Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

W Polskę!

Politycy PiS ruszyli w kraj. Straszą, że ruina wróci

Stanisław Piotrowicz we wsi Hanna. Stanisław Piotrowicz we wsi Hanna. Marcin Kołodziejczyk / Polityka
W weekendy politycy partii rządzącej wyruszają w Polskę na spotkania z wyborcami. Chwalą się, że partia podniosła kraj z ruiny i wprowadziła praworządność. Straszą, że ruina natychmiast wróci, jeżeli partia nie zostanie wybrana na następną kadencję.
Jacek Sasin w Leżajsku.Darek Delmanowicz/PAP Jacek Sasin w Leżajsku.
Beata Szydło w Sandomierzu.Marcin Kołodziejczyk/Polityka Beata Szydło w Sandomierzu.

Artykuł w wersji audio

Głośno nie nazywa się tych spotkań kampanijnymi, wyborczymi ani przedwyborczymi, ale „spotkaniami Parlamentarzystów Prawa i Sprawiedliwości”. Miejsce, termin przyjazdu i nazwisko bohatera ogłasza się zawsze w piątek koło południa – w tym samym czasie zaczyna się rozlepianie stosownych plakatów na słupach i tablicach ogłoszeniowych. Ludzie się dziwią, że przyjeżdża polityk, bo jeszcze kilka godzin wcześniej nic o tym nie wiedzieli.

Opóźnienie to strategia – podróżujący politycy partyjni często narzekają, że ich śladem jeżdżą „przeróżne elementy” i „warcholstwo” po to, aby zakłócać pozytywny wydźwięk spotkań trudnymi pytaniami. Im później warchoł się dowie o spotkaniu, tym większa możliwość, że nie dojedzie. Polityk rządzący, zanim zacznie mu się zadawać pytania, wymieni w przemówieniu chwalebne aspekty rządów swojej partii – wszędzie punkt w punkt te same, jak wynika z reporterskiej podróży za politykami PiS w ostatni weekend. Wobec trudnych pytań z sali i odmiennych zdań, warchołów natychmiast zagłuszy krzykiem lub rzuci się na nich z rękoczynami twardy elektorat partii rządzącej.

Sobota rano w Hannie – Stanisław Piotrowicz

Wizyta posła Piotrowicza trafia we wsi Hanna na społecznie gorący okres. W gminie grasuje afrykański pomór świń, całe stada są wybijane, wielu ludzi traci utrzymanie – popadają w długi i już wyprzedają maszyny rolnicze, a partia rządząca nie reaguje. Zawiązał się nawet komitet protestacyjny rolników w porozumieniu z Kościołem, plakat reklamujący Piotrowicza zawisł obok odezwy: „bolesne jest to, że mimo tzw. »dobrej zmiany« w naszej Ojczyźnie rolnik nie jest szanowany”.

Spotkanie odbędzie się w sali domu kultury przylegającego do remizy OSP, plac udekorowany polskimi flagami, ale nie jest jasne, czy to na przyjazd posła, czy z racji mistrzostw świata w futbolu, ponieważ za remizą gmina zorganizowała strefę kibica z telebimem i grillem. Oczekiwanie wygląda tak, że w gotowości jest już TVP, bohater się spóźnia, 17 odświętnie ubranych osób zabija czas, rozmawiając głośno o świńskim pomorze, a szepcząc o sobie nawzajem plotki. Dostaje się pani wójt, że taka przyspawana do stołka. Mężczyźnie zwanemu Kołtunem, że największy okoliczny przeciwnik PiS i co on tu właściwie robi. Nieznanemu czerwonemu samochodowi z parkingu, że prawdopodobnie przyjechał nim prowokator z TVN. Mówi się, kto ostatnio dostał robotę, bo z kimś ważnym się skumał. Wspomina się rządy „czerwonego” i jak trudno było gada wyplenić z Hanny. Pada nawet sentencjonalne: nie o taką Polskę się walczyło. Oraz: wyjść by z tej Unii raz a dobrze.

Krytykuje się po cichu także posła Piotrowicza, że ma swoje za uszami, bo umoczony był w peerelowską prokuraturę. Ale pada od razu inna sentencja, usprawiedliwiająca posła PiS: a kto w Polsce nie ma za uszami? Starsi ludzie mylą się czasem i czekając na posła Piotrowicza mówią o nim per „prelegent”.

Prelegent zajeżdża małą alfą romeo i wzbudza sympatię z powodu braku obstawy. Brak obstawy – znaczy równy chłop. Bohater wysiada z auta pełen przeprosin za spóźnienie, ale jechał z poprzedniego spotkania z wyborcami. Trzeba bez zwłoki iść na salę, bo potem poseł też jedzie na spotkanie, do Radzynia, bastionu partii rządzącej. Na sali wystawa rysunku patriotycznego: żołnierze, bociany, wierzby płaczące, Szopen gra na pianinie na łące. Polityk powiatowy, jako gospodarz terenu, z nerwów przedstawia posła niezręcznie: tematyka, wiecie, problematyka, wdzięczność za przyjazd z „szeroką i głęboką w swej treści wypowiedzią”.

Z ponadgodzinnego wykładu Stanisława Piotrowicza: jedną mamy matkę, jedną ojczyznę, aczkolwiek wiele spraw może nas różnić. Na mafii VAT-owskiej w Polsce zarabiali Niemcy i Holendrzy, a teraz fałszywie zatroskali się stanem polskiej demokracji i praworządności, bo inaczej musieliby krzyczeć, że rząd PiS powinien odejść, żeby oni nadal mogli okradać Polskę. A on się pyta retorycznie: gdzie byli Niemcy i Holendrzy, kiedy likwidowano stocznię? Piotrowicz mówi: poprzednicy PiS rozprzedali Polskę cudzoziemcom włącznie z sygnałem telewizyjnym – dlatego podczas puczu sejmowego w grudniu 2016 r. TVP przestała nadawać na pół godziny, bo Francuz wstrzymał sygnał. Mówi (nie podając źródeł): aby w Opolskiem Polka lub Polak mogli zatrudnić się w fabryce, muszą wpierw przyjąć obywatelstwo niemieckie. Mówi: opozycja donosi na rząd do Unii Europejskiej. Prelegent jest pewien, że poprzednie prezydium Krajowej Rady Sądowniczej biegało do ambasady niemieckiej skarżyć się na państwo polskie. Podaje liczby: media są w 90 proc. w obcych rękach i realizują zlecenia swych niepolskich mocodawców.

Jest tak samo, mówi, jak było pod zaborami – Polskę chcą rozszarpać, choć ubrani są w piękne szaty swobód i praw obywatelskich (na dowód poseł czyta list carycy Katarzyny II do rosyjskich dyplomatów zalecający niszczenie ducha polskiego m.in. alkoholizmem). Może państwo nie wiecie, ale Katarzyna była rodowitą Niemką – uściśla poseł. Mówi też, że polska praworządność i konstytucja nigdy nie miały się lepiej niż teraz. Dowodzi: panuje u nas wolność wypowiedzi, już się nie strzela do ludzi, jak się to robiło za poprzedników PiS. Już nikt nie kopie uczestników Marszu Niepodległości. Jest lepiej. Dodatkowo nadchodzi nowy rządowy program prodemograficzny – premia za szybkie urodzenie drugiego dziecka. Jednak, mówi poseł Piotrowicz, nie ma i nie będzie zgody na warcholstwo podczas spotkań z posłami PiS. Nieposłuszeństwo obywatelskie ma uzasadnienie, gdy rządzi uzurpator, a nie gdy rządzi PiS. Szalenie ważne jest wychodzenie z dobrem do innych ludzi, bo dobro rodzi dobro – zakańcza wypowiedź.

Pytania z sali: pani wójt Kowalik prosi o pomoc Warszawy w kwestii gospodarowania zasiłkiem 500+, bo wiele rodzin w gminie dostaje dużo, a i tak nie mają na prąd i jedzenie, bo wydają na coś innego. Poza tym, mówi pani wójt, właśnie w tej chwili – zrządzenie losu – pojechali z Hanny ubojnicy likwidować kolejne stado chorych świń. Mamy też w gminie suszę, czy Warszawa wreszcie pomoże rolnikom? Potem jeszcze starsza obywatelka, dziękując za prelekcję, użala się, że nie chcą jej sprzedać 23 arów lasu, a obywatel pyta, czy prokuratura rejonowa mogłaby być we Włodawie?

Stanisław Piotrowski wszystkie uwagi skrzętnie zapisuje celem przekazania stosownym czynnikom w stolicy. Aby się odnieść osobiście, ma troszkę mało czasu, bo spieszy się do Radzynia.

Sobota wieczór w Leżajsku – Jacek Sasin

Bohater się spóźnia, bo jedzie z poprzedniego spotkania z wyborcami. Atmosfera oczekiwania w sarmackim anturażu sali Muzeum Ziemi Leżajskiej wygląda tak, że jest już w gotowości TVP, jest odświętność strojów, szept inteligenckiej rozmowy i jedynie subtelne rozglądanie się za warchołami. Przybyło ponad 100 osób, a z doświadczenia organizatorów wynika – szepcą, rozglądając się – że w tak dużych grupach raczej zawsze kryją się prowokatorzy. Myśl o warchołach wyzwala nerwy i już kilka osób na papierosie przy wejściu do muzeum pokrzykuje, że won z warchołami – mieli swoje osiem lat rządzenia, pachoły opłacane przez określone kręgi (postubeckie i cudzoziemskie).

Przybywa minister Jacek Sasin limuzyną z kierowcą, okazuje się, że wystąpi w gronie trzech partyjnych kolegów. Wykłada z energią, szybko, sprawnie, zarzuca słowem, recytuje sukcesy partii rządzącej, tylko od niechcenia i niejako marginalnie wspominając, że partia po wyborach chciałaby „w dalszym ciągu dla państwa dobra pracować”. Chodzi o to, że partia rządząca robi wszystkim dobrobyt, ale posiada wrogów, którzy chętnie zniweczą dobre zmiany i cofną Polki i Polaków w biedę. Chodzi o wroga wewnętrznego, nie o Niemców. W ogóle jak ktoś był rano na Piotrowiczu w Hannie, to teraz widzi, że można mówić spokojniej i nie straszyć Niemcami. Inna publika – inny kod dotarcia.

Z blisko godzinnego wykładu Jacka Sasina i jego kolegów: ogólnie same sukcesy już dokonane lub niedługo się dokonają, 500+, wzrost emerytur, dynamiczny wzrost płac, reforma sądowa, mieszkanie+, reforma edukacji, budowa dróg, zwiększanie przyrostu naturalnego, bogacenie się państwa. W ramach żartu pada zza stołu prezydialnego – wyobraźmy sobie wściekłość George’a Sorosa, że Polska udanie odparła imigrantów i w związku z tym nie będzie u nas multi-kulti i odejścia od tradycyjnych wartości. Oni tam na Zachodzie mają pieniądze i śmieją się z nas, że my mamy zasady. Ale my, mając zasady, odpowiadamy im: uważajcie, bo my też zaczynamy mieć pieniądze. W pewnym momencie pada z ust ministra Sasina zdanie – majstersztyk logiczny: bezrobocia w Polsce nie ma, ale bezrobocie w Polsce jest atutem, bo Polska się rozwija i brakuje w Polsce rąk do pracy.

Pytania z sali: jednak się nie udało wyłowić zawczasu paru prowokatorów i oni teraz, niektórzy ze znaczkami Rebeliantów Podkarpackich, nie szanują powagi ministra Sasina, pytając o drażliwości, podczas gdy powinni kulturalnie – o sukcesy. Pytają więc, dlaczego rząd oddał swe nagrody do Caritasu zamiast do budżetu państwa? Oraz czemu, skoro jest dobrobyt i Polska już nie w ruinie, to drożeją jaja i benzyna? Dlaczego 500+ nie spowodowało, że w szkołach spadła liczba dzieci jedzących darmowe obiady socjalne? Co się stało, że rząd zdecydował się po 818 dniach wydrukować orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego? Minister Sasin mówi, że nagrody dla członków rządu były niezręcznością, do budżetu już ich się zwrócić nie dało, bo nie było prawnej możliwości, trzeba było na charytatywność. A wydrukowali orzeczenie nie dlatego, że uważali, że tak trzeba, tylko w imię kompromisu z Komisją Europejską.

A przed chwilą pan mówił, słychać z sali, że zasady są ważne?

Co do drożyzny: winna niestabilna sytuacja światowa, a Polska jednak za bogata wciąż nie jest. Nawet dość w sumie biedna. Ale wtedy wstaje po kolei kilka osób, które biorą rząd w obronę: nie tłumaczcie się – mówi wójt Kamienia – z nagród, bo je dostaliście sprawiedliwie. Pani Kania – szefowa opieki społecznej – serdecznie dziękuje ministrowi i jego kolegom, że może żyć w tak wspaniałym kraju. Troszkę jeszcze poseł PiS Jerzy Paul pokrzykuje na warchołów, że się naczytali „Gazety Wyborczej”. Siano, siano, siano – mówi trzech starszych mężczyzn, wychodząc ze spotkania.

Wtedy wstaje Major ABW i pokazuje dłonie – jest efekt, zapada cisza. Pyta, czy jest na nich krew. Nie da się powiedzieć, żeby była. Więc Major się przestawia jako ofiara „Instytutu Podłości Narodowej”, jak mówi, który to IPN zakwalifikował go jako oprawcę i odebrał emeryturę, podczas gdy on na emeryturze od 2005 r., a jak był stan wojenny, był uczniem. Major złożył sprawę wyjaśniającą w sądzie rok temu, a sąd milczy. Sprawa w toku, ale osoby na sali muzeum w Leżajsku już pokrzykują: „jesteś zbrodniarzem i oprawcą! Do Kiszczaka, ubeku!”.

Na koniec zaś wstaje niezwykle wzruszona pani na granicy płaczu i mówi: ja jako Polka stanowczo protestuję przeciw obrażaniu na tej sali tak ważnej dla Polaków instytucji jak IPN, która przywraca dobre imię naszym bohaterom.

Inni bohaterowie z Leżajska pokrzykują tymczasem do Majora: won, ubeku!

Niedziela rano w Sandomierzu – Beata Szydło

Przygotowanie Sali Rycerskiej sandomierskiego zamku zdradza fachowca: na scenie siedzi w dwóch rzędach 18 tajemniczych osób w młodym i średnim wieku, milcząc. Są ubrane na ludowo dzieci. Na krzesłach dla publiczności porozkładano biało-czerwone chorągiewki do wyrażania entuzjazmu. Przychodzi ponad 300 osób i oczekują, bo bohaterka się spóźnia, ale już jest – widać to po nowiutkich rządowych limuzynach, które parkują na dziedzińcu Zamku. Zarówno TVP, jak i Polskie Radio czekają gotowe. Czas przed nadejściem premier Szydło umila prezes Stowarzyszenia Rodzin Katolickich diecezji sandomierskiej Krzysztof Szatan. Mówi rzeczy w rodzaju: to spotkanie z cyklu Polska jest jedna, a Polacy to jedna biało-czerwona drużyna. Albo: to wy nam napisaliście zwycięski program, teraz posłuchamy, co mówicie, spiszemy i nowy program wy nam ułożycie.

W sprawie późniejszych pytań z widowni prezes Szatan, radny powiatowy z ramienia PiS, z góry uprzedza, że jest tylko jeden mikrofon, i wyjaśnia: takie są warunki, innych warunków dzisiaj nie ma. Prawdę mówiąc, już trwa rozglądanie się za warchołami, bo krążyło po internecie, że przyjdą. Rzeczywiście, kto był wczoraj na Sasinie w Leżajsku, z łatwością rozpozna w tłumie potężną postać Majora.

Z krótkiego wykładu Beaty Szydło: pan Szatan oddaje mikrofon, mówiąc: proszę o zabranie głosu i skierowanie do nas dobrego słowa. Beata Szydło dzisiaj w liliowej garsonce, ogromne brawa. Z ust pani premier słychać tę samą listę sukcesów partii rządzącej, co na innych spotkaniach. Za słowa „godność”, „równość” i „mądra gospodarka” premier Szydło zawsze dostaje wielkie brawa. Po to tu z państwem się spotykamy – mówi – żeby zwyciężyć na następnych wyborach i samodzielnie rządzić. Przy tym okazuje się, że młodzi ludzie siedzący na scenie stanowią po prostu żywe milczące tło za plecami Beaty Szydło.

Pytania z sali: z konieczności musi ich być mało, bo sala wielka, mikrofon jeden, a pani premier się spieszy na następne spotkanie. Major już trzyma rękę w górze, ale Szatan go jakoś nie widzi. Wszystko się zaczyna, gdy jakiś Obywatel RP, pokazując konstytucję, pyta, który konkretnie przepis pozwalał na niedrukowanie orzeczenia TK i co się zmieniło, że wydrukowano je po 818 dniach? Jak jest orzeczenie, jest druk – odpiera Szydło – jak nie ma, nie ma druku. Sali bardzo się podoba taka odpowiedź, ogrom braw. I już słychać z sali: skąd się tu wziąłeś? Kto ci płaci? Ty nie-Polaku. Zdrajco. Targowico! Z kolei następuje kilka wypowiedzi dziękczynnych pod adresem partii rządzących oraz kilka pytań w rodzaju: czy nie ma ryzyka samozadowolenia w PiS wobec rewelacyjnych sondaży. A potem pada sentencjonalne: czas jest nieubłagany, koniec spotkania.

Kotłuje się na Sali Rycerskiej, Obywatele RP i Rebelianty Podkarpackie trzymają nad głowami transparenty „pozwólcie nam mówić”, „konstytucja”, „Pycha i Szmal”, a wierny elektorat – ludzie starsi – rzuca się je wyrywać z zaskoczenia lub siłą, popychają się starsze panie. Ludzi z transparentami wyzywa się od najgorszych, grupa krewkich Polek i Polaków z elektoratu rwie się do bitki, ktoś rzuca się na Majora. Dostojna Sala Rycerska ożywa bardzo polsko-współcześnie. A pewien nobliwy starszy pan z elektoratu PiS w zapamiętaniu wrzeszczy: won stąd targowico, Polska jest moja!

Kon-sty-tuc-ja! Kon-sty-tu-cja! – skandują Obywatele i Rebelianty. Be-a-ta! Be-a-ta! Be-a-ta! – krzyczą wyborcy partii rządzącej zagrzewani przez Szatana.

Beata zdecydowanie wygrywa z konstytucją przez zakrzyczenie.

Polityka 26.2018 (3166) z dnia 26.06.2018; Polityka; s. 19
Oryginalny tytuł tekstu: "W Polskę!"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną