Krajowa Rada Sądownictwa spotkała się z przedstawicielami asesorów, których odrzuciła, ze Stowarzyszeniem Iustitia i z przedstawicielem prezydenta, aby omówić, jak wyjść z powstałego kryzysu. Zaproszony był też minister sprawiedliwości-prokurator Zbigniew Ziobro (jako konstytucyjny członek KRS), ale demonstracyjnie nie przyszedł. Prawdopodobnie przebywanie w tej samej sali co pozostali członkowie KRS uwłaczałoby jego honorowi.
Zebrani rozeszli się z tym, co wiadome było i bez tego spotkania. Asesorzy mają dwie drogi: jeszcze raz zwrócić się do KRS, tym razem z uzupełnioną dokumentacją, albo odwołać się do Sądu Najwyższego. Druga droga będzie dużo dłuższa, a wynik – niepewny.
Aplikanci zdecydują. I tyle.
KRS zmienia sposób działania?
Ale w całej sprawie warte zauważenia jest, że KRS zaczęła robić politykę. Używam tego sformułowania nie krytycznie, ale jako pochwały. PiS bowiem od początku rozgrywa Radę politycznie (tym razem w złym sensie tego słowa: jako walki wyłącznie o własny interes) i Rada rozgrywać się dawała.
Elementem gry PiS jest obrzydzanie KRS, by przekonać publiczność, że trzeba Radę rozpędzić. Podpuścił też Radę, przedstawiając 265 kandydatów na asesorów do sprawdzenia w miesiąc i przysyłając niekompletną dokumentację. KRS odmówiła akceptacji wszystkim asesorom, zamiast postąpić politycznie.
A politycznie byłoby zwrócić się o uzupełnienie dokumentacji do asesorów. Mimo że w ciągu miesiąca niemożliwe było uzupełnienie i „przerobienie” uzupełnionej dokumentacji. Koniec końców skończyłoby się więc tak samo: odmową akceptacji.
Ale wtedy winna byłaby nie Rada, tylko minister sprawiedliwości, że przysłał dokumentacją z wadami.
Strat „wizerunkowych” KRS już raczej „otwarciem się” na asesorów nie odrobi, bo do opinii publicznej świetnie trafił prosty przekaz PiS: Rada skrzywdziła 265 młodych ludzi, którzy przez kilka lat ciężko pracowali, by zostać asesorami. I przyspieszyć postępowania sądowe. Do opinii publicznej niespecjalnie trafia argument, że kandydat na asesora, czyli sędziego na próbę, musi spełniać konkretne warunki formalne, tak by nikt w przyszłości nie mógł zakwestionować jego orzeczeń.
Ale lepiej późno niż wcale. Uprawiając politykę, można osiągać także dobre cele. Choć coraz trudniej jest nam w to wierzyć.