Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Trybunały Ludowe

Trybunały Ludowe. PiS buduje sprawiedliwość ludową

PiS obchodzi konstytucyjne prawo do odwołania od decyzji władzy. PiS obchodzi konstytucyjne prawo do odwołania od decyzji władzy. Igor Morski / Polityka
Pomysł PiS na państwo to likwidacja trójpodziału władzy. Ucieleśnieniem tego konceptu jest komisja weryfikacyjna ds. reprywatyzacji: władza wykonawcza i sądownicza w jednym.
Jarosław Kaczyński, Zbigniew Ziobro i Patryk Jaki, przewodniczący komisji ds. reprywatyzacjiAdam Chełstowski/Forum Jarosław Kaczyński, Zbigniew Ziobro i Patryk Jaki, przewodniczący komisji ds. reprywatyzacji
Komisja ma „przykryć” nieudolność prokuratury Zbigniewa Ziobry w sprawie reprywatyzacji w Warszawie.Adam Chełstowski/Forum Komisja ma „przykryć” nieudolność prokuratury Zbigniewa Ziobry w sprawie reprywatyzacji w Warszawie.

Artykuł w wersji audio

To powtórzenie, w udoskonalonej wersji, komisji Macierewicza ds. weryfikacji WSI: pełnia władzy, żadnej odpowiedzialności. I to właśnie: nieodpowiedzialność władzy – jest kolejnym elementem wizji państwa PiS. – Przywracamy wymiar sprawiedliwości narodowi – ogłosił w Sejmie poseł Stanisław Piotrowicz (PiS), prezentując projekty ustaw, które poddają PiS władzę sądowniczą: o Krajowej Radzie Sądownictwa i o ustroju sądów powszechnych.

Przyjęcie tych ustaw odroczono w ostatniej chwili, bo Trybunał Konstytucyjny (zapewne przypadkiem) na wtorek 20 czerwca wyznaczył właśnie datę rozpatrzenia wniosku prokuratora generalnego o zbadanie, czy może zgodnie z konstytucją przerwać kadencję obecnej Krajowej Rady. PiS jest pewny wyniku rozprawy, bo zapowiada, że zaraz potem ustawę o KRS uchwali. Nic dziwnego: sprawę osądzi pięcioro sędziów – wszyscy wybrani przez PiS. Po roku awantury o Trybunał Konstytucyjny PiS zbiera owoce władzy nad nim. A sędziowie Trybunału bez żenady mu służą – patrz wypowiedź dublera sędziego Lecha Morawskiego na uniwersytecie w Oksfordzie: że prezentuje stanowisko rządu.

PiS chce takiej samej władzy nad sądami. Minister sprawiedliwości i partia rządząca mają być kadrowymi swobodnie decydującymi o składzie KRS. I o tym, kto może zostać sędzią, a który sędzia – prezesem i wiceprezesem sądu. A prezesi zapewnią, że ważne dla władzy sprawy trafią do sędziów gwarantujących odpowiedni wyrok.

I pozamiatane. W białych rękawiczkach, bo przecież sądów PiS nie zniesie. Orzekać będą sędziowie, nie partia. Tak jak w Trybunale Konstytucyjnym.

Trybunał właśnie dostał od partii nowe zadanie: osądzić, czy Sąd Najwyższy ma prawo rozstrzygać zagadnienia prawne i dawać ich wykładnię zgodną z konstytucją. Na tej wykładni opierają się sądy. To jedna z najważniejszych funkcji Sądu Najwyższego. Na nieszczęście dla siebie skorzystał z niej wbrew woli partii rządzącej: stwierdził, że konstytucyjna prerogatywa prezydenta do udzielania aktu łaski dotyczy wyłącznie wyroków prawomocnych. Prezydent może uwalniać od kary, ale nie może udaremniać ustalenia winy – jak zrobił prezydent Andrzej Duda w przypadku Mariusza Kamińskiego.

PiS najpewniej wykorzysta więc Trybunał Konstytucyjny do odebrania Sądowi Najwyższemu jego prerogatyw. A także pierwszego prezesa, bo 22 czerwca Trybunał ma orzec, że prezes Małgorzata Gersdorf została wybrana z naruszeniem konstytucji. Tego przynajmniej oczekuje PiS.

Sejmowa deklaracja posła Piotrowskiego, że PiS „przywraca wymiar sprawiedliwości narodowi”, opiera się na rozumowaniu, że naród wybrał PiS, więc jeśli PiS będzie rządził wymiarem sprawiedliwości, to tak, jakby sam naród wymierzał sprawiedliwość. Tylko: kto obroni naród przed partią, która – jako suweren zastępczy – zabierze się do wymierzania sprawiedliwości narodowi?

Komisja hybrydowa

Właśnie zaczyna działalność instytucja, która urzeczywistnia ideał państwa PiS: „komisja do spraw usuwania skutków prawnych decyzji reprywatyzacyjnych dotyczących nieruchomości warszawskich, wydanych z naruszeniem prawa”. Na zakończonym w zeszłym tygodniu posiedzeniu Sejm wybrał ostatniego jej członka – Pawła Rabieja z Nowoczesnej.

Komisja jest hybrydą władzy administracyjnej i sądowniczej z elementami prokuratury i sejmowej komisji śledczej – czyli władzy ustawodawczej. Takie trzy w jednym. Wszystkie te władze – oprócz sądowniczej – są w rękach PiS. Komisja w ramach swojej właściwości przejmie też władzę sądowniczą. Prawo odwołania od jej decyzji do prawdziwego sądu będzie iluzoryczne.

Łamie to konstytucyjną zasadę trójpodziału władzy i prawo do sądu. Ale skarżenie ustawy do Trybunału Konstytucyjnego po „dobrej zmianie” mija się z celem.

Konstytucyjna czy nie, komisja rozpoczęła prace i zapewne będzie je ciągnąć przynajmniej do końca kadencji tego Sejmu. Ma dwa polityczne cele: pokazać wyborcom, że PiS stoi po stronie szarego obywatela i „rozlicza afery”, a także „przykryć” nieudolność prokuratury Zbigniewa Ziobry w tej sprawie. We wrześniu zeszłego roku na polecenie Ziobry powołano trzy zespoły prokuratorskie do spraw warszawskiej reprywatyzacji: w prokuraturach regionalnych – wrocławskiej i warszawskiej, oraz w Prokuraturze Krajowej. Śledztw jest kilkadziesiąt. Urobku w postaci aktów oskarżenia jednak nie ma. Sprawy są skomplikowane, więc niewykluczone, że do końca kadencji PiS efektów nie będzie. A przed wyborcami trzeba się wykazać. Więc wykazywać się w imieniu PiS będzie komisja, która dostała po temu stosowne instrumenty. Specjalnie dla komisji stworzono niemieszczący się w dotychczasowym prawie rodzaj postępowania: „postępowanie rozpoznawcze”. Jest ono połączeniem postępowania administracyjnego, prokuratorskiego i sądowego, z elementami sejmowej komisji śledczej. „W toku postępowania rozpoznawczego komisja przeprowadza rozprawę” – a więc jak quasi-sąd. Zaś zajęcie się przez komisję sprawą wstrzymuje toczące się w niej postępowanie prokuratorskie czy sądowe.

Działania komisji będzie cechować ostateczna nieostateczność. Wprawdzie od jej decyzji można się odwoływać do sądu administracyjnego, ale jednocześnie będą one natychmiast wykonalne. To jak wyrok śmierci, od którego wprawdzie można się odwołać, ale nie wstrzymuje to egzekucji. W ten sposób PiS obchodzi konstytucyjne prawo do odwołania od decyzji władzy. Odwołanie formalnie jest, ale jakby go nie było.

Komisja może żądać przesłania dokumentów i akt. Sądy i prokuratura mają obowiązek potraktować żądania komisji priorytetowo. Komisja nie ma terminu do zakończenia wszczętej sprawy, więc może na lata wstrzymać postępowanie prokuratorskie i sądowe. A ono może dotyczyć też np. unieważnienia decyzji o zwrocie nieruchomości. Albo praw lokatorów. Zablokowanie na lata rozstrzygnięcia o prawnym statusie nieruchomości grozi popadnięciem jej w ruinę: nikt nie będzie zainteresowany inwestowaniem pieniędzy w remont. A rzecz dotyczy kamienic przedwojennych, dawno nieremontowanych.

Natychmiast wykonalne

Komisja może zarządzić wpisanie do księgi wieczystej ostrzeżenia, że toczy się postępowanie dotyczące danej nieruchomości, lub zakazać obrotu nią. Znowu: nie ma granicy czasowej, a więc zakaz może obowiązywać przez lata, aż komisji się odwidzi. A jeśli komisja zostanie rozwiązana, nie przewidziano, kto i według jakiej procedury może zarządzić wykreślenie wpisu z księgi wieczystej.

Od postanowienia o wpisie można się wprawdzie odwołać, ale już w momencie wydania jest ono natychmiast wykonalne. Zanim więc odwołanie przejdzie całą drogę administracyjną, nieruchomość jest zablokowana. Skutek wpisania w księdze wieczystej ostrzeżenia jest jeszcze bardziej dolegliwy: nawet gdy zostanie uchylone, będzie widoczne w księdze wieczystej, co może odstraszać potencjalnych kupców.

Oczywiście można uznać, że to z punktu widzenia lokatorów kamienic czy dotychczasowych użytkowników dobrze, bo w ich interesie jest zostać tam, gdzie są, i nie ryzykować, że nieruchomość będzie przechodzić z rąk do rąk. Ale oznacza to też, że nikt w te nieruchomości nie będzie inwestował.

Postępowanie „rozpoznawcze” komisja kończy „decyzją”. Może decyzję reprywatyzacyjną utrzymać w mocy, uchylić w całości lub w części bez zaleceń albo uchylić, przekazując sprawę do ponownego rozpoznania z zaleceniami, co należy wziąć pod uwagę przy ponownym rozpatrzeniu.

I znowu: decyzja o uchyleniu jest wykonalna, chociaż jest nieprawomocna i teoretycznie można się od niej odwołać na zasadach ogólnych.

Komisja teoretycznie może uchylić decyzję reprywatyzacyjną, tylko jeśli została wydana z naruszeniem prawa lub na rzecz osoby nieuprawnionej. A podstawa do jej wydania, czyli naruszenie prawa przy jej wydawaniu, powinna być stwierdzona „orzeczeniem sądu lub innego organu”. Jednak to żadne zabezpieczenie, bo komisja i bez tego orzeczenia może wydać decyzję – np. o unieważnieniu zwrotu – która będzie natychmiast wykonalna.

Potem będzie się toczyć wieloletnie postępowanie prokuratorskie i sądowe. I może się zakończyć stwierdzeniem, że nie było żadnego naruszenia prawa przy zwrocie nieruchomości, a decyzja reprywatyzacyjna była prawidłowa. Wtedy właściciel zażąda od Skarbu Państwa zwrotu utraconych pożytków z nieruchomości albo odszkodowania za utratę wartości nieruchomości, która w tym czasie popadła w ruinę. I tym razem nie będzie to żaden trick czy hucpa, tylko jak najbardziej uczciwe uprawnienie człowieka, który prawidłowo odzyskał nieruchomość, nie mógł jej użytkować i poniósł straty w wyniku nierzetelnych działań władzy.

Władza stworzyła bowiem prawo nietrzymające konstytucyjnych standardów, a organ, który do wykonania tych przepisów powołała, pomylił się lub pracował nierzetelnie, narażając człowieka na straty. I ograniczając, czy wręcz unicestwiając, jego prawo własności, prawo do odwołania od decyzji i prawo do rozstrzygnięcia sprawy w rozsądnym terminie. I w ogóle prawo do sprawiedliwego sądu, skoro o jego sprawie decydowała komisja niebędąca organem sądowym, złożona z osób wybranych z klucza politycznego (mianowanych przez rząd, prezydenta i parlament), od których nie wymaga się nawet formalnych kompetencji.

Konstytucja – art. 77 – mówi: „Każdy ma prawo do wynagrodzenia szkody, jaka została mu wyrządzona przez niezgodne z prawem działanie organu władzy publicznej”.

Jego realizacją jest m.in. art. 417 [1] Kodeksu cywilnego: „Jeżeli szkoda została wyrządzona przez wydanie aktu normatywnego, jej naprawienia można żądać po stwierdzeniu we właściwym postępowaniu niezgodności tego aktu z Konstytucją, ratyfikowaną umową międzynarodową lub ustawą”.

Na straży interesu publicznego

Nie wiadomo, co to jest „właściwe postępowanie”. Na pewno przed Trybunałem Konstytucyjnym, więc od tej strony władzy PiS nic nie grozi. Ale po latach kto inny może być u władzy i kto inny w Trybunale. A państwo będzie ciągle to samo. I Skarb Państwa – czyli podatnicy – będzie musiał za poczynania komisji weryfikacyjnej Patryka Jakiego płacić.

Za „właściwe postępowanie” można też uznać wyrok czy odpowiedź na zagadnienie prawne wydane przez Sąd Najwyższy. Choć póki rządzi PiS i nie obowiązują zasady państwa prawa, można się spodziewać, że Skarb Państwa po prostu rozstrzygnięcia Sądu Najwyższego nie uzna i nie wykona. Tym bardziej że z powodu uchwały SN wydanej na tle ułaskawienia przez prezydenta Mariusza Kamińskiego – zakwestionował właśnie przed Trybunałem Konstytucyjnym Julii Przyłębskiej prawo Sądu Najwyższego do odpowiadania na pytania prawne.

Jeśli nie da się wykorzystać przepisu o odpowiedzialności za „bezprawie legislacyjne” (ustanowienie prawa sprzecznego z konstytucją), pozostaje „odpowiedzialność za szkody wyrządzone na osobie, które powstały przez zgodne z prawem wykonywanie władzy publicznej” (art. 417 [2] Kodeksu cywilnego).

I tu dopiero zaczynają się schody.

„Komisja jest organem administracji publicznej stojącym na straży interesu publicznego, w zakresie postępowań w przedmiocie wydania decyzji reprywatyzacyjnych dotyczących nieruchomości warszawskich” – stanowi art. 3 ustawy powołującej komisję. Czyli jej działalność można uznać za „wykonywanie władzy publicznej”. Natomiast członkowie tego ciała zwolnieni są z jakiejkolwiek odpowiedzialności za to, co w jego ramach robią: „Przewodniczący oraz członkowie Komisji nie mogą być pociągnięci do odpowiedzialności za swoją działalność wchodzącą w zakres sprawowania funkcji w Komisji” – mówi art. 6 ustawy.

To przepis bez precedensu w polskim i w ogóle zachodnim prawie. Immunitet silniejszy od parlamentarnego, sędziowskiego i prokuratorskiego, bo nie ma trybu jego uchylania. Na pewno pojawią się głosy prawników, których do uzasadniania swoich działań wynajmuje PiS, że skoro członkowie komisji zostali zwolnieni od odpowiedzialności, to należy to potraktować także jako immunitet dla samej komisji. Więc państwo w ogóle za jej działania nie odpowiada.

To rozumowanie antykonstytucyjne i niezgodne z prawami człowieka. Jednak po opiniach rozmaitych wysokich ciał – choćby komisji Kuchcińskiego do oceny opinii Komisji Weneckiej o ustawach „naprawiających” Trybunał Konstytucyjny – i teoretyków prawa – choćby o tym, że wyroki Trybunału Konstytucyjnego nie są ostateczne, a premier może weryfikować ich prawidłowość i wybierać te godne i te niegodne publikacji – można się spodziewać wszystkiego. Także tego, że eksperci PiS uznają, że państwo nie odpowiada za działalność komisji. A wyznaczeni przez prezesów sądów, wyznaczonych przez PiS do prowadzenia spraw przeciw komisji, sędziowie powołają się na te opinie i odrzucą pozwy o odszkodowanie. PiS, prawdopodobnie na najbliższym posiedzeniu Sejmu, przyjmie bowiem przepisy o KRS i o ustroju sądów powszechnych, które dadzą partii rządzącej kontrolę nad wyrokowaniem przez sądy.

Komisja nieodpowiedzialna

Precedens nieodpowiedzialności już jest: wspomniana na początku komisja weryfikacyjna WSI Antoniego Macierewicza. Wprawdzie sądy orzekały od Skarbu Państwa odszkodowania za szkody wyrządzone osobom bezprawnie wymienionym w raporcie jako kolaboranci, ale prokuratura, a potem sądy uznały, że sam Macierewicz nie podlega odpowiedzialności karnej za nadużycie władzy, bo w komisji nie był funkcjonariuszem publicznym.

Teraz PiS udoskonalił przepisy i wprost zapisał tę nieodpowiedzialność: zarówno cywilną (materialną), jak karną. Więc prywatyzacyjna komisja weryfikacyjna Patryka Jakiego może sobie poszaleć swobodniej niż komisja Macierewicza. Może pouchylać ile się da decyzji reprywatyzacyjnych, nie przejmując się specjalnie tym, że kiedyś sądy to uchylenie uchylą, bo nie znajdą żadnego złamania prawa przy reprywatyzacji. Komisja – której już dawno nie będzie – nie będzie za błędną decyzję odpowiadać. A PiS powie: myśmy czynili prawo i sprawiedliwość, a złe sądy działają na rzecz „komunistów i złodziei”.

Od lat w Polsce nie egzekwuje się odpowiedzialności od funkcjonariuszy publicznych i osób działających w imieniu władzy: ani za pomyłki, ani za nadużycie władzy. Odpowiedzialność przed Trybunałem Stanu za złamanie konstytucji jest wyłącznie teoretyczna, bo partie umówiły się, że sobie tego nawzajem robić nie będą.

Nieodpowiedzialność dotyczy funkcjonariuszy wszystkich szczebli, od premiera i ministrów poczynając, a na władzy lokalnej kończąc. Dotyczy także sędziów i prokuratorów. Choć przepisy są: w prawie cywilnym, prawie pracy, w specjalnej ustawie o odpowiedzialności funkcjonariuszy publicznych. Są nawet osobne przepisy dotyczące odpowiedzialności funkcjonariuszy policji – i te akurat czasem bywają stosowane.

PiS przez lata krytykował „państwo działające teoretycznie”, którego funkcjonariusze nie odpowiadają za swoje działania. Wieszał psy na sędziach, że nie odpowiadają za błędne wyroki. A także na prokuratorach. Zaraz po dojściu do władzy wprowadził przepis, że prokurator nie odpowiada służbowo za nadużycie władzy, jeśli działa w interesie publicznym (czy działa, ocenią… jego przełożeni). Teraz szykuje nowe przepisy dyscyplinarne dla sędziów, a swoim funkcjonariuszom daje immunitet na odpowiedzialność.

To ideał państwa PiS: znieść odpowiedzialność, wszelkie mechanizmy kontroli władzy w imię sprawności rządzenia. Odpowiedzialności i kontroli podlegają natomiast obywatele. Na nich władza ma system inwigilacji, ustawę antyterrorystyczną, dostęp do wszelkich informacji: od zdrowia, pracy, sytuacji rodzinnej, światopoglądu, sieci znajomości, po majątek, zarobki i wydatki. Wszystko pod pretekstem dbania o bezpieczeństwo albo tropienia oszustw gospodarczych i podatkowych.

Zamiast trójpodziału władzy – monowładztwo. Zamiast praw i roszczeń obywateli do władzy – władza nad obywatelami. A wszystko to w imię otrzymanego rzekomo od wyborców prawa do dowolnego urządzenia Rzeczpospolitej.

Polityka 24.2017 (3114) z dnia 12.06.2017; Temat z okładki; s. 12
Oryginalny tytuł tekstu: "Trybunały Ludowe"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną