Wiemy też jednak, że zarówno prezydent, jak i PiS zgadzają się co do tego, że trzeba upolitycznić wybór do obu tych ciał. I że uzasadniają to pilną potrzebą usprawnienia sądownictwa i uczynienia go sprawiedliwszym. „Polacy”, „obywatele”, „suweren” zawsze był dla partii Kaczyńskiego zasłoną dymną. Zarówno w propozycji PiS, jak i prezydenckiej najważniejszym celem jest wymiana kadr – tak w Sądzie Najwyższym, jak i w Krajowej Radzie Sądownictwa. I to wymiana, nad którą pełną kontrolę będą mieli politycy. Spór toczy się o to, kto będzie ten proces kontrolował: prezydent czy PiS.
Ogłoszone w poniedziałek przez prezydenta propozycje nie wróżą łatwego porozumienia między nim a rządem. Wiadomo, że PiS nie zgodzi się, by to prezydent miał władzę nad powoływaniem sędziów do KRS i by to on decydował, który sędzia po osiągnięciu obniżonego wieku emerytalnego zostanie w Sądzie Najwyższym (np. czy I Prezes Małgorzata Gersdorf będzie mogła dokończyć swoją sześcioletnią kadencję). Nie zgodzi się też na to, by nie było stuprocentowej wymiany kadr w Sądzie Najwyższym. Prezydent zaś oświadczył, że na taką jednorazową wymianę się nie zgodzi.
Na straży niezależności sądów
Andrzej Duda, ogłaszając w lipcu swoje decyzje o zawetowaniu ustaw i przedstawieniu własnych propozycji, mówił, że jego propozycje będą zgodne z konstytucją. Ale dyskusja o konstytucyjności propozycji prezydenta i PiS jest dyskusją jedynie o tym, który projekt jest mniej niekonstytucyjny. PiS chciał wyrzucić jednego dnia wszystkich sędziów SN, a ich następców miałaby powołać nowa Krajowa Rada Sądownictwa spośród kandydatów przedstawionych przez ministra-prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobrę. To niekonstytucyjne. Ale propozycja prezydenta, by wprowadzić wcześniejszy wiek stanu spoczynku i w ten sposób pozbyć się ok.