Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Macierewicz znów ignoruje prezydenta Dudę

Antoni Macierewicz i Andrzej Duda Antoni Macierewicz i Andrzej Duda Slawomir Kaminski / Agencja Gazeta
MON w tajemnicy skierował do realizacji wytyczne, których część budzi zastrzeżenia prezydenta. Można to odebrać jako zaostrzenie sporu na linii Macierewicz – Duda.

Decyzja MON o wdrożeniu rekomendacji ze Strategicznego Przeglądu Obronnego oznaczona symbolem Z16 miała zostać podpisana 19 września. Resort nie podał tego faktu do wiadomości publicznej, a samą decyzję wydał w niejawnym trybie, co sprawia, że nie znajdziemy jej w dzienniku urzędowym.

O tym, że rozstrzygnięcie zapadło, poinformował internetowy „Dziennik Zbrojny”, powołując się na odpowiedzialnego za SPO wiceministra Tomasza Szatkowskiego, który później potwierdził wszystko na Twitterze. Już sam tryb informowania – a w zasadzie braku informacji – o rozpoczęciu fundamentalnych zmian, jakie czekają Wojsko Polskie, może budzić wątpliwości.

Kiedy nałożyć ją na szerszy kontekst, decyzja może być odebrana wręcz jako zaostrzenie sporu z prezydentem. Minister Macierewicz dał zielone światło dla wdrożenia rekomendacji SPO w atmosferze nasilającego się konfliktu między MON a BBN. Zaledwie kilka dni temu sam prezydent Andrzej Duda mówił w wywiadzie, że „są takie działania i decyzje Antoniego Macierewicza, których nigdy nie zaakceptuje”.

Nie wiadomo, co konkretnie miał na myśli, ale trwająca od kilku miesięcy wymiana ciosów wokół systemu kierowania i dowodzenia armią może sugerować, że właśnie do tego rozdziału SPO prezydent ma największe zastrzeżenia. Sygnały płynące dziś z BBN są jasne: tę sprawę traktuje się jako nieuzgodnioną. Ale takich spraw jest znacznie więcej.

Prezydenta i szefa MON dzieli bardzo wiele

Choćby modernizacja. Prezydent od dawna sygnalizuje, że ma inną wizję polskiej floty wojennej. Nie zgadza się z pomysłem rezygnacji z nawodnych jednostek bojowych i zastąpienia sił uderzeniowych marynarki okrętami podwodnymi. Innym obszarem różnicy zdań są śmigłowce. Mobilność wojsk lądowych, oparta na śmigłowcach transportowych, jest wpisana w prezydenckich kierunkach rozwoju sił zbrojnych, które Andrzej Duda przejął co prawda po Bronisławie Komorowskim, ale zasadniczo nie zmienił, a jedynie znowelizował na początku roku.

Śmigłowców oczywiście nie wykreślił, za to faktyczne działania MON sprawiły, że spadły one z listy priorytetów. SPO chce, by zamiast maszyn transportowych inwestować w śmigłowce uderzeniowe – i to w dużej liczbie. BBN nie zakończyło jeszcze analizy resortowego dokumentu i nie oceniło publicznie jego zawartości. Decyzja MON o skierowaniu SPO do realizacji wskazuje, że zdanie prezydenckiego ośrodka nie ma dla Macierewicza znaczenia.

A zastrzeżenia BBN dotyczyły między innymi finansowania tych ambitnych zmian. Przypomnijmy, według SPO do 2032 r. polska armia liczyć ma 200 tys. wojska, dysponującego najnowocześniejszymi systemami uzbrojenia. Wśród zbrojeniowych rekomendacji, poza śmigłowcami bojowymi i czterema okrętami podwodnymi z pociskami manewrującymi, znalazły się dwie eskadry samolotów piątej generacji (np. F-35), nowy czołg podstawowy – wraz z modernizacją wozów starszego typu – oraz znaczące inwestycje w artylerię lufową i rakietową. MON opisuje nową koncepcję zbrojeń hasłem „fortecy Polska”, która ma umożliwić stworzenie systemu antydostępowego (znanego ekspertom pod skrótem A2AD), opartego na broni rakietowej. BBN nie jest przeciwne, ale pyta, czy na to wszystko na pewno znajdą się pieniądze.

Nawet przedstawiony jako docelowy poziom finansowania wojska w wysokości 2,5 proc. PKB zdaniem doradców prezydenta może nie wystarczyć, zwłaszcza że większości inwestycji trzeba będzie dokonać przed osiągnięciem tego pułapu w roku 2030. A przecież nikt nie jest w stanie dziś zagwarantować, że gospodarka i budżet za 12 lat taki wydatek udźwigną. Te pytania jednak nie doczekały się publicznej debaty, przedstawiciele MON ograniczyli się do zapewnień, że wytyczne SPO zostały skalkulowane. Jawny dokument, Koncepcja Obronna RP, nie zawiera tabel finansowych. Nie pada w nim też słowo „prezydent”, mimo że konstytucyjnie to on jest zwierzchnikiem sił zbrojnych. I wiadomo, że Andrzeja Dudę bardzo to pominięcie zabolało.

Co nie znaczy, że prezydent i jego wojskowe biuro doradcze są przeciwni jakimkolwiek zmianom proponowanym przez MON. Wręcz przeciwnie, większość z nich popierają. Jednak bez uzgodnienia struktury dowodzenia nie ma raczej mowy o podpisaniu przez prezydenta zmian ustawowych, które warunkują wejście w życie planów ministerstwa. Brak nowej struktury dowodzenia może utrudnić, a w niektórych obszarach uniemożliwi resortowi wprowadzanie reform. Z drugiej strony utrzyma stan prowizorki systemowej, wprowadzony przez ministerstwo. Trzeba przypomnieć, że Wojska Obrony Terytorialnej funkcjonują nadal jako osobne, trzecie dowództwo, na równi z operacyjnym i generalnym rodzajów sił zbrojnych. W docelowej formule miałyby być piątym rodzajem wojska, podległym sztabowi generalnemu. Ale na taki model nie zgadza się prezydent, więc nadal mamy dowództwo generalne z inspektoratami kierującymi siłami lądowymi, lotnictwem, marynarką i wojskami specjalnymi – i osobne dowództwo OT.

Manipulacje przy strukturze wojska

Teraz z tym wszystkim poradzić sobie będzie musiał Sztab Generalny. Instytucja kierowana przez gen. broni Leszka Surawskiego ma przygotować szczegółowy plan wdrażania zmian – o którym już wiadomo, że będzie wyjątkowo skomplikowaną układanką. Bo sztabowcy będą musieli stworzyć kilka wariantów, w tym taki przewidujący dalszy opór prezydenta wobec zmian w strukturze dowodzenia. Będą musieli uwzględnić lepsze i gorsze scenariusze budżetowe. I zmierzyć się z 15-letnim okresem planistycznym, czyli dłuższym niż dotychczas stosowane. Powierzenie sztabowi misji rozpisania wytycznych SPO na konkrety jest z jednej strony naturalne, z drugiej wygodne dla MON – bo od tej pory rozmywa odpowiedzialność. To generał Surawski ma wskazać, co i jak robić, i w jakiej kolejności. Kiedy kilka miesięcy temu rozmawiałem z nim o SPO – wtedy powstającym – wskazywał, że jakiekolwiek zmiany muszą mieć na celu rzecz pierwszorzędną: zachowanie gotowości i zdolności sił zbrojnych.

Wiadomo, że manipulacje przy strukturze wojska – a nawet jego powiększanie – wprowadzają niestabilność. Wprowadzanie nowego uzbrojenia – zanim przełoży się na zwiększenie możliwości bojowych – oznacza wytężone szkolenie i konieczność opracowania sposobu użycia nowej broni. To wszystko zajmuje czas, i to liczony w sumie w latach, a nie miesiącach. Nawet jeśli do końca roku plany realizacji SPO powstaną, ich efektów nie należy się spodziewać w obecnej kadencji.

W roli Sztabu Generalnego można też upatrywać nadziei na rozejm, a przynajmniej uzgodnienie stanowisk między MON a BBN. Trudno w sumie być zaskoczonym, że minister obrony prze ze swoją wizją zmian – wiadomo, że Antoni Macierewicz niełatwo zmienia zdanie i rzadko rezygnuje ze swych celów. Ambitny wiceminister Tomasz Szatkowski poświęcił niemal rok wytężonej pracy z gronem około setki wojskowych, dając Macierewiczowi formalne uzasadnienie dla jego wizji.

Klincz w relacjach z pałacem prezydenckim nie dawał nadziei na szybkie porozumienie, więc MON doszedł do wniosku, że będzie robić swoje – na ile się da. Ale włączenie do gry wojskowych ze Sztabu oznacza de facto otworzenie się na układ prezydencki. Trzeba bowiem pamiętać, że w sytuacji wojny to prezydent kieruje obroną kraju za pośrednictwem naczelnego dowódcy – szefa sztabu generalnego. A całość zmian w armii ma być podporządkowana skuteczniejszej zdolności do obrony właśnie w razie wojny – nad czym osobiście będzie czuwał generał Surawski.

Nie sposób wyobrazić sobie, by nie brał pod uwagę opinii lub wręcz nie konsultował się ze zwierzchnikiem sił zbrojnych i swoim przełożonym na czas W – prezydentem RP.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną