Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Pokrętła prezesa

Jak PiS zastawia pułapki... na siebie

Każda partia ma określony zasięg ramion. PiS próbuje objąć coraz więcej, dlatego może trzymać coraz słabiej. Każda partia ma określony zasięg ramion. PiS próbuje objąć coraz więcej, dlatego może trzymać coraz słabiej. Adam Chełstowski / Forum
Polityka polega na zastawianiu pułapek na przeciwnika. Partia Jarosława Kaczyńskiego jest biegła w tej sztuce, ale nieźle też wychodzi jej zakładanie sideł na samą siebie.
Rzecz w tym, że Jarosław Kaczyński sam na siebie zastawia od lat pułapkę – po prostu jest, jaki jest, i nie potrafi być inny.Mateusz Włodarczyk/Forum Rzecz w tym, że Jarosław Kaczyński sam na siebie zastawia od lat pułapkę – po prostu jest, jaki jest, i nie potrafi być inny.
Antoni Macierewicz, jako główny kapłan i organizator pisowskich dochodzeń smoleńskich, sam w sobie jest nadal pułapką, gdyż może traktować pozycję szefa podkomisji jako szansę powrotu do wielkiej polityki.Mateusz Włodarczyk/Forum Antoni Macierewicz, jako główny kapłan i organizator pisowskich dochodzeń smoleńskich, sam w sobie jest nadal pułapką, gdyż może traktować pozycję szefa podkomisji jako szansę powrotu do wielkiej polityki.

Artykuł w wersji audio

Sprawa z nowelizacją ustawy o IPN pokazuje, że PiS ma wciąż w swoim kodzie gen autodestrukcji, nawet jeśli – jak w tym przypadku – rujnowanie międzynarodowych relacji Polski może przynieść jakieś polityczne punkty w kraju. Rządzący zresztą znowu spróbowali starej metody moralnego szantażu: sami sprowokowali kryzys i potężną awanturę, a potem żądali, żeby także ich przeciwnicy popierali politykę rządu utożsamianego z Polską, inne stanowisko nazywając zdradą. Na zasadzie: wywołaliśmy awanturę, rzeczywiście może należało zrobić inaczej, nie w tym momencie, ale stało się i teraz musicie być murem za rządem i żyrować politykę, do której nie przykładaliście ręki, bo ojczyzna, czyli my, wzywa. Za którymś jednak razem retoryka PiS zostanie w końcu zdemaskowana i odrzucona. Coś działa dziesięć razy i budzi aplauz, a za jedenastym, nie wiadomo dlaczego, jest nagle wygwizdane i wyszydzone.

Nawet kiedy może się wydawać, że PiS ma swój kolejny cwaniacki, marketingowo wykoncypowany sukces, właściwie zawsze po jakimś czasie objawiają się niepożądane skutki. Atak PiS na koalicjantów – LPR i Samoobronę – w drugiej połowie 2007 r. doprowadził co prawda do faktycznej likwidacji obu partii, przejęcia części ich elektoratów, ale jednak nie dał zwycięstwa wyborczego i odsunął Kaczyńskiego na długie lata od władzy. Także po 2015 r. to, co zrazu wydaje się genialnym posunięciem i daje krótkoterminowe przyrosty notowań, skumulowane w dłuższym okresie może przynieść przełom i zjazd w sondażach. Każdy, kto zna dzieje III RP, wie o tym doskonale. Najlepsza passa nie trwa wiecznie, o czym mogła się przekonać Platforma, która w okresie rządów miała jeszcze lepsze notowania niż PiS.

Przyjrzyjmy się zatem pułapkom, które zafundował sobie PiS, najpierw idąc do zwycięstwa w 2015 r., a potem sprawując władzę już przeszło dwa lata.

Pułapka smoleńska

Religia smoleńska stała się kamieniem węgielnym całej formacji i jej rozproszonych ideologii, objawiała się i objawia w swoich liturgiach, miesięcznicach, obrzędach i zaklęciach. Od momentu przejęcia władzy przez PiS cała odpowiedzialność za udowodnienie tezy o zamachu w Smoleńsku spadła właśnie na władzę, która nie jest w stanie pokazać – bo to jest niemożliwość ontologiczna – że miała rację. Że pułapka się zatrzaskuje, zrozumiał Jarosław Kaczyński, który już zapowiedział koniec marszów comiesięcznych, jak też zamknięcie dochodzeń śledczych i objaśniających. Z mglistym stwierdzeniem, że to zakończenie będzie miało miejsce bez względu na osiągnięty stan prawdy o Smoleńsku. W ostatnich wypowiedziach szefa PiS, po kolejnym potwierdzeniu przez podkomisję, że trzyma się tezy o wybuchach w tupolewie, widać jeszcze większą ostrożność. Punkt ciężkości wyraźnie przesuwa się w kierunku upamiętniania Lecha Kaczyńskiego, bez względu na przyczyny katastrofy.

Niemniej ta pułapka będzie jeszcze długo szczerzyła zęby, za dużo zainwestowano w tę legendę, zbyt wiele było kompromitacji i bezradności, także irracjonalności. A też Antoni Macierewicz, jako główny kapłan i organizator pisowskich dochodzeń smoleńskich, sam w sobie jest nadal pułapką, gdyż może traktować pozycję szefa podkomisji jako szansę powrotu do wielkiej polityki, a nawet do samodzielnej gry. Dlatego to pułapka niejako podwójna: grozi kompromitacją z zamachem, i osobno – wciąż niewykluczoną zemstą Macierewicza, który może stanąć otwarcie na czele frakcji smoleńskiej, jeśli Kaczyński nie zgodzi się na oficjalne przyjęcie rozstrzygnięcia o „ruskim zamachu”.

Pułapka radykalizmu

Jarosław Kaczyński trzyma się żelaznej zasady, że na prawo od PiS nie może powstać znacząca, samodzielna formacja polityczna. Takie próby, aby okrążyć Kaczyńskiego od strony prawej, występują. Jedną z odpowiedzi PiS jest bagatelizowanie lub nawet tolerowanie radykalizmów, które objawiają się w tych miejscach. Chodzi o to, by nie budować napędzających konkurencję barykad, by rozwadniać scenę polityczną po prawej stronie, ile się da. Więcej, przez lata trwał flirt PiS, a zwłaszcza niektórych jego działaczy, ze środowiskami kibicowskimi, przymykano oczy na ekscesy nacjonalistyczne, niektóre bardzo brutalne, na wchodzenie ONR do kościołów i na udział w procesjach, na organizowanie manifestacji tzw. niepodległościowych, na obecność haseł i wezwań nacjonalistycznych i ksenofobicznych. Dopiero skandal wykryty przez dziennikarzy, a pokazujący faszystowskie i prohitlerowskie obrzędy jednej z organizacji na Śląsku, musiał być przez władze jakoś wyraźniej skwitowany.

Ta pułapka ma dwa wejścia. Pierwsze to ryzyko kontynuowania tej gry oswajania i bagatelizowania prawicy nacjonalistycznej, ale też – chcąc nie chcąc – przejmowania wielu treści, które stamtąd płyną. To nieustanna licytacja w szerzeniu i definiowaniu na okrągło patriotyzmu, relacji z obcymi, manifestacji „naszyzmu” i swojskości. I tak się dzieje. Drugie wejście do tej pułapki polega na tym, że takie trzymanie się ściany po prawej stronie utrudnia wychylenie w drugą, w kierunku centrowym, nie mówiąc już o ewentualnym łagodzeniu relacji z Europą czy z poszczególnymi sąsiadami Polski. Każda partia ma określony zasięg ramion. PiS próbuje objąć coraz więcej, dlatego może trzymać coraz słabiej.

Pułapka łagodności

Jak wiadomo, gdy zbliżają się wybory, Jarosław Kaczyński zawsze się ociepla, chowa się razem z największymi awanturnikami ze swojej partii, wysuwa na przód postaci miękkie i pozornie koncyliacyjne. I zawsze – co jest wciąż niezrozumiałym fenomenem społecznym – to działało, więc i teraz być może zadziała. Rekonstrukcja rządu, Morawiecki jako człowiek cywilizowany i europejski, Macierewicz w odstawce i tak dalej.

W tej łagodności jest jednak pułapka. Łatwiej było mówić miękko i ciepło, gdy szło się do władzy. Gdy rządzącym można było zarzucić cokolwiek, a Polskę pokazywać w ruinie, czy też wcześniej, w 2010 r., w kampanii prezydenckiej słać apele do braci Moskali. Teraz jednak za władzą, za Jarosławem Kaczyńskim stoją fakty, czyny, decyzje, które są krytykowane w kraju i na świecie. I są krytykowane wedle kryteriów i aksjomatów podstawowych dla demokracji i państwa prawa. Łagodność, która nie odnosi się do tego wymiaru, zasłania go, bierze niejako w nawias, jest z definicji nieszczera. I bez przerwy tak łagodni politycy nowej zmiany, jak sztandarowy premier Morawiecki czy minister Czaputowicz, muszą wycofywać się ze swoich pojednawczych deklaracji bądź je dezawuować, mówiąc językiem jak twardego rdzenia PiS. Z każdym dniem rośnie ten nawis fałszu, hipokryzji, specyficznego dwujęzyka: osobno do wewnątrz, osobno na zewnątrz. To się może jakiś czas udawać, ale w końcu przychodzi kryzys, pomieszanie przekazów, komunikacyjny chaos, który dochodzi do ogółu.

A pułapka zagraża także z drugiej strony – pisowskich radykałów (jeśli w tej radykalnej partii może być jeszcze skrzydło radykalne), którzy po wstrzymaniu rewolucji przez Kaczyńskiego są już na ostatnich nogach, a na tłumaczenia kolejnych decyzji prezesa kończą im się pomysły. Część prorządowych mediów przestrzega, że zmiana kursu obozu władzy jest źle odbierana w „tożsamościowych” dołach, że ludzie nie rozumieją ludzkiego oblicza szefa PiS, że już było tak blisko szczęścia, czyli dobicia elit, a nagle wszystko się rozłazi. Wciąż jeszcze panuje wyuczona latami dyscyplina, ale część prawicowych środowisk już nie daje prezesowi absolutnej gwarancji lojalności.

Pułapka europejska

Nie ma łagodności i ocieplenia bez poprawy relacji Polski w ramach Unii Europejskiej, jak i w ogóle na świecie, zwłaszcza z Niemcami i Ukrainą. Polityka ta jest trudna, jako że radykalizm esencji politycznej PiS, jego ideologii i praktyki, jest naturalnie sprzeczny z polityką dogadywania się, ustępstw i kompromisów. Jak również ze względu na poszukiwanie jakiejś strategii geopolitycznej. Polska pod rządami Jarosława Kaczyńskiego wpadła w pułapkę swojej „podmiotowości”, wyobrażenia o nadzwyczajnej sprawczości, pychy, że można w Europie tak politykować jak przy Nowogrodzkiej czy Wiejskiej w Warszawie.

Trzeba tu przypomnieć te wszystkie majaki polskiej polityki zagranicznej, która najpierw szukała superprzyjaźni z Londynem, równolegle zachwycała się Ankarą, a już zwłaszcza Orbánem, rysowała wizję Międzymorza i obsadzała Polskę w roli lidera regionu. Jednocześnie napinała lub wręcz niszczyła dobre kiedyś relacje z Brukselą, z Niemcami i Francją, właściwie na dobrą sprawę ze wszystkimi; ostatnio z Izraelem i USA. Czym większa i silniejsza ma być Polska Kaczyńskiego, tym bardziej jest słaba i osamotniona – tak szczerzy zęby ta pułapka.

Wiadomo, tu chodzi przede wszystkim o walkę w kraju, ale dramatyczne koszty tej gry spadną także na elektorat PiS. Tej pułapki zresztą Kaczyński może obawia się najbardziej. Tego, że nawet jeśli wybroni się od punktu 7. traktatu europejskiego, to może się okazać winnym obniżenia dotacji dla Polski w następnym unijnym budżecie – co może nastąpić niezależnie od innych procedur (są takie sygnały z Brukseli). A to już konkretne miliardy euro. Tu już kończą się żarty. Są opinie, także w samym PiS, że cała zmiana z Morawieckim wynika z obaw Kaczyńskiego, że te dotacje, także dla polskiego rolnictwa, zostaną wyraźnie zmniejszone.

Pułapka historyczna

Również w historii PiS szuka siły i chwały. Polityka historyczna tego etapu ma polegać na odejściu od polityki wstydu za przeszłość, tzn. za niechwalebne ponoć czyny i zdarzenia, które obciążają pamięć Polaków na rzecz polityki nieograniczonej dumy. Pułapka polega na tym, że jednowymiarowa i partyjnie użyteczna polityka historyczna jest tak nieporadna, żenująca i bezpardonowa, że samemu PiS może przynieść tylko szkody. Ba, ośmieszyć jego bohaterów z Lechem Kaczyńskim na czele, już od dawna forsowanym na historycznego lidera Solidarności. Długo wydaje się, że można bezkarnie „wciskać kit”, który wchodzi jak w masło, ale nagle pojawia się gromki śmiech i wszystko się sypie. Im PiS aktywniej testuje tę granicę, tym większe prawdopodobieństwo, że ją przekroczy.

Pułapka socjalu

Wszyscy przyznają, że 500 plus było genialnym posunięciem, że było słuszne i że jest już nie do wycofania, ewentualnie do poszerzenia. PiS nadyma się i szykuje kolejne prezenty, zwłaszcza program mieszkaniowy, za który zapłacą przede wszystkim ci wszyscy, którzy ich nigdy nie dostaną. Zapewne – przy panującej koniunkturze gospodarczej i przeniesieniu w czasie wielu kosztów – takie manewry socjalne dadzą sondażowy efekt. Zwłaszcza że można odwołać się do argumentu: jak obiecujemy, to dajemy, jesteśmy piekielnie skuteczni – za pieniądze podatników.

Pułapka jednak czyha za rogiem. Gdy gospodarka się kręci, można być hojnym i rozrzutnym na zapas, ale nawet lekkie zahamowanie rozwoju może mieć dramatyczne skutki i sprowadzić zapowiedzi premiera Morawieckiego, jego plan modernizacji, innowacji oraz samochodu elektrycznego, do pułapu realnych możliwości, a raczej niemożliwości. Rzecz w tym, że jak się raz zacznie rozdawać publiczne środki, to trzeba to robić coraz hojniej. A ponieważ PiS rozdaje pieniądze ludzi, trzeba od tych ludzi brać coraz więcej. Przez jakiś czas udaje się do jednej kieszeni głośno wrzucać, z drugiej cicho wyjmować, tak żeby ich właściciele się nie połapali. Ale w końcu, jak zawsze, połapią się.

Pułapka Kaczyńskiego

Rzecz w tym, że Jarosław Kaczyński sam na siebie zastawia od lat pułapkę – po prostu jest, jaki jest, i nie potrafi być inny. Odpowiada coraz bardziej jednoosobowo za stan polskiej polityki, jej kierunki i błędy, w tym te już lub potencjalnie katastrofalne. Panuje opinia, że przyjął wygodną pozycję, bo działa bez żadnego urzędowego umocowania i nie będzie go można postawić przed Trybunałem Stanu. Ale symbolicznie, w zbiorowej wyobraźni, Kaczyński odpowie najbardziej.

Gra toczy się również o ludzi, których wciągnął w swoje imaginarium. To wielka odpowiedzialność Kaczyńskiego. Posłom, którzy załapią się do Sejmu, nic nie zagraża, ale tysiące tych, którzy postawili, czasami z jakąś wręcz straceńczą gorliwością, na nowe rządy i oddali się im całkowicie, po oddaniu władzy przez PiS czeka przykry czas. Takie są emocje i logika głębokich podziałów, na jakie liczył i zgodził się PiS, ponieważ było to politycznie użyteczne.

Ci, którzy z ręki dzisiejszej władzy – z pełną świadomością, czym ona jest – wzięli posady w ministerstwach, mediach publicznych, KRS, sądach, na uczelniach, w urzędach, teatrach, służbach, muszą się liczyć z konsekwencjami. Jeśli uwierzyli, że to zwyczajna władza, po której nastąpi rutynowa, nudna zmiana, jak we Francji czy Danii, to znaczy, że są naiwni i niczego nie rozumieją. Kiedy PiS przegra wybory, nastąpi „rzeź” do poziomu pracowników recepcji. Nikt po 1989 r. nie grał dotąd tak ostro jak PiS. To i riposta nie będzie standardowa.

Zapewne także dlatego partia rządząca gra na przemian tak bezceremonialnie, grubo, a potem pozornie łagodniej. Kaczyński próbuje w ten sposób maksymalnie oddalić lub osłabić nieuchronną polityczną zemstę i odwrócenie politycznego wektora. Chce tak dalece zmienić kraj i społeczne przekonania, aby późniejsza chęć radykalnego odwetu nie miała wystarczającego poparcia. Chce nadać swojej władzy pozory normalności, zalegitymizować ją, włączyć się – już po przyklepaniu kilku zasadniczych zmian ustrojowych – do „debaty i dialogu”. To nie tylko wabienie nowych wyborców, ale przekaz do ludzi, których już wciągnął do swojej gry, aby się nie bali odwetu, bo zostaną ulokowani w bezpiecznej sferze demokratycznej normalności; to PiS na trwałe określi mainstream. I chociaż to nieprawda, wielu z tych, którzy zgłosili akces do obozu władzy, w to uwierzyło. Ale czy będą wierzyć zawsze? To jest pułapka Kaczyńskiego.

Istnieje tendencja, aby w każdej nowej władzy doszukiwać się wyjątkowej racji, której nie mieli poprzednicy, niedostępnej dla innych wiedzy o społeczeństwie, świeżo odkrytego kamienia filozoficznego. Teraz jego przechodnim posiadaczem jest PiS, jako odkrywca konserwatywnej tożsamości, godności, wsobności, wspólnoty i tradycji. Wcześniej, korzystając z tej samej z grubsza populacji, właścicielem duszy narodu była Platforma, propagując indywidualizm, europejskość, otwartość i rozwój infrastruktury.

Kiedy Kaczyński w końcu przegra, od razu pojawią się komentarze także dzisiejszych chwalców – że musiał przegrać, bo był za bardzo zaściankowy, nie czytał znaków czasu, za bardzo patrzył w przeszłość, nie doceniał odwiecznych wolnościowych aspiracji Polaków, lansował kuriozalną demokrację po turecku itd. Już teraz można pisać takie teksty, będą jak znalazł. Wszystkie dzisiejsze „pozytywy” PiS, tak adorowane także przez teoretycznych przeciwników tej partii, zmienią znak na minus, staną się niemądre, niemoralne, zbyt kosztowne i bezsensowne. Tak jak po 2015 r. okazało się, że Platforma przez osiem lat tylko szkodziła, knuła i „nie zrobiła niczego”. Biorąc pod uwagę retorykę, można powiedzieć, że nazwa „nieudacznicy i złodzieje” jest w polskiej polityce przechodnia.

Kaczyński jest zbyt inteligentny, aby nie rozumieć, w jakim materiale pracuje, jak chimerycznym, podatnym na nastroje, kapryśnym. Wszystkie jego ruchy pokazują, że to wie. Suwakami na konsoli dozuje Szydło, Morawieckiego, Macierewicza, Rydzyka, a na pokrętłach ma Ziobrę i Gowina, gdy wpatruje się we wskazówkę na skali sondaży. Ale uruchomione przez niego mechanizmy, pułapki, na jakie musiał przy swojej polityce natrafić, a część sam założyć, powodują, że jego władza – tak dzisiaj imponująca – ma wmontowane w wielu miejscach ładunki destrukcji. W końcu suwaki i pokrętła przestaną działać.

Polityka 7.2018 (3148) z dnia 13.02.2018; Polityka; s. 19
Oryginalny tytuł tekstu: "Pokrętła prezesa"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną