Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Platforma po raz pierwszy wygrywa z PiS. Czekają nas dni burzliwe, a może nawet sądne

PiS przegrywa z Platformą po raz pierwszy PiS przegrywa z Platformą po raz pierwszy PiS / Facebook
Czy badanie Kantara to jednorazowy „wyskok”, drżenie skali czy stały trend? Skłonny byłbym zaryzykować tezę, że jednak to drugie.

Prawo i Sprawiedliwość właśnie się przekonuje, jak wysoka jest polityczna cena arogancji i oderwania od oczekiwań wyborców. A to, zdaje się, dopiero początek, bo inflacja tej władzy dokonuje się ruchem jednostajnie, ale jednak przyspieszonym.

Sondaż Kantar Millward Brown dla „Faktów” TVN i TVN 24, w którym PO o dwa punkty procentowe wyprzedza PiS, to polityczna sensacja dnia. Sytuacja, gdy po niespełna półtora roku sprawowania władzy partia rządząca traci prowadzenie w sondażach, to ewenement niespotykany w Polsce od wielu lat. W ostatnim porównywalnym przypadku, czyli rządów SLD w latach 2001–2005, potrzeba było jednak afery Rywina, by słupki zaczęły się kurczyć.

PiS ciężko na to zapracował – całokształtem. Niszcząc państwo i jego instytucje, łamiąc prawo, obsadzając państwowe urzędy ludźmi o mentalności słynnego szatniarza z „Misia”. Rozganiając Trybunał Konstytucyjny, niszcząc armię ku uciesze „bliskiej zagranicy”, bezwzględnie używając służb i organów ścigania do politycznej zemsty, zezwalając na dewastację przyrody, walcząc z obywatelem RP zajmującym najważniejszy urząd w zjednoczonej Europie i odwracając nas od niej plecami. Wreszcie – całkowicie instrumentalnie używając największej od dziesięcioleci tragedii do zbudowania kłamliwej teorii o zamachu wywołanym wybuchem tak szybkim, że nierejestrowalnym przez żadne urządzenia. To tak tylko w dużym skrócie. Bo wymieniać można właściwie bez końca.

Platforma nie musiała robić nic

PO, by odwrócić sondażowy trend – co jest jednak dość przykrą konstatacją – właściwie nie musiała robić nic. Tylko czekać. No i może jeszcze spoglądać na Donalda Tuska, który – jak wiadomo – w politycznym zwarciu czuje się jak Witalij Kliczko w dziesiątej rundzie. Czyli punktuje z regularnością i siłą pneumatycznego młota.

Pytanie najważniejsze, ale i takie, na które trudno znaleźć teraz odpowiedź, brzmi: czy badanie Kantara to jednorazowy „wyskok”, drżenie skali czy stały trend? Skłonny byłbym zaryzykować tezę, że jednak to drugie. Od słynnego 27:1, a więc spektakularnego łomotu w Brukseli na początku marca, PiS traci z sondażu na sondaż. Trudno sobie wyobrazić, by szybko udało się wyrównać lot, tym bardziej że każdy niemal dzień przynosi jakąś wizerunkową wtopę made by PiS. Ostatni przykład – ze środy, czyli z dnia publikacji sondażu – to awantura w rządzie wokół słów minister cyfryzacji Anny Streżyńskiej, która skrytykowała nietykalnego w PiS ministra obrony za to, że próbuje zagarnąć nadzorowane przez jej resort sprawy cyberbezpieczeństwa.

Kolejne pytanie, które warto postawić, to czy PiS da radę znów wypłynąć na powierzchnię. Co prawda żadnej partii ta sztuka jeszcze się nie udała – oczywiście jeśli przyjmiemy, że nie mamy do czynienia z jednorazowym zjawiskiem sondażowym – ale nie jest to niemożliwe. Na pewno prezes Kaczyński ściągnie stery. Można się spodziewać mocnych wstrząsów wewnątrz PiS, których konsekwencją będzie pewnie rekonstrukcja rządu. Ale czy prezesa stać na przeprowadzenie poważnej operacji obejmującej wycięcie najbardziej zapalnych miejsc?

Wątpliwe. Raczej będzie to kosmetyczny zabieg, a więc trudno sobie wyobrazić, by dał trwalszy efekt. Raz, że prezes wydaje się słabnąć, wydaje się pozbawiony energii, dwa – że taki ruch wywołałby poważne wstrząsy wtórne, być może o konsekwencjach odśrodkowych.

Co zrobi PiS, żeby odrobić w sondażach?

Przede wszystkim jednak Kaczyński stał się zakładnikiem swoich nominantów, którzy są ucieleśnieniem jego tromtadrackiej polityki. Odwołanie Macierewicza, Waszczykowskiego, Szyszki, Jurgiela czy Radziwiłła z punktu widzenia interesu PiS wydaje się koniecznością, ale to oznaczałoby też przyznanie, że polityka PiS w tak ważnych aspektach jak obronność, sprawy zagraniczne, rolnictwo, zdrowie i środowisko okazała się totalną porażką. Jak to wytłumaczyć coraz bardziej zdezorientowanemu elektoratowi? Oj, trudno by było. Z jednym wyjątkiem – gdyby na czele rządu stanął sam Naczelnik, do czego od dawna ma być namawiany przez swoich zauszników.

Oczywiście nie znaczy to, że obejdzie się bez ruchów personalnych. Będą, tyle że prawdopodobnie obejmą tych, których nikt bronić nie będzie, a więc drugi szereg w rodzaju Anny Streżyńskiej, która naraziła się „nielojalnością”. To oczywiście niczego nie zmieni, tym bardziej że zaraz pojawią się kolejni kandydaci do wymiany, których zastąpić będzie trudno.

Wystarczy wymienić minister edukacji Annę Zalewską, która jest twarzą edukacyjnej „deformy”, a przy okazji jedną z nielicznych zaufanych Beaty Szydło.

Zablokowany w personalnych układach prezes wybierze więc wypróbowaną strategię, czyli szukania wroga na zewnątrz. Bez większego ryzyka można postawić tezę, że nadchodzi czas ciężkiej pracy rozmaitych służb i organów, które zostaną zagonione do szukania haków na opozycję, żeby udowodnić, że Platforma to w istocie „komuniści i złodzieje”. W skrócie rzecz ujmując – powtórka ze sprawy Beaty Sawickiej jest więcej niż wyobrażalna. Jeszcze PiS da nam znać o sobie. Tym bardziej, im bardziej grunt pod nogami będzie tracił stabilność.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama