Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Polska jak RFN podczas zimnej wojny. Amerykanie coraz mocniej przesuwają się na Wschód

Znaczenie wschodniej flanki NATO dla sił USA jest tak duże, że do Polski trafiają nie tylko kolejne jednostki, ale i sztaby. Znaczenie wschodniej flanki NATO dla sił USA jest tak duże, że do Polski trafiają nie tylko kolejne jednostki, ale i sztaby. Krzysztof Zatycki / Forum
Znaczenie wschodniej flanki NATO dla sił USA jest tak duże, że do Polski trafiają nie tylko kolejne jednostki, ale i sztaby. Teraz będzie to wydzielony sztab dywizji, który został ulokowany w Poznaniu.

Ten fakt utrzymywany był przez kilka dni w tajemnicy, choć Amerykanie przyznawali, że mają taki plan. W czwartek 4 maja dowództwo US Army Europe ogłosiło w oficjalnym komunikacie, że od 29 kwietnia wysunięty sztab ich 4. Dywizji Piechoty działa już w Poznaniu. Ponad stu żołnierzy i oficerów miało trafić z Niemiec do stolicy Wielkopolski w ubiegłym tygodniu. Ulokowali się – choć to nieoficjalna informacja – w centrum miasta, w kompleksie niedawno wyremontowanych wojskowych obiektów przy ul. Bukowskiej.

Skala – w porównaniu z końcówką lat 80. – jest oczywiście inna. Jeszcze w 1989 r. same siły lądowe USA miały w Europie Zachodniej ponad 200 tys. żołnierzy, teraz mają nieco ponad 20 tysięcy, z czego większość w Niemczech. Nie ma planów, aby przenosić do Polski strategiczne dowództwo obszaru europejskiego (EUCOM) czy dowództwa rodzajów amerykańskich sił zbrojnych w Europie – też znajdujące się na terytorium Niemiec. Ale potwierdzone 4 maja rozmieszczenie w Poznaniu amerykańskiego sztabu dywizji świadczy o zmianie podejścia Pentagonu do obrony Europy Wschodniej. Zamiast „z daleka” Amerykanie wolą to robić „z bliska”.

Chodzi o relokację do Polski (najprawdopodobniej do Poznania) tzw. operacyjnego komponentu dowodzenia (Mission Command Element) 4. Dywizji Piechoty Sił Lądowych USA, wysłanego do Europy jeszcze w 2015 r.

Wtedy Stany Zjednoczone podjęły historyczną decyzję o rotacyjnym pobycie na wschodniej flance NATO swojej brygady pancernej wraz ze wsparciem lotniczym. To w efekcie tych rozkazów do Żagania trafił w styczniu 3. Brygadowy Zespół Bojowy (3 ABCT) 4. Dywizji Piechoty – z czołgami, bojowymi wozami piechoty i artylerią samobieżną. A właśnie teraz do Powidza zaczynają przylatywać śmigłowce towarzyszącej pancerniakom 10. Brygady Lotnictwa Bojowego (10 CAB). Bataliony pancerne i zmechanizowane z brygady zostały rozesłane po krajach wschodniej flanki, ale ich dowództwo pozostało w Niemczech, w miejscowości Baumholder, na zachód od Frankfurtu nad Menem.

Ludzie Trumpa chcą wojsk na Wschodzie

Teraz jednak samo ekspedycyjne dowództwo potwierdziło zamiar przeniesienia się do Polski. Starszy sierżant Brent Williams, dobrze znany polskim mediom z wcześniejszych komunikatów dotyczących przerzutu i przemarszu pancernej brygady, poinformował w wydanym 4 maja komunikacie, że: „Relokacja do Polski sprawia, że taktyczny komponent sztabowy szczebla dywizyjnego jest w stanie szybko dysponować siłami bojowymi na europejskim teatrze działań da wsparcia sojuszników i partnerów z NATO, zwiększając skuteczność i zdolność US Army do odstraszania i obrony w przypadku jakiegokolwiek wrogiego ataku”. Choć w komunikacie nie pada słowo Rosja, jego dalsza treść przypomina, że chodzi o działania Amerykanów podjęte w reakcji na aneksję Krymu w 2014 r. i tzw. Europejską Inicjatywę Upewniającą, w wyniku której liczebność oddziałów USA w Europie znacznie wzrosła. Wcześniejsze oświadczenie US Army mówiło też, że „Mission Command Element w Polsce umożliwia jeszcze lepsze połączenie US Army Europe z sojusznikami, przywódcami i cywilami z państw europejskich i w końcu zwiększa przygotowanie Sojuszu do odpowiedzi na jakiekolwiek zagrożenie lub kryzys w Europie”.

Zdecydował więc czynnik geograficzny. Z Baumholder do Żagania, gdzie stacjonuje sztab amerykańskiej brygady, jest ponad 600 km, drugie tyle do Przesmyku Suwalskiego, który jest kluczowy dla powodzenia operacji obronnej na wschodniej flance NATO. Tyle że świadomość odległości istniała również za czasów poprzedniej administracji USA, a mimo to nie przeniesiono do Polski sztabu. Co zdecydowało o zmianie podejścia?

Jak ujawnił w Polskim Radiu wiceminister obrony Tomasz Szatkowski, decyzje te zapadły w ostatnich dwóch–trzech miesiącach. A zatem po objęciu stanowisk przez Donalda Trumpa i jego sekretarza obrony gen. Jamesa Mattisa. Nie ma wątpliwości, że w otoczeniu obecnego prezydenta wojskowi mają dużo więcej do powiedzenia niż w administracji Baracka Obamy.

Poza Mattisem, który ma dużo większą swobodę w kierowaniu Pentagonem niż Ashton Carter, znaczącą rolę u boku Trumpa odgrywają jego doradca do spraw bezpieczeństwa narodowego, generał w służbie czynnej H.R. McMaster, i sekretarz bezpieczeństwa wewnętrznego, gen. John Kelly. Wpływ tej trójki jest coraz bardziej widoczny w poczynaniach ekipy Trumpa na niwie międzynarodowej i zapewne przesądził o przesunięciu na wschód komponentu dowodzenia amerykańskiej dywizji w Europie.

Uprzednio bowiem USA starały się bardzo, by unikać oskarżenia o „przenoszenie baz na Wschód”, bliżej granic Rosji. Dlatego, mimo jasno wyrażanych opinii dowódców obszaru europejskiego (będących jednocześnie najwyższymi dowódcami NATO) poprzedniego gen. Philipa Breedlove’a i obecnego gen. Curtisa Scaparrottiego, którzy chcieli pobytu wojsk na stałe, Barack Obama zgodził się jedynie na rotacyjny pobyt dodatkowej brygady pancernej na wschodniej flance NATO.

Istniało też wiarygodne uzasadnienie wojskowe. Amerykanie chcieli się na nowo nauczyć przerzucać przez Atlantyk większe oddziały wojska, czego nie robili od lat 80. Mimo dbałości o to, by za bardzo nie drażnić Rosjan, kiedy już amerykańskie „rotacyjne” czołgi znalazły się w Polsce i krajach bałtyckich, kremlowska propaganda grzmiała, że jeszcze nigdy nie były tak blisko Moskwy. Jeszcze 3 maja rano Sputnik alarmował, że Amerykanie przenoszą swoje dowództwo do Polski. Od rana należy się spodziewać jeszcze głośniejszej histerii Rosjan. Ale decyzja o przeniesieniu wraz z czołgami również ich sztabu pokazuje, że generałowie Mattis i McMaster mają dużo mniejszy wzgląd na samopoczucie Putina, a bardziej zależy im na efektywności odstraszania i ewentualnej obrony NATO.

US Army od Estonii po Bułgarię

Z tym że nawet ów Mission Command Element nie będzie w sensie dosłownym „bazą USA”.

To mobilna placówka sztabowa, licząca około 200 oficerów, mogąca (przy zapewnieniu odpowiednich warunków i łączności) stacjonować w zasadzie gdziekolwiek. Wysyłając ich do Europy, podjęto decyzję najbezpieczniejszą z możliwych, by weszli w skład ciągle olbrzymiego amerykańskiego garnizonu Nadrenii-Palatynatu.

W operacji Atlantic Resolve, jak Amerykanie określają swoje działania na wschodniej flance NATO, dowództwo to odpowiada za koordynację pododdziałów brygady pancernej i brygady lotnictwa bojowego, pełniących rotacyjny dyżur w Europie. Obecnie jednostki te są rozmieszczone od Estonii po Bułgarię. Jeśli powiedzie się plan skierowania do Europy kolejnej brygady sił lądowych USA, o co zabiegają w Kongresie dowódcy, sztab dywizyjny – już zlokalizowany w Polsce – będzie miał pod dowództwem trzy brygady.

Niemcy nie stracą przez to strategicznej roli dla sił USA w Europie. Nie ma mowy, by z Wiesbaden przenosić gdzieś sztab US Army Europe czy całe dowództwo obszaru europejskiego (EUCOM) ze Stuttgartu. Siły zbrojne USA dysponują w Niemczech ponad 30 sztabami, jednostkami i instalacjami, zlokalizowanymi głównie w południowej części kraju (w dawnej strefie okupacyjnej). Przeniesienie ich poza Niemcy byłoby niezwykle kosztowne, nie jest też potrzebne. Wystarczy, że bliżej terenu potencjalnych operacji znajdą się sztaby odpowiedzialne za wysunięte siły. I tak właśnie zaczyna się dziać.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną