Wałęsa weźmie udział w kontrmiesięcznicy. Obywatele RP: Będziemy solidarni jak w 1989 r.
Udział w proteście Obywateli RP obydwu legend „Solidarności”, tej prawdziwej, wielkiej i żywej, ma dla nas, inicjatorów protestu, szczególne znacznie. Kilkanaście miesięcy temu stanęła nas na Krakowskim Przedmieściu garstka ludzi. Nasz sprzeciw wobec mowy nienawiści Jarosława Kaczyńskiego i jego wyznawców był przez długi czas izolowany w środowiskach opozycji. Dziś doczekaliśmy symbolicznego i jakże wymownego potwierdzenia tego, czego jesteśmy świadkami od samego początku – rodzącej się tam obywatelskiej solidarności.
Tej samej solidarności, której ducha poczuliśmy po raz pierwszy w sierpniu 1980 i która poniosła nas do wolności odzyskanej w 1989 r. W marcu ubiegłego roku pod wielkim transparentem ze słowami Lecha Kaczyńskiego przypominającemu jego bratu, co były prezydent sądził o Trybunale, stanęliśmy niewielką grupą, twardo oświadczając, że nie zejdziemy.
Kto przychodzi na kontrmiesięcznicę?
Mimo szykan ze strony uczestników smoleńskich marszy, policyjnej blokady oraz obojętności mediów rzeczywiście nie zeszliśmy, a nasz protest powoli się rozszerzał. Dołączały do nas pojedyncze osoby, ale też bardziej lub mniej formalne grupy demokratów – jak Demokratyczna RP z Częstochowy, Ster na Demokrację z Bydgoszczy, pojedyncze, a potem coraz liczniejsze grupy KOD. A od czerwca staje z nami pod Pałacem Strajk Kobiet.
Solidarnie, ramię w ramię, naprzeciwko smoleńskiego tłumu stawali ludzie o skrajnie różnych światopoglądach – na tej samej kontrmiesięcznicy widuję katolika trzymającego transparent do spółki z ateistą z Lewicy Laickiej. Bywa, iż nasz mamuci transparent z Lechem podtrzymuje zgodnie inna nietypowa para – on, zwolennik PO, zatwardziały liberał, ona, anarchistka o ultralewicowych poglądach.
Tym, co nas, Obywateli RP, najbardziej wyróżnia od innych ugrupowań, jest fakt, że jednym z nas jest lub może być każdy, kto tylko czuje się wolnym obywatelem, wie, że podstawowych konstytucyjnych praw i godności trzeba bronić. Bronić tu i teraz w miejscu, gdzie na naszych oczach rodzi się faszyzm.