Kraj

Ballada o jagódkach

W idealnym świecie ludzie nie mają „po równo”, lecz są dla siebie życzliwi.

Wielki matematyk Hugo Steinhaus, przez którego, malcem będąc, tak mile bywałem bawiony w jego domu na wrocławskim Biskupinie, lubił zachwalać równość i sprawiedliwość na przykładzie podziału jagód. Gdy brakuje miarki, jak sprawiedliwie podzielić jagody między dwoje? Ano niechaj jedno dzieli, a drugie wybiera. Interesem pierwszego jest dzielić równo, bo inaczej drugi weźmie większą kupkę. Interesem drugiego – wziąć tę, która zda mu się większą. Nietrudno zgadnąć, że lepiej być wybierającym niż dzielącym, bo wtedy ma się jeszcze jakąś szansę, że jednak nie będzie po równo…

Steinhaus nie był jedynym, który nabrał się na pozory sprawiedliwości. Jest osobliwością tej królewskiej kategorii moralnej i politycznej, że bardzo łatwo się pod nią podszywać, mając przy tym intencje jak najgorsze. Bo przecież nie jest sprawiedliwie chcieć dla siebie więcej ani być egoistą, prawda? A tymczasem cały witz z dzieleniem jagód polega na tym, że zaproponowana procedura zakłada egoizm i dopuszcza złą wolę partnerów podziału, jednocześnie gwarantując, że nie będą mogli się skarżyć. Dzieląc, unikam nierówności, bo zakładam, że nierówny podział zostanie wykorzystany przez partnera przeciwko mnie (tj. że weźmie większą kupkę). Wybierając, przyglądam się, która kupka większa, w nadziei na zalegalizowane oszustwo. Bardzo pięknie! Zaprowadza się tu sprawiedliwość przez gąb zamykanie, doprowadzając do stanu, w którym nikt nie może protestować i wysuwać dalszych roszczeń. Teraz wystarczy już tylko „pomylić” ten konsens z rzeczywistą sprawiedliwością i mamy gotowe przekonanie, że urządziliśmy się sprawiedliwie.

Ale przychodzi etyk i burzy ten obłudny spokój. Satysfakcja z „nikt nie może się skarżyć” trwa w życiu tylko do momentu, gdy ktoś sprawiedliwy odważy się powiedzieć, „ale to wcale nie jest sprawiedliwe!

Polityka 34.2017 (3124) z dnia 22.08.2017; Felietony; s. 88
Reklama