Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Nie żyje Olga Krzyżanowska, była wicemarszałkini Sejmu, działaczka „Solidarności”

Olga Krzyżanowska Olga Krzyżanowska Agencja Gazeta
W jednym ze swoich ostatnich wywiadów mówiła, że jej zdaniem Polska dzisiaj „wraca do czasów komuny”.

Olga Krzyżanowska, pierwsza wicemarszałkini Sejmu kontraktowego i działaczka „Solidarności”, zmarła dzisiaj w Gdańsku. O jej śmierci poinformował Paweł Adamowicz, prezydent miasta. Olga Krzyżanowska urodziła się w 1929 r. w Warszawie. Jej ojcem był Aleksander Wilk-Krzyżanowski, legendarny dowódca Armii Krajowej na Wileńszczyźnie, który w Gdańsku ma ulicę swego imienia. Po wojnie trafił do więzienia UB, gdzie zmarł. Dziś zalicza się go do tzw. żołnierzy wyklętych.

W czasie II wojny światowej była harcerką Szarych Szeregów, za co później odznaczono ją Krzyżem Walecznych. W 1952 r. ukończyła studia na Wydziale Lekarskim Akademii Medycznej w Gdańsku. W 1980 r. wstąpiła do „Solidarności”, gdzie m.in. zasiadała w Krajowej Komisji Koordynacyjnej Służby Zdrowia.

Olga Krzyżanowska – lekarka, posłanka i działaczka „Solidarności”

Od 1989 do 2001 r. była posłanką. Najpierw z ramienia Komitetu Obywatelskiego, później Unii Demokratycznej i Unii Wolności. W tym czasie przewodniczyła Komisji regulaminowej i spraw poselskich i Komisji etyki poselskiej. Jako wicemarszałkini Sejmu nad interes swojej partii przedkładała porozumienie, dialog i uwzględnianie potrzeb wszystkich stron politycznego sporu. W grudniu 1992 r. podczas prac nad ustawą o uporządkowaniu stosunków kredytowych mówiła do posłów: „Proszę państwa, rozumiem, że przemawiamy do wyborców, rozumiem wszystkie uwarunkowania polityczne, ale to my będziemy odpowiadać za tę ustawę i ludzie nie będą nas rozliczać z tych pięknych słów, które tu padają. Ludzie będą nas rozliczać z konkretów i faktów. I proszę, żeby te konkrety i fakty zajęły większą część czasu w dyskusji, a nie wzajemne napaści jednej partii na drugą. Chodzi tu o ważniejszą sprawę niż nasze ambicje polityczne”.

W 1996 r., w trzeciej edycji Rankingu Posłów POLITYKI organizowanego przez Janinę Paradowską, znalazła się w wąskiej grupie najlepszych posłów. Dzięki wielkiej wytrwałości i ogromnej kulturze osobistej stała się twarzą walki o wysokie standardy w polityce.

Od 2001 do 2005 r. zasiadała w Senacie. W kolejnych latach nie starała się o odnowienie mandatu. W 2005 r. przystąpiła do Partii Demokratycznej – demokraci.pl i została prezeską zarządu Stowarzyszenia Pamięci Narodowej.

Zawsze blisko kobiet

Zawsze bliskie były Oldze Krzyżanowskiej prawa kobiet. Kiedy była wicemarszałkinią Sejmu, na początku lat 90., przedstawiała Sejmowi pierwszy projekt ustawy o parytetach. Nie zrażała się śmiechem i sarkazmem, który słychać było z każdej strony sejmowych ław. Projekt niestety przepadł już w pierwszym czytaniu. Angażowała się w działalność Kongresu Kobiet. Była członkinią rady programowej Kongresu, a od 2011 r. „ministrem zdrowia” w gabinecie cieni KK. Brała udział we wszystkich manifestacjach Komitetu Obrony Demokracji, m.in. w sprawie niezależnego sądownictwa, które odbywały się w Gdańsku.

W rozmowie z POLITYKĄ, jesienią 2017 r., wyrażała wielkie zaniepokojenie tym, co przez ostatnie lata stało się z polskim parlamentaryzmem. Mówiła, że kiedyś wystarczyło upomnienie krnąbrnego posła, a karą było już podanie informacji do wiadomości publicznej. „Dziś komisja etyki nie budzi respektu, bo w Sejmie mało jest ludzi ideowych”. Nie była entuzjastką rozszerzenia katalogu kar, które w tej kadencji marszałek chce nakładać na posłów. „Czy poszerzać katalog kar? Nie wierzę w przyzwoitość motywowaną karą. Myślę, że większą siłę ma wspólnota, która potrafi wykluczyć ze swojego grona, choćby symbolicznie, osobę, która nie przestrzega norm” – mówiła.

W lipcu 2017 r. w rozmowie z Gazetą.pl mówiła: „Sprawa sądów wyjątkowo mnie boli, bo pamiętam, co po wojnie sądy wyprawiały z ludźmi, gdy sędziami byli ludzie mianowani przez komunistów. Na pozór wszystko odbywało się pięknie – oskarżony na procesie miał swojego adwokata. Jeśli chodzi o mojego ojca, umarł on w więzieniu na warszawskim Mokotowie w 1951 r. Trafił tam aresztowany przez UB. Nie było wyroku. Dlaczego? Do dziś nie wiem. Przypuszczam, że go nie złamali, że się do niczego nie przyznał. Albo im się nie opłacało go sądzić. Opowiadam to, bo uważam, że dzisiaj wracamy do czasów komuny”.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama