Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Służba nie drużba, belzebub, króliki i coś jeszcze

Puszcza Białowieska Puszcza Białowieska MSZ
Minister środowiska został obwołany walczącym z szatanem. Nie jest to jedyny przypadek walki z duchem nieczystym w ostatnich latach.

Informacja (w związku z zakończeniem poprzedniego felietonu): „Trump właśnie napisał na Twitterze, że wstrzymuje zmianę prawa pozwalającą myśliwym na przywożenie do domów krwawych trofeów ze słoni, a BBC twierdzi, że to dzięki masowej akcji w mediach społecznościowych”.

Nie sądzę, aby ta wiadomość spodobała się promotorom dobrej zmiany, w szczególności p. Szyszce. Ten zacny jegomość (może trzeba by napisać: Jego Mość, skoro był widziany w prawdziwej karecie z prawdziwym biskupem) ostatnio odznaczył się (co najmniej) dwoma kunsztownymi rozumowaniami. Po pierwsze wyjaśnił, że nie jest prawdą, jakoby Polska wycinała ostatnią dziewiczą puszczę w Europie, ponieważ nie wiadomo, kto wyciął przedostatnią. To trochę tak jak w powiedzeniu Leca, że przedostatni Mohikanin zabił ostatniego, aby zostać ostatnim.

Po drugie, p. Szyszko bystrze skonstatował, że wyrok Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości nakazujący Polsce natychmiastowe wstrzymanie wycinki Puszczy Białowieskiej świadczy o tym, że Polska zawsze stosowała się do ekologicznych zaleceń UE. W otoczeniu p. Szyszki trwa zresztą debata, czy w rzeczonej puszczy była wycinka czy tylko wycięcia, przy czym eksperci bliscy ministrowi od strzelania do bezbronnych bażantów opowiadają się za tym drugim stanowiskiem. Z drugiej strony jakoś cicho o korniku drukarzu, z którym trzeba było walczyć przy pomocy wycinki (i/lub) wycięć.

Teraz znojny trud harwesterów tłumaczony jest względami bezpieczeństwa publicznego, bo uschłe (ponoć tylko takie się wycina) drzewa zagrażają pieszym i pojazdom. Za niecałe dwa tygodnie będę miał okazję wysłuchać dyskusji o naukowych podstawach zwalczania kornika drukarza w Puszczy Białowieskiej, więc zapewne wrócę do tej kwestii.

Jan Szyszko walczy z szatanem. I nie on jeden

Póki co p. Szyszko został obwołany walczącym z szatanem. Stało się to w trakcie manifestacji leśników w obronie Jego Mości, ponoć zorganizowanej przez jedną z agend resortu zajmującego się ekologią i ochroną środowiska, a więc przez instytucję prawdziwie niezależną.

Nie jest to jedyny przypadek walki z duchem nieczystym w ostatnich latach. Pomijając egzorcyzmy odprawiane swego czasu (przed 2015 rokiem) przez stołecznych księży przed pałacem prezydenckim czy ogólną proklamację polityczną, że Książę Ciemności (szatan) szkodzi Polsce, posługując się wiadomo kim (dla przyzwoitości pominę szczegóły), przytoczę takie oto dramatyczne pytanie: „Czy UJ otworzy gościnne podwoje przed Belzebubem?”. Zadała je p. Nowak, małopolska kurator oświaty. Czym się tak przejęła p. Nowak? Ano tym, że w Audytorium Maximum UJ miał się odbyć (i tak się stało) wykład Daniela Dennetta, wybitnego filozofa i psychologa, ale także czołowego przedstawiciela tzw. nowego ateizmu.

Poznałem Dennetta w 1991 roku w Uppsali na kongresie logiki i metodologii nauk. Mieszkaliśmy w jednym hotelu i codziennie rano szliśmy na obrady, dyskutując o różnych kwestiach, ale akurat nie o religii. Przed wykładem w Krakowie podszedłem do Dennetta, przywitałem się i rzekłem: „Welcome, Belzebub”. Roześmiał się i odpowiedział, że powinienem być ostrożnym do podawania mu ręki. Dennett skomentował publicznie niepokój p. Nowak w taki oto sposób: „To nie lada honor [zostać uznanym za zagrożenie dla moralności narodowej], jak mi się wydaje. Zaskakuje mnie to poruszenie. Ale jednej rzeczy jestem niemal pewien. Mało która z osób, które podpisały petycję, przeczytała cokolwiek z tego, co napisałem. Decydowanie o tym, że stanowię zagrożenie i że jestem wredny wobec religii… Gdyby autorzy petycji przeczytali którąś z moich książek, dowiedzieliby się, że jestem w nich uprzejmy, opanowany i obiektywny. Ale wiele osób nie chce, by ich religię traktowano obiektywnie. Moja reakcja na to jest następująca: bardzo mi przykro. Mamy XXI wiek, religia to ważne zjawisko, a wszystkie zjawiska powinniśmy traktować obiektywnie i uważnie. Bo jeśli tego nie zrobimy, możemy nieświadomie wyrządzić wiele krzywdy. Badajmy więc religię już dziś. Usuńmy zasłony. Na bok usuńmy wynikający z tradycji hiperszacunek”.

Wykład nie dotyczył religii i nie spowodował jakiegokolwiek incydentu. Nawiasem mówiąc, pobyt Dennetta w Krakowie był zorganizowany przez Copernicus Center, instytucję założoną i kierowaną przez ks. prof. Michała Hellera.

Czy zacytowane wyjaśnienie Dennetta pomogło? Nie wszystkim. Oto komentarz podpisany „woytek” (komentuje też moje felietony): „Tylko religia jest gwarancją istnienia systemu opartego na wolnym rynku i na armii zawodowej pozostającej na utrzymaniu podatnika. Ludzie wolni od religii to przyszli komuniści, a więc wrogowie obecnego systemu, który w Polsce został stworzony przez doradców Solidarności walczącej o zmianę systemu na wolnorynkowy. Tylko religia jest w stanie utrzymać masy w istniejącej podległości. Masy wyzwolone z religijnych nakazów, zakazów i nierówności majątkowej sięgną do gardeł tych, co im to wyzwolenie od religii zakodują w wolnych głowach od religijnych przykazań. Więc niech się panowie intelektualiści powstrzymają od ubliżania tym, co wierzą w religijne przesądy, bo jak przestaną wierzyć, to biada tym elitom, które nie będą w stanie zapewnić im dobrobytu, równego dla wszystkich”.

Prokurator Piotrowicz, czyli jak dobro wygrywa ze złem

Pani Zalewska reformuje oświatę od podstaw i czyni wiele, aby woytków było jak najwięcej. Okazuje się, że uczniowie, obok nieobowiązkowo-obowiązkowej katechezy, będą uczyli się biografii zasłużonych i prawdziwych antykomunistów, mianowicie Lecha Kaczyńskiego i Antoniego Macierewicza, ale nie podejrzanych person w rodzaju Jacka Kuronia, Tadeusza Mazowieckiego, Lecha Wałęsy czy Jacka Kuronia. Wiadomo teraz, kto stworzył „Solidarność” i zasłużył się w związku z przemianami 1989 roku. To są oczywiste oczywistości i nie warto ich przytaczać.

Niemniej zdecydowanie brakuje zalecenia, aby poznawać biografię p. Piotrowicza. I to nie jedną, ale dwie, tę nieobiektywną, bo ułożoną przez totalnych, oraz autobiografię, czyli prawdę, całą prawdę i tylko prawdę o byłym prokuratorze. Dlaczego dwie, ktoś zapyta. Powód jest bardzo prosty: albowiem autobiografia p. Piotrowicza dowodnie wykazuje, jak dobro wygrywa ze złem, prawda z fałszem, a patriotyzm ze zdradzieckim zaprzaństwem.

Skoro już jesteśmy przy p. Piotrowiczu, to godne uwagi jest jego wyjaśnienie, czemu służą sądy. Ujął to tak: „Sędziowie mają pełnić rolę służebną wobec państwa i narodu. Ustawa prezydenta jest zgodna z konstytucją. Szkoda, że znowu wymachuje się książeczką pod tytułem »konstytucja«, a nie czyta przepisów wprost”.

Zdanie pierwsze stanowi zdecydowane novum. Dotychczas sądzono, że sędziowie służą sprawiedliwości (symbolem tego jest bogini Temida z zawiązanymi oczami). Oczywiście, owa służba rozmaicie wyglądała w zależności od warunków, ale – i to historia dobrze potwierdza – gdy sędziowie zaczęli służyć państwu i/lub narodowi, Temidzie z reguły otwierano oczy. Nie jest do końca jasne, czy p. Piotrowicz wskazał na książeczkę pod tytułem „konstytucja” jako na źródło swego oryginalnego poglądu. Nie wiadomo też, o jaką konstytucję mu chodziło i jakiego państwa.

Przypomina się anegdota ze Lwowa z 1939 roku. Pewien profesor Uniwersytetu Jana Kazimierza postanowił przygotować się na spotkanie z władzą radziecką. Przeczytał konstytucję z 1936 roku i sporo ustaw. Pewnego dnia przyszli do niego funkcjonariusze KGB. Ów profesor nie miał złudzeń, że KGB-owcy nie przyszli z kurtuazyjną wizytą, ale w celu aresztowania go. Zaczął cytować konstytucję i „drugije zakony” dotyczące praw obywatelskich, wolności itd. Dowódca grupy w randze kapitana wyjaśnił (po rosyjsku brzmi to ładniej, ale trudno przypuszczać, że ten język jest powszechnie znany, więc podaję wersję mieszaną): „Macie rację, ale konstytucja i prawo to adnoje (jedno) dieło (sprawa), a KGB – drugoje dieło. Zbierajcie się, idziemy”.

Fakt, konstytucja z 1997 roku to jedna sprawa, natomiast dobra zmiana pod przewodem m.in. p. Piotrowicza – to „insza inszość”. Pan Piotrowicz błysnął też znajomością (na pewno nabytą przed 1989 rokiem) rzeczy, twierdząc, że sędziów nie będzie wybierała jedna partia, skoro w rządzącej koalicji są trzy. Tak oto powstaje teologia trynitaryzmu politycznego.

Króliki resortu zdrowia i totalna prowokacja

Nie próżnował także resort po kierownictwem Księcia Pana. Otóż Ministerstwo Zdrowia rozpoczęło kampanię, której celem ma być promocja zdrowego życia i prokreacji. W spocie zwierzęcy narrator poucza: „Kto jak kto, ale my króliki wiemy, jak zadbać o liczne potomstwo. Jeśli chcesz kiedyś zostać rodzicem, weź przykład z królików. Chcesz poznać nasz sekret? Po pierwsze dużo się ruszamy. Po drugie zdrowo jemy. Jeśli chcesz kiedyś zostać rodzicem, weź przykład z królików. Wiem, co mówię, ojciec miał nas 63”.

Podobno kampania z królikami kosztowała 2,7 miliona złotych. A na operację zaćmy trzeba czekać 600 dni w niektórych miejscach, tyleż samo na przeszczep serca (nawet jeśli jest dawca), na zabiegi ortopedyczne od kilku do kilkunastu lat, wszystko, o ile zamierzamy skorzystać z usług finansowanych przez NFZ, kontrolowany przez resort pod Miłościwym Panowaniem Księcia Pana. Pan Radziwiłł nie bardzo martwi się tym, że znowu oddychamy najgorszym powietrzem w Polsce. Królikom to pewnie nie przeszkadza i mają po 63.

I na koniec coś o podwładnych p. Błaszczaka. Ktoś umieścił na samochodzie TVP SA naklejkę ze słowami „Wolne wybory” i fragmentem tekstu obywatela, który podpalił się przed Pałacem i Kultury i Nauki. Policyjne czujniki polityczne natychmiast to wyczuły, ruszyły do zdecydowanej akcji zabezpieczającej. W rezultacie samochód został obstawiony przez kolegów p. Kulsona (może nawet padła komenda: „Wsiadaj, Kulson”), którzy nie dopuszczali przygodnych osób do czytania przyklejonego napisu. I słusznie, po co ktoś miałby demoralizować się jakimiś głupotami o wolnych wyborach połączonych z enuncjacjami ofiary totalnej prowokacji politycznej.

PS Kolejny portret polskiego myśliwego. Jeleń raniony podczas polowania w podpoznańskich Złotnikach został zagryziony przez myśliwskie psy na oczach mieszkańców, a myśliwy nie chciał go dobić. Policja, która była na miejscu, nie widziała problemu i nie zajęła się sprawą. Pewnie, że nie widziała i nie zajęła się – bo przecież jeleń nie propagował wolnych wyborów.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama