Temat reparacji wojennych, których Polska domaga się od Niemiec, rozgrzewał polskie media i polityczne dyskusje kilka miesięcy temu, ale po uznaniu przez naszych zachodnich sąsiadów, że żądania te są bezzasadne, mocno przycichł. Sprawa wydawała się już całkiem zamknięta, zwłaszcza po wizycie ministra spraw zagranicznych Jacka Czaputowicza w Berlinie, w czasie której udzielił on wypowiedzi dziennikowi „The Welt”, konstatując, że temat reparacji już w polsko-niemieckich relacjach międzyrządowych nie istnieje. Jednak kilka dni później Jarosław Kaczyński w wywiadzie udzielonym „Gazecie Polskiej” zapewnił, że w parlamencie trwają prace, które mają doprowadzić do zebrania danych pozwalających obliczyć wysokość roszczeń (Arkadiusz Mularczyk w jednym z telewizyjnych programów wspominał, że straty poniesione przez Polskę to ok. 850 mld dol.).
Pod koniec września w Sejmie powstał nawet specjalny zespół parlamentarny (Parlamentarny Zespół ds. Oszacowania Wysokości Odszkodowań Należnych Polsce Od Niemiec Za Szkody Wyrządzone W Trakcie II Wojny Światowej), który miał się zajmować tą kwestią. Na jego czele stanął właśnie poseł Mularczyk, a szeregi zasiliło 14 członków PiS. Wśród ambitnych planów były m.in. analiza i gromadzenie dokumentacji dotyczącej wysokości oraz trybów dochodzenia odszkodowania za szkody wyrządzone Polsce w trakcie drugiej wojny światowej, oszacowanie tych szkód, a także bieżące monitorowanie krajowych i zagranicznych publikacji dotyczących odpowiedzialności za te szkody. Tyle że, jak wynika z dokumentacji sejmowej, zespół do tej pory nie spotkał się ani razu, chociaż w regulaminie zapisano, że będzie obradował nie rzadziej niż raz w miesiącu. Do końca lutego tego roku żadne spotkanie nie zostało nawet oficjalnie zaplanowane.
Wielkie deklaracje i słomiany zapał u polityków często idą w parze.