzedajnej i niehonorowej opozycji. Ta gierka jest wielokrotnie powtarzana, niemniej wciąż zadziwiająco politycznie skuteczna. Przyjrzyjmy się jej bliżej.

Jednowymiarowa pula godności

Niemal wszyscy powtarzają, że PiS „karmi polską duszę”, że daje więcej w sferze wartości, niż mają do zaproponowania środowiska liberalne, że docenia wagę symboli i religii, dostrzega znaczenie historii i dumy narodowej. Bardzo rzadko towarzyszy temu refleksja, o jakie rozumienie godności i dumy tu chodzi, jak je pojmuje sam PiS, jak wykorzystuje symbole i traktuje religię. Dlatego ugrupowanie Kaczyńskiego może uchodzić za uduchowioną formację, która oferuje Polakom wręcz transcendentne uniesienia, wielkie słowa i przeżycia, a opozycja jawi się jako sucha, technokratyczna hałastra, bez ideowych ambicji, a w dodatku, jak często powtarzają akolici PiS – upadła moralnie.

Żeby zrozumieć, na czym według PiS polega ta akcja godnościowa, trzeba koniecznie wrócić do pojęcia sprzed dekady (chyba autorstwa Ludwika Dorna), kiedy to pojawiło się w prawicowym środowisku sformułowanie „redystrybucja prestiżu” – jako priorytetowy postulat do zrealizowania. Kluczowe jest tu słowo „redystrybucja”, bo określa ono całą polityczną i moralną filozofię ugrupowania Kaczyńskiego. Oznacza, że istnieje w przestrzeni publicznej pewna określona, ograniczona ilość prestiżu i godności, która może być podzielona między obywateli tak lub inaczej, na podstawie odgórnych decyzji. To kolejny państwowy zasób oddany do dyspozycji szefa PiS. W dodatku to towar w Polsce zawsze deficytowy, a rozmaite traumy, obiektywne i subiektywne krzywdy, poczucie niedocenienia są stałym paliwem rządzącej dzisiaj formacji.

Tak rozumiana godność staje się cechą wspólnoty, można ją odzyskać zbiorowo, w wyniku politycznego oficjalnego aktu – może to być np. ostateczne wyjaśnienie katastrofy smoleńskiej, przeciwstawienie się tzw. historycznej pedagogice wstydu, powstanie z kolan w polityce zagranicznej, przekierowanie strumienia pieniędzy w stronę swoich, dotychczas krzywdzonych, wyborców. Ale też można ją zbiorowo stracić. Kilka lat temu ludzie PiS mówili, że raport Anodiny w sprawie Smoleńska „upokorzył Polaków”, to był właśnie przykład tej generalizacji – jedna kobieta upokorzyła cały naród. Ostatnio w Brukseli chciała to podobno zrobić Angela Merkel. Ten, kto próbuje się wyłamać z grona odgórnie upokorzonych, bo się tak nie czuje i nie sądzi, aby jego godność zależała od Anodiny czy Merkel, jest nazywany zdrajcą.

W takim ujęciu prestiż i godność jednostek nie powstają indywidualnie, samoistnie, na skutek prywatnych przemyśleń, wrażliwości, osiągnięć, życiowego dorobku, poczucia swojej wartości, ale są przydzielane przez państwo albo mają wynikać tylko z samej przynależności: do narodu, odpowiedniej grupy, właściwej religii. Nie wymaga więc to wysiłku, a własna refleksja jest wręcz niepożądana. Sens redystrybucji jest zatem jasny: aby jednym dostarczyć godności, trzeba komuś ją odebrać. Prestiż pewnych grup może wzrosnąć tylko wtedy, kiedy znaczenie innych środowisk zostanie przez politycznych decydentów ograniczone.

Zakłada się, że suma jest tu zerowa, a pula godnościowa – jednowymiarowa, że nie mogą istnieć obok siebie różnorodne, nawet czasami przeciwstawne, godności, poczucia honoru i dumy. Tworzy się i narzuca innym wygodną, usłużną politycznie logikę, która godność wielu ludzi narusza lub w ogóle nie bierze jej pod uwagę. Często pod sztandarem obrony godności depcze się wrażliwość innych, odbiera się cześć i honor. W tym ujęciu godność służy przede wszystkim walce, staje się politycznym narzędziem, uzasadnieniem dla przeprowadzanych czystek personalnych i innych rewolucyjnych zmian. Jeśli przywrócona ponoć godność ma pełnić jakąś terapeutyczną rolę, to nade wszystko jako satysfakcja z pognębienia innych.

Widać to na każdym kroku. „Suweren” będzie dowartościowany tylko wtedy, kiedy pognębi się elity. Nowi oficerowie w wojsku będą zadowoleni, kiedy się przepędzi starych pułkowników i generałów. Dobrzy i słuszni prokuratorzy czy sędziowie poczują się godni, kiedy tym starym i złym tę godność się odbierze. Polacy poczują dumę wówczas, kiedy inne państwa, a zwłaszcza Niemcy, dostaną po nosie. Historyczna niewinność i krzywdy Polaków muszą się wiązać z tym większą winą i podłością innych narodów. Swojskość musi być wzmocniona obcością, sukces – upokorzeniem przeciwnika. Moralność w ujęciu PiS zawsze jest związana z niemoralnością innych, nigdy nie występuje samodzielnie; najlepiej, aby była wyrzutem sumienia, bo inaczej się zmarnuje. Nie można po prostu być przyzwoitym, dobrym, porządnym – bo bez wskazania tych złych i niegodnych jest to politycznie bezużyteczne.

Ten specyficzny moralny centralizm jest związany z dość precyzyjnym planowaniem. Ostatnio jeden z ważnych polityków PiS powiedział, że dogłębne badania opinii publicznej wykazały, iż hierarchia wartości wyznawanych przez Polaków jest następująca: rodzina, bezpieczeństwo, stabilizacja. Potem jest przepaść i dopiero kwestie systemowe, polityczne czy światopoglądowe. Dlatego PiS inwestuje, także propagandowo, w te trzy dziedziny (np. 500+, mieszkania+, wymiar sprawiedliwości, policja, armia), a nie przejmuje się innymi.

Przy takim założeniu jest oczywiste, że niczyjej dumy i godności nie narusza zrujnowanie Trybunału Konstytucyjnego, naruszanie niezależności sądów, praktyczna likwidacja trójpodziału władzy, bezwzględne zawłaszczanie wszelkich instytucji. Najwyraźniej godność Polaków, zdaniem PiS, nie rozgrywa się w tych sferach i w tym sensie nie jest naruszana. Partia Kaczyńskiego, która teoretycznie stawia państwo w centrum swojej politycznej myśli, w istocie trzyma obywateli od jego spraw, ustroju, konstytucji, także etyki życia publicznego jak najdalej. PiS utrzymuje z wyborcą bezpośredni kontakt duchowy, ponad rzeczywistością prawną, gospodarczą czy międzynarodową.

Godność mierzona pieniędzmi

PiS chce uchodzić za partię romantyczno-rewolucyjną, ale jest przy tym ugrupowaniem praktycznym i przyziemnym. Mówiąc o sprawach wielkich i wpędzając tym opozycję w kompleksy, w rzeczywistości zawsze sprytnie schodzi do społecznego parteru. Dlatego właśnie, kiedy politycy PiS mówią, że „500+ daje ludziom godność”, to właśnie jest skala dopasowana do wyobrażonego elektoratu. PiS zarzuca swoim przeciwnikom, że ci „gardzą ludem”, ale to rządząca prawica uznała, że godność, bardzo ważna przecież kategoria etyczna, daje się wymierzyć także w pieniądzach. Nie tyle obywatelska troska o państwo, angażowanie się w obronę demokratycznego systemu, dostrzeganie konstytucyjnych uchybień ze strony rządzących, ile konkretna kwota. Wiele razy politycy PiS stwierdzali, że zwykłych ludzi nie interesują spory o Trybunał, że protestują tylko ci „odsunięci od koryta”, a ludzie w swojej codzienności zabiegają o godne życie.

Widać jak efektywna politycznie jest ta taktyka. Godnościowy wymiar akcji 500+ stał się niedyskutowanym aksjomatem. Także dla wielu publicystów podkreślających swoją „wrażliwość społeczną”, która wydaje się w ich przypadku większa i bardziej szczera od wrażliwości na autorytaryzm i antydemokratyczne ekscesy. Można też znaleźć w prasie wiele reportaży opisujących, jak to we wsiach i małych miasteczkach wreszcie biedni ludzie mogli podnieść głowy i pójść do sklepu. Zapewne tak jest, tyle tylko, że tak widziana i wyporcjowana godność jest w istocie dla ludzi, którzy poczuli się dzięki pieniądzom lepiej, obraźliwa; chciałoby się powiedzieć – właśnie niegodna.

Zwłaszcza że – i tu znowu widać celowe manewry obozu Jarosława Kaczyńskiego oraz sprzymierzonego z nim Kościoła – te inne godnościowe wymiary pozostały zasłonięte i zagłuszone przez tromtadrację religijno-narodową. Istotne jest tu polityczne przejęcie przez pisowską prawicę Kościoła, tak skuteczne, że zdarza się usłyszeć całkiem serio snute rozważania, czy można być dobrym katolikiem i popierać Platformę.

Szantaż pojęciem godności

Po przetransferowaniu godności – za zgodą przeciwników, także tych zauroczonych państwowym socjalem – na swoją stronę, PiS może robić już wszystko. Każdy urzędnik, prokurator, sędzia, nauczyciel, oficer, funkcjonariusz, lekarz, profesor powinien poczuć tę ideową protekcję, załatwione odgórnie sprawy moralne, które mają im dać poczucie przynależności do właściwej, a przy okazji aktualnie rządzącej wspólnoty. Wszelkie rozterki, wątpliwości, skrupuły władza bierze na siebie. Kolektywna moralność rozgrzesza niecne czyny popełniane w walce o odpowiednio nazwaną godność.

Antypisowska opozycja nie tyle oddała partii Kaczyńskiego symboliczne wartości, ile nie potrafiła zapobiec ich przedefiniowaniu. Bo PiS przesunął pojęcie godności w swoje praktyczne, podporządkowane polityce rejony i odpowiednio zubożył jej znaczenie. A potem zaczął tym politycznie szantażować swoich przeciwników: że nie rozumieją narodu, że się wysferzyli, stracili kontakt z polską duszą. Tyle że te dusze są poddawane przez PiS nieustannej obróbce od 16 lat, od czasu powstania tej partii. Teraz PiS przechodzi do drugiej fazy perswazji. Lud dzięki nam zyskał godność, wstał z kolan, widzicie, jaki jest potężny, nie zatrzymacie go, a tym bardziej nas, którzy mu tę godność dostarczają, dlatego lepiej się przyłączcie, dopóki na to jeszcze pozwalamy.

Myślący liberalnie Polacy, w tym rodząca się w bólach klasa średnia, przez ponad dwie dekady budowali własny etos, sferę wolnego wyboru, tolerancji i otwartości, ale nagle w sporej części ulegli dezorientacji, zawahali się, uwierzyli Dudzie, Kukizowi, potem nawet Kaczyńskiemu. Teraz powoli się ogarniają, ale ten specyficzny stan mentalnej maligny i zagubienia jeszcze się nie skończył. Populizm dotknął i te środowiska, zahipnotyzował je prostymi receptami. Niewykluczone też, że populiści dotarli do skrywanych, nieprzepracowanych do końca przez demokrację dylematów: a może jednak nie wpuszczać uchodźców, może surowiej karać przestępców, nie zgadzać się na aborcję na życzenie, nie uznawać małżeństw homoseksualnych? Może Europa powinna być surowsza, bardziej egoistyczna, nie tak poprawna politycznie, bo nas zjedzą?

Takie splątanie było widać choćby w tłumaczeniach europosłów Platformy, którzy generalnie nie poparli rezolucji PE wzywającej kraje członkowskie do większej ochrony kobiet i środowisk LGBT. Problem polega na tym, że liberałowie obawiają się prowadzić podobne debaty na własnym polu, a skutek bywa i taki, że po cichu zerkają na populistów, którzy nie mają tych wątpliwości.

Triumf generalizacji

Antypis jednak nie wygra z PiS dopóki nie przestanie poddawać się sile wyższości moralnej, którą PiS sobie zręcznie zorganizował, w różnych dziedzinach, także na polu przeszłości. Rozwiązania w rodzaju, że jak PiS wziął na sztandary żołnierzy wyklętych, to trzeba odzyskać powstanie warszawskie, a jeśli Kaczyński zmierza ku Dmowskiemu, to może zwolni się marszałek Piłsudski, jest ciągłym uczestniczeniem w grze PiS, którą ta partia zawsze wygrywa. Wartości liberalne i wolnościowa formuła godności nie są mniej ważące niż instrumentalnie traktowana historyczno-religijna ornamentyka, jeśli tylko sami zainteresowani w nie uwierzą i uwolnią się od szantażu prawicy.

Właśnie owo uwolnienie będzie możliwe nie tylko poprzez stawanie do konfrontacji z tą ornamentyką, a przede wszystkim poprzez odwołanie się do polskiej historycznej i teraźniejszej różnorodności. Nieszczęściem dzisiejszej polskiej polityki jest triumf bezkarnych uproszczeń i generalizacji, jak to z nazywaniem opozycji – na końcu zawsze jest zdrada i targowica. Ale opozycja nie ma tu chyba wyjścia, dlatego powoli otrząsa się z szantażu i zaczyna odpowiadać tym samym, a więc że to działania władzy godzą w interes narodowy. Wcześniej taki język był zarezerwowany dla drużyny Kaczyńskiego. Teraz to się zmienia, bo sytuacja robi się groźniejsza.

Rzecz nie w tym, że PiS jest tak godnościowo atrakcyjny, ale że narzucił reszcie kryteria, w świetle których dobrze wypada. Jedyną drogą antypisu jest niepoddawanie się narracji Kaczyńskiego, niepowtarzanie jego przekazów, uwolnienie się od wiary w tzw. słuszne diagnozy prezesa PiS, ponieważ on diagnozuje rzeczywistość, którą w dużej mierze sam stworzył. Przede wszystkim zaś chodzi o powrót chłodnego politycznego myślenia, rozumowania kategoriami partii politycznych i strategii wyborczych, ponieważ wyborów nie wygrywają ruchy społeczne, demonstracje, panele i debaty, ale istniejące ugrupowania.

PiS buduje godnościowy nastrój, ale to godność i duma na użytek tej partii, skrojone pod jej projekty i wyobrażenia. Otrząśnięcie się z tej sprytnie uduchowionej atmosfery, jaką PiS okadza życie publiczne, jest warunkiem, aby większość po raz kolejny nie dała się pokonać mniejszości.

Polityka 13.2017 (3104) z dnia 28.03.2017; Polityka; s. 18
Oryginalny tytuł tekstu: "Dostawcy godności"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną