Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Odlotowy humor

Krystian Maj / Forum
Przyszło lato i wprawdzie w polityce sezon bynajmniej nie ogórkowy (reformatorzy mocno się trzymają), to dla wakacyjnego relaksu zajmę się przykładami wyrafinowanego poczucia humoru płynącego z prawicy.

Pan Rosiewicz uczcił Mr. Trumpa śpiewająco i skacząco „Trumping and jumping today is trendy. Trumping and jumping. I′m Trendy Andy. Sing and jump, sing and jump! Sing all together for Donald Trump”.

Trendy Andy już dawniej wprawiał się w laurkach dla mocarstwowych przywódców czynionych w ich ojczystych językach. Oto pean na cześć p. Gorbaczowa (80.): „Michaił, Michaił, eta piesnia dlia tiebia. Sztoby nowyje rjeformy tak dawioł ty da kańca. Michaił, Michaił, ty pastroisz nowyj mir. Nie anglijskij, nie francuskij, no ty ruskij bohater”. Krótko: jaki pan, taki kram, tj. Andriej-Andy, wsiegda (always) trendy (modnyj).

Pan Wolski, inny sługa niejednego suwerena, ułożył wierszyk, obficie sypiąc nazwiskami:

 „Gdy marzenie o władzy staje się majakiem
Wybrał się Ryszard Petru popływać kajakiem
Naturalnie wiosłować musi towarzyszka
Nie jest to Lubnauer agresorka myszka
Pani Szmidt, Scheurin-Wielgus ani żona sama,
Dobrze mieć w opozycji lidera sułtana”

Pan Wolski niewątpliwie zrobił sobie dobrze, pognębiając opozycję, ale chyba zapomniał o podsumowującej konkluzji, np. takiej (do rymu): „A jako lidera bezżennego pana”.

Pan Pietrzak, również jedzący chleb polityczny z różnych wypieków, uświetnił swój jubileusz, wypadający 24 czerwca, kilkoma krotochwilami, z których wybrałem dwie, mianowicie „o brunetkach nie będzie, bo to byłby antysemityzm” i „w USA był Biały Dom, a potem Czarny Barak”. W ogólności wzbudził entuzjazm p. Szydło, która oświadczyła: „To wyróżnienie i zaszczyt, że mogę stać na scenie obok Mistrza [chyba się nie mylę, pisząc Mistrza, a nie mistrza]. To, że – jak raczył Mistrz Jubilat powiedzieć – jest dzisiaj rząd Prawa i Sprawiedliwości, rząd, który zmienia Polskę, to jest przede wszystkim również zasługa takich ludzi jak Jan Pietrzak i tego, że te poplątane kierunki potrafili prostować, żeby Polska była Polską”.

Zważywszy że p. Pietrzak robi w kabarecie, to, co rzeczony mistrz raczył powiedzieć, rzeczywiście brzmi humorystyczne, gdy zamiast „Prawo i Sprawiedliwość” napisać „prawo i sprawiedliwość”.

Humorem tryskali również politycy

Pan Suski dorzucił do swego historycznego kalamburu o carycy świadectwo wyjątkowego talentu obliczeniowego. Zdarzyło się, że przewodniczył jakiejś komisji sejmowej. Pojawił się problem, czy należy kontynuować prace nad czymś tam czy też nie. Pan Suski zarządził głosowanie. Za odstąpieniem od kontynuacji było 12 osób, a przeciw temu – 11.

Pan Suski uznał, że większość jest za dalszym procedowaniem, i upierał się, że ma rację. Przypomina się aforyzm Leca: „Protestował długo, zmyliło go pro”. Pana Suskiego chyba zmyliło „za”.

Mistrzostwem rachunkowym odznaczył się także p. Błaszczak. W maju poinformował, że w Finlandii jest 18 tys. Somalijczyków (przyjęto ich 100 w 1991 r.), natomiast w czerwcu wyjaśnił, że ich liczba wynosi już 26 tys. Wygląda na to, że pojawiła się nowa reguła, którą można określić jako Błaszczak+. Przypuśćmy, że chcemy ustalić wartość dla jakiegoś x (np. liczbę osób pewnej zbiorowości). Zastosowanie rzeczonej reguły daje wartość x + n, gdzie n jest dodatkowym składnikiem sumy. Ile wynosi n? Odpowiedź jest bardzo prosta: tyle, ile potrzeba w danym momencie.

Mamy też regułę x n dla odejmowania, czyli Kurski (Jacek)–, a nazwa bierze się stąd, że często stosuje ją TVP Info np. dla oszacowania liczby kontrdemonstrantów przeciwko tzw. cyklicznym modlitwom na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Czyżby obie reguły były przygotowywane w związku z projektowanymi zmianami liczenia głosów w przyszłych wyborach?

A wracając do p. Suskiego, przemówił on na międzynarodowej konferencji, dał głos po polsku i nie było tłumacza. Zapewne słuchacze zrozumieli go po nadzwyczaj sugestywnej mimice mówcy.

Pan Dolata (poseł) przekonywał do projektowanej opłaty paliwowej, czyli Paliwa+, powiadając, że „kto korzysta (z dróg), płaci”. Proponuję, aby pójść tym tropem i wprowadzić projekt Dolata+, obejmujący np. Smog+ (przecież wszyscy korzystamy ze smogu, wdychając go), Schody+ (chodzenie po publicznych schodach powoduje potrzebę ich remontowania) itd.

Pan Dolata ma dodatkowe argumenty za Paliwem+. Odkrywczo prawi, że benzyna, ropa i gaz są w Polsce tańsze niż w Niemczech (przeoczył, że polskie płace są wyższe), oraz że nowa opłata sprawi, iż cudzoziemcy jeżdżący po rodzimych drogach lokalnych będą partycypowali w ich remontach.

To ostatnie winno być uogólnione na cały globalny projekt Dolata+. I wreszcie dowiedzieliśmy się, że sam p. Dolata przejeżdża (nie tylko do lata, ale w ciągu całego roku) od 40 tys. do 50 tys. km. Wszelako tenże użytkownik dróg, po pierwsze, raczej porusza się po drogach krajowych, a nie lokalnych. Oraz, po drugie, pobrał 36 tys. zł za koszty swych parlamentarnych peregrynacji.

Tym, którzy powiadają, że p. Dolata zachowuje się niezbyt właściwie, trzeba dać stanowczy odpór i wyjaśnić, że to, co czyni, jest zgodne z Prawem i Sprawiedliwością, co na pewno byłoby potwierdzone przez p. Pietrzaka (Mistrza). Skutki Paliwa+ nie są jednak do końca czytelne. Pani Szydło deliberuje, że paliwo może nie podrożeje mimo wprowadzenia nowej opłaty. Sprawę autorytatywnie rozstrzygnął nie byle kto, bo sam p. Jackowski (senator). Z od razu widocznym deficytem logicznym w wyrazie twarzy skonkludował, że paliwo nie podrożeje, gdyż może nie podrożeć. Zbudowany tym rozumowaniem przyjąłem, że Polska wygra mistrzostwo świata w kopaną (i to gdzie – w Rosji, na pohybel ruskim, rzecz jasna), ponieważ może wygrać.

Specjalna opłata Błaszczaka

Pan Błaszczak też pomyślał o wpływach do budżetu. Zaproponował wprowadzenie specjalnej opłaty za uczestnictwo w kontrdemonstracjach w celu pokrycia kosztów związanych z odpowiednimi działaniami służb porządkowych. To bardzo znamienity pomysł, aczkolwiek pojawiają się niejakie wątpliwości. Czy będzie można kupić karnet ze stosowną zniżką? Co z ulgami dla seniorów, studentów i młodzieży szkolnej? Załóżmy, że kontrmanifestacja zostanie zapowiedziana, ale jej ewentualni uczestnicy rozmyślą się i nie przyjdą. Co wtedy? Czy np. zapłacą cykliczni manifestanci? A co gdy zostanie zapowiedziana kontrmanifestacja, służąca zbliżaniu się do prawdy i przeciw tak niegodziwym celom jak np. domaganie się legalizacji związków małżeńskich czy wezwaniom do poszanowania praw kobiet?

Kto zapłaci za ochronę i kogo podwładni p. Błaszczaka będą chronili? Na pewno te kwestie zostaną jakoś rozwiązane, przy czym proponuję zwrócenie się do p. Zybertowicza o stosowne porady. Bycie prezydenckim doradcą ds. bezpieczeństwa do czegoś zobowiązuje. Noblesse oblige. A tak już na marginesie: dawniej pałowano gratis, ale dobra zmiana być może odmieni takowe marnotrawienie energii społecznej przez jej ochroniarzy.

Znakomicie spisali się podwładni p. Błaszczaka 10 lipca. Chroniąc 87. modlitwę cykliczną i tyleż miesięcy trwające zbliżanie się do prawdy, uznali, że okrzyki „Lech Wałęsa” zakłócają uroczystość religijną. Pan Marczak, rzecznik warszawskiej policji, okazał się ekspertem od religii i wyjaśnił: „O zakłóceniu aktu religijnego mówimy w momencie, kiedy odbywa się modlitwa, i w tym przypadku te osiem osób, wobec których wykonywane były czynności, to właśnie w związku z zakłócaniem konkretnej modlitwy”.

Z drugiej strony zawołania „Bolek” i „spieprzajcie stąd ubeckie kur…y”, serwowane przez konkretnie modlących się, zostały uznane przez wrażliwych policjantów za niezbędne uzupełnienie smoleńskiej liturgii. Niewykluczone, że p. Marczak brał udział w szkoleniu przed 10 lipca, chyba podobnym do (kawał z lat 60.) instruowania milicjantów, jak mają sadzić drzewka w ramach tzw. czynu społecznego. „Zielonym do góry” – doradzał dowódca grupy.

Po prawdzie to policjantów spotkała czarna niewdzięczność za tak solidnie wykonaną ochronę ostatniej miesięcznicy. Główne przemówienie przed Pałacem Prezydenckim rozpoczęło się tak: „Ja im [kontrmanifestantom] tylko podziękuję, bo dawno nie było tutaj takiej frekwencji”. Chyba jednak trzeba było przede wszystkim podziękować policjantom. Nawet jeśli było ich tylko 2300 (ponoć p. Błaszczak zmobilizował znacznie więcej), to jednak znacząco podwyższyli rzeczoną frekwencję, a ponadto tak oczyścili przedpole walki z barbarzyńcami wiadomej maści, że ta typowo religijna uroczystość, okraszona wytwornym językiem (patrz wyżej), zgromadziła więcej uczestników niż zwykle, bo ludzie mieli pewność, że nie zostaną brutalnie zaatakowani przez p. Frasyniuka.

Narodowy Instytut Wolności

Jedną z najweselszych wiadomości jest zapowiedź powstania Narodowego Instytutu Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego, kierowanego przez urzędnika państwowego w randze wiceministra. Instytucja ta miałaby uznaniowo dysponować funduszami dla organizacji pozarządowych.

Ktoś może powiedzieć, że nie jest to wcale zabawne, ponieważ likwiduje poważny, ba, może nawet najpoważniejszy segment społeczeństwa obywatelskiego.

To prawda, chociaż niezaskakująca, ponieważ dobra zmiana z wyjątkowym uporem tępi wszelkie przejawy niezależności. Wracając jednak do tego, co w tym ponurym fakcie jest wesołe, nazwanie Narodowym Instytutem Wolności agencji rządowej, reglamentującej dostęp do pieniędzy (na razie przede wszystkim z funduszy europejskich), jest semantycznie równie zabawne jak wyżej przytoczone rozumowanie p. Jackowskiego, że jeśli coś może być, to jest.

Rachoń: sędziowie mają krew na rękach

I na koniec sprawa poważna. Pan Rachoń (dziennikarz TVP): „17 września 1939 r. wraz z wejściem Sowietów do Polski okupanci rozpoczęli tworzenie represyjnego systemu sądownictwa. Mianowani i kontrolowani przez Sowietów sędziowie w samych tylko latach 1944–1955 skazali na śmierć 8 tys. osób. Komunistyczne sądy i bezpieka mordowały dziesiątki tysięcy polskich bohaterów walczących z okupantem – żołnierzy niezłomnych, bohaterów roku 56’, 70’, 76’. Skazywały członków Solidarności w stanie wojennym na zlecenie Jaruzelskiego i Kiszczaka. (…) Ci sami ludzie po 1989 r. nagle zaczęli nazywać się niezawisłymi sędziami i stali się strażnikami umowy Okrągłego Stołu. Ich środowisko miało oczyścić się samo, ale od sądów rejonowych po Sąd Najwyższy i Trybunał Konstytucyjny zasiadali w nich współpracownicy bezpieki i ludzie mający krew polskich bohaterów na rękach. Ich dzieci awansowały w strukturach bezprawia przez 30 lat, czego jednym ze skutków był brak rozliczenia komunistycznych zbrodni”.

Pewnie wrócę, może nawet za tydzień, do tego zacytowanego oświadczenia p. Rachonia. Na razie tylko zauważę, że jest zbyt surowe. Nie cały wymiar sprawiedliwości był tak bardzo zły, bo wyjątkami byli np. sędzia Kryże i prokurator Piotrowicz.

Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną