Trochę zamach, trochę katastrofa
Jarosław Kaczyński ratuje Polaków od smoleńskiej paranoi
Przy okazji ostatniej – jak to określił jeden z polityków PiS – „okrągłej rocznicy katastrofy smoleńskiej” powszechnie i triumfalnie odtrąbiono klęskę Antoniego Macierewicza. Prezes Kaczyński wspomniał o nieudanych eksperymentach podkomisji, pod „technicznym raportem” podpisał się tylko jej przewodniczący, kilku jej członków nie przyszło na prezentację, a jeden w ogóle zrezygnował z dalszych prac. Organizatorzy obchodów podobno chłodno potraktowali członków Klubów Gazety Polskiej, tych najwierniejszych z wiernych religii smoleńskiej. W dodatku TVP niemal zupełnie zignorowała konferencję Macierewicza. Ten zły zatem przegrał, a dobry Kaczyński pańskim gestem ratuje nas od paranoi smoleńskiej – kolejny przekaz z Nowogrodzkiej wszedł jak w masło.
Nie wiadomo, jak Kaczyński to robi, ale znowu tanim kosztem kupił sobie nowe otwarcie, w czym pomagają mu również komentatorzy spoza kręgów władzy. Oto Macierewicz jest tym, który mąci, a prezes PiS się tylko ogania. Tyle że to Kaczyński przez lata wspierał Macierewicza w jego zamachowych tezach, uczestniczył w tzw. konferencjach smoleńskich, rzucał najcięższe oskarżenia, powtarzał wynurzenia o wybuchach, mówił o zamordowaniu brata przez opozycję, o „zdradzonych o świcie”.
W końcu to w państwie PiS, gdzie Kaczyński jest udzielnym władcą, Macierewicz – stojąc na czele instytucji podlegającej konstytucyjnemu ministrowi – przedstawił dokument, z którego wynika, że najprawdopodobniej służby rosyjskie podłożyły ładunki wybuchowe w rządowym samolocie i spowodowały śmierć prezydenta. I to prezydenta kraju należącego do NATO. Gdyby taki komunikat poszedł z każdego poważnego państwa, byłaby to światowa sensacja, stolice gorączkowo by się konsultowały, przemówiliby rzecznicy rządów.