Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Śląscy policjanci nie chcą ochraniać miesięcznic smoleńskich

Miesięcznica smoleńska w Warszawie Miesięcznica smoleńska w Warszawie Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Mimo tego dyskomfortu policjanci ze Śląska – z różnych innych krajowych garnizonów też – pojadą na kolejną miesięcznicę, by strzec prezesa i jego świty. Służba nie drużba.

Policjanci ze śląskiego garnizonu (największego w kraju) nie chcą jeździć do stolicy na comiesięczną ochronę miesięcznic, choć bywa na nich, ze służbowego i politycznego obowiązku, a i dla świętego spokoju, generał Jarosław Szymczyk, ich były szef, a dzisiaj komendant główny policji, nadinspektor.

Z kolei sędziowie katowickiego Sądu Apelacyjnego tupią nogą, robią miny i w sposób nad wyraz upierdliwy nie chcą być wiceprezesami tegoż sądu, w którym to 10 listopada tego roku dokonała się, przy współudziale faksu, dobra zmiana. Doświadczoną, szanowaną i cieszącą się wielkim autorytetem sędziowskiej parszywej kasty prezes Barbarę Suchowską dwudziestowieczne ustrojstwo zwane faksem zmieniło na sędziego Witolda Mazura. Teraz całe to sędziowskie tałatajstwo wymawia się protestem przeciwko rzekomo skandalicznemu, ich zdaniem, odwołaniu – i podobnemu powołaniu. No i nikt, póki co, z tutejszych sędziów nie chce zostać jego zastępcą. Wiadomo, kto tu ma rację, ale nie ma to wielkiego znaczenia, bo – jak mawiał nasz Marszałek – racja jest jak dupa, każdy ma swoją. Tak więc Mazur sam musi zarządzać ogromną apelacją.

Coś z tym wszystkim trzeba zrobić, bo znowu Warszawka przypnie nam łatę, że my tu, na Śląsku, zachowujemy się podle i separatystycznie – podgrzewani, rzecz jasna, przez opcję niemiecką. Ukrytą.

Tysiące funkcjonariuszy na miesięcznicach

Policjantów można spacyfikować, bo działają na rozkaz. Mają jechać i pałować. Pojadą – wichrzycieli i złodziei pałować będą. Albo won z roboty. Niepotrzebnie jednak paplają na lewo i prawo, że pierwsze miesięcznice niegdyś zabezpieczało kilkudziesięciu policmajstrów, a ostatnie, co chylą się już przecież ku zachodowi, muszą mieć obstawę nawet 2 tys. funkcjonariuszy. A że stołeczny garnizon nie poradzi, trzeba zaciągnąć siły na prowincji. Ze Śląska jeździ ok. 100 policjantów z prewencji, czyli 10 proc. tej służby w województwie – i mendel (1/4 kopy) różnych radiowozów.

Wyjeżdżają dzień przed miesięcznicą, śpią w legionowskim Centrum Szkolenia Policji – bezmyślnie, bezrefleksyjnie, bez świadomości, że w tych samych łóżkach przeciągali się bezczelnie ci, którym dzisiaj prawo i sprawiedliwość, w imię dziejowego zadośćuczynienia, tnie zbójeckie emerytury. Wracają następnego dnia, co oznacza, że przez trzy dni my tu, na Śląsku, czujemy się o dziesięć procent mniej bezpiecznie, bo tyle jest mniej służb patrolowych.

Ale niech tam… Wiadomo, że jak nasi chłopcy Warszawie są niezbędni, to na miejscu trzeba mniej bradziażyć. Tym bardziej że minister przyboczny właściciela kota z Nowogrodzkiej ogłosił koniec komunizmu. Trzeba umieć się zachować. Chodzi wszak o świadomość i obywatelską odpowiedzialność. Przestępcy różnej proweniencji manifestują więc patriotycznie solidarność z gliniarzami. I żeby jeszcze gliniarze nie narzekali na imponderabilia służby, nie żalili się, niczym opozycja w Brukseli – bo na wikt i opierunek złego słowa powiedzieć nie mogą.

A oni chlapią na lewo i prawo, rozpowiadają byle komu, że warszawskie dowództwo operacji „miesięcznica” wydaje ciche rozkazy nękania, zatrzymywania i zwijania kontrmanifestantów. Za przykład podają niejakiego Władysława Frasyniuka, którego właśnie przedstawiciele śląskiego garnizonu wzięli pod łokcie. Żeby nie bruździł i nie siedział na krawężniku. Na dodatek co rusz z tłumu padają okrzyki w ich stronę: „ZOMO! Gestapo!”.

Policjanci na L4

To naprawdę jest wysoce nieprzyjemne. I niemiłe. W końcu sami czują się bowiem niemal jak ci zomowcy ze stanu wojennego. A jeśli na dodatek codzienną służbę pełnią w „cieniu kopalni Wujek” – to czują się jeszcze gorzej, ochraniając prezesa i innych. I to jest jeszcze bardziej nieprzyjemne. I ta nieprzyjemność przenika ich od stóp do głów. Stąd też przed zbliżającymi się miesięcznicami katowicka prewencja zaczyna nagminnie chorować. L4 sypią się jedno za drugim. To chyba pozostałość po morowym warszawskim powietrzu. Na wyjazd do Warszawy robi się więc łapanki w innych policyjnych służbach. I to też jest wysoce nieprzyjemne.

Mimo tego dyskomfortu policjanci ze Śląska – z różnych innych krajowych garnizonów też – pojadą na kolejną miesięcznicę, by strzec prezesa i jego świty. Służba nie drużba. Tak trzeba. Taki ich psi obowiązek. Warszawa sama sobie nie poradzi. I miejcie, gliniarze, do jasnej cholery, świadomość, że w waszej służbie nie obowiązuje klauzula sumienia! Taki wybraliście fach. Podobnie jak wasi poprzednicy z ZOMO, do których słusznie nie chcecie być porównywani.

Sędziowie mają się lepiej – mają immunitety, więc jak nie chcą, to nie muszą. Ziobro może im nadmuchać. Pewne jest jednak, że sam prezes Mazur katowickiego Sądu Apelacyjnego nie uciągnie. Zresztą jako pierwszy prezes w historii apelacji nie złożył podwładnym świątecznych życzeń osobiście – choć do tej pory mieli swoją sędziowską Wigilię z opłatkiem – tylko swoje serdeczności przesłał elektronicznie. Dobrze, że nie faksem. Widać jednak, że za coś swojego zespołu nie lubi.

Wiadomo, że ten stan bezhołowia nie będzie trwał wiecznie. Śląska apelacja to cztery duże sądy okręgowe, gdzie pewnie znajdą się chętni na awanse. A jeżeli też nie zechcą, to można sięgnąć, w drodze szybkiego awansu, do sądów rejonowych – wszak niedawno prezesem Sądu Rejonowego w Sosnowcu została Małgorzata Hencel-Święczkowska, żona Bogdana Święczkowskiego, prokuratora krajowego, przyjaciela ministra sprawiedliwości. Nie powinna odmówić. Przyjaciele naszych przyjaciół są naszymi przyjaciółmi. Piałem już o tym, dywagując, że to dopiero początek jej szybkich awansów.

A swoją drogą odpowiednie służby powinny uważniej przyjrzeć się sędziom, którzy nie chcą awansować. W imię czego nie chcą mniej codziennej roboty, a w zamian większych pieniędzy?! Jeśli władza na tym odcinku popuści, to zasłuży tylko na to, by „jeno kury szczać prowadzić, a nie politykę robić”. Wdzięczne to przypomnienie i osobliwie trafne.

Niestety, pod koniec roku objawiły się nam na Śląsku państwowe kłopoty – nieodpowiedzialne zachowania policji i sędziów. Niczym „staro roczny wrzód na dupie” (moje – J.D). Mniemam, że w nowym roku komendant i minister sobie z nim poradzą. Muszą w sądach i policji wziąć górę idee ludzi prawych i sprawiedliwych, dobrych i prawdziwych. I pięknych.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama