Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Partia Janusza Korwin-Mikkego daje zarobić swoim

Janusz Korwin-Mikke Janusz Korwin-Mikke Tomasz Barański / Reporter
Partia Wolność płaci od kilku do kilkunastu tysięcy złotych miesięcznie firmie MP Projekt, należącej do jej członków.

Partie, które przekroczyły 3 proc. poparcia w wyborach, muszą co roku do 31 marca składać sprawozdania finansowe. To z nich dowiadujemy się na przykład, ile PiS płaci fundacji Tadeusza Rydzyka czy firmie ochraniającej Jarosława Kaczyńskiego. To koszta stałe i najszybciej rzucają się w oczy.

Wolność Janusza Korwin-Mikkego zamawia w firmie MP Projekt różne usługi, więc sumy są co miesiąc inne. Co to za firma? Szukając jej w sieci, natrafimy na problem. Wyskakują dwie: firma zajmująca się budownictwem jednorodzinnym i projektująca organizację ruchu drogowego.

Czym jest MP Projekt?

Okazuje się jednak, że Wolność zamawia usługi u trzeciego MP Projektu. Trudniej go odszukać, bo nie ma swojej strony internetowej. Według Krajowego Rejestru Sądowego spółka zajmuje się „pozostałą sprzedażą detaliczną”, co daje jej możliwość kupna czegokolwiek i sprzedaży za wyższą cenę.

Prezesem zarządu spółki jest Mikołaj Piechota, członek warszawskiej Wolności, a w zarządzie firmy zasiada Katarzyna Zaleśna, sekretarz partii (której partia co miesiąc płaci). Ugrupowanie i firma mają siedziby w tym samym biurowcu przy ul. Pięknej w Warszawie. Dzieli je od siebie aneks kuchenny.

Mikołaj Piechota, zapytany o to, jakiego rodzaju usługi świadczy, odpowiada, że zajmuje się „organizacją wydarzeń i logistyką”. Ale dlaczego partia musi to wszystko zamawiać u podmiotu zewnętrznego, złożonego z członków partii?

Za każdy głos dla partii, które nie przekroczyły progu 5 proc., przewiduje się 5 zł 77 groszy subwencji. Wolność otrzymuje więc rocznie 4,17 mln zł. Członkowie partii nie mogą brać pieniędzy za swoją działalność. Ale mogą już zarabiać w firmie, która zajmuje się np. kupowaniem banerów, flag i drzewcy.

Wszystko jest legalne

Państwowa Komisja Wyborcza nie chce tego komentować. – Ustawa o partiach politycznych nie odnosi się do zjawiska, w którym ta sama osoba jest w zarządzie partii i spółki, u której partia zamawia usługi. To legalne – mówi Krzysztof Lorentz, dyrektor zespołu kontroli finansowania partii politycznych w PKW. – Owszem, to legalne, ale zachodzi tu konflikt interesów – dodaje prof. Marek Chmaj, prawnik z Uniwersytetu SWPS.

W polskim prawie nie występuje kategoria „konfliktu interesów”. Z kolei Rada Europy definiuje go jako „sytuację, w której funkcjonariusz publiczny posiada taki interes prywatny, który wpływa, lub wydaje się, że wpływa, na bezstronne i obiektywne wykonywanie jego obowiązków służbowych”. Członkowie partii nie są jednak funkcjonariuszami publicznymi, nawet jeśli na skutek subwencji zarządzają publicznymi pieniędzmi.

W tym wypadku interes spółki, która chciałaby zarobić jak najwięcej, jest jednak sprzeczny z interesem partii. A obie strony reprezentują ci sami ludzie.

Wcześniejsze problemy Korwin-Mikkego

To nie pierwsza sytuacja, w której działalność finansowa partii Janusza Korwin-Mikkego budzi kontrowersje. W grudniu 2017 roku „Fakt” oskarżał jego ugrupowanie o przelewy na konta fundacji powiązanych z członkami partii. Za pośrednictwem jednej z kancelarii prawnych pieniądze miały trafiać do Przemysława Wiplera, wiceprzewodniczącego partii. Współpracownik Wiplera oskarżył go też o wydawanie pieniędzy fundacji Wolność i Nadzieja na taksówki, wina i loty do Brukseli.

W czerwcu 2014 roku „Rzeczpospolita” twierdziła, że drobne wpłaty wychodzące od sympatyków partii były wypłacane w bankomacie w Józefowie, gdzie wówczas mieszkał Janusz Korwin-Mikke. Ponadto partia zamawiała usługi w firmie należącej do jego córki Zuzanny.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama