O tym, że ekipa „dobrej zmiany” od razu po przejęciu władzy obsadziła kierownictwo Polskiej Agencji Prasowej wedle klucza nie tylko politycznego, ale i towarzyskiego, wiadomo było od dawna. Teraz okazuje się, że dla swojego zarządu PAP stała się również intratnym biznesem. I to na kredyt.
Wszak zadłużyć firmę po to, by pożyczkę przeznaczyć w dużej mierze na własną, i to niezłą pensję, to przecież brawurowe zagranie biznesowe. Zwłaszcza jeśli dotyczy firmy państwowej, a więc publicznych pieniędzy i takiejże funkcji. Po ten pomysł (przyznajmy: stosowany już przez wielu, choćby w czasach PRL) sięgnął ostatnio szef PAP, a więc, wedle modnej teraz frazeologii, wręcz „narodowej” instytucji.
Pod kierownictwem Artura Dmochowskiego PAP stanęła na krawędzi bankructwa. Jak ustaliła „Gazeta Wyborcza”, „jednym z powodów zadłużenia Polskiej Agencji Prasowej były wysokie zarobki kadry menedżerskiej zatrudnionej w ramach »dobrej zmiany«”. Aby zapobiec niewypłacalności, PAP miała wziąć pożyczkę 2 mln złotych kredytu „na działalność bieżącą”. a równocześnie tylko w 2016 r. na pensje zarządu poszło 737 tys. zł.
Kim jest były szef PAP Artur Dmochowski?
Artur Dmochowski w zamierzchłych czasach wspomnianego PRL zdobył w rodzinnym Krakowie przyzwoitą opozycyjną kartę: był aktywny w pozacenzuralnym obiegu wydawniczym, działał w Niezależnym Zrzeszeniu Studentów i samorządzie studentów UJ, organizował podziemne samokształcenie, udzielał się w Klubie Inteligencji Katolickiej itd.
Był wtedy, owszem, antykomunistą.
Lecz prawdziwym radykałem stał się Artur (przepraszam za poufałość, ale znamy się od tamtych opozycyjnych czasów) bodaj dopiero, gdy system upadł.