Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Czy jest coś groźniejszego dla PiS niż napis „PZPR” na murze?

Warszawa 2006 r. Warszawa 2006 r. Agencja Gazeta
Obecna władza z lubością wystawia się na pośmiewisko. To niezmiernie pocieszająca i optymistyczna okoliczność.

Najpierw był oburzający napis – „PZPR” – wykonany sprayem na murze budynku, gdzie mieści się biuro posła PiS. Straszna sprawa, można powiedzieć: napis zagrażający bezpieczeństwu kraju i nie tylko, jak się miało okazać. Policja rzuciła się gorączkowo na poszukiwania sprawcy. Okazało się, że to sprawczyni. Kilku policjantów wiozło kobietę, obowiązkowo zakutą w kajdanki, na komisariat, rewidowano ją i przesłuchiwano kilka godzin. Skończyło się zarzutem o propagowanie ustroju totalitarnego czy czegoś równie okropnego, a kobiecie grozi kara ciężkiego więzienia. Czy może być dziś coś groźniejszego dla kraju niż napis „PZPR” na szybie czy murze jakimś?

Najwyraźniej tak. Otóż w Szczecinie, mateczniku ministra Brudzińskiego Joachima, ktoś pod osłoną nocy przystroił pomnik byłego prezydenta Lecha Kaczyńskiego, zakładając na spiżową postać podkoszulek z napisem: „KONSTYTUCJA, Jędrek!”.

Policja szuka prowokatorów

Pomnika strzeże pilnie siedem kamer. Tymczasem osobnik jakiś przyszedł z drabiną, wspiął się na nią i założył przystrój na figurę prezydenta. Konstytucja, Jędrek. Następnie razem z drabiną odszedł sobie w siną dal, indywiduum jakieś.

Pani komendant wojewódzka policji, z miną poważną i pełną oburzenia, ogłosiła natychmiast, że cała szczecińska policja już analizuje nagrania z siedmiu kamer i rusza na poszukiwanie sprawcy, który dopuścił się znieważenia pomnika byłego prezydenta. W ślady osobnika ze Szczecina ruszył ktoś równie groźny dla państwa, tym razem w Białej Podlaskiej: policja o świcie dostrzegła, że figurę prezydenta przyodziano w podkoszulek z tym obrzydliwym i prowokacyjnym napisem: „KONSTYTUCJA”. I znów cała lokalna policja rzuciła się w pościg za sprawcą tego niesłychanie prowokacyjnego czynu.

Ale to nie koniec, bo kilka osób w geście solidarności wypisało na murach skrót „PZPR”, a następnie udało się na policję i zadenuncjowało samych siebie.

I to też nie koniec sprawy, bo podczas kolejnej nocy nastąpił prawdziwy koniec świata: kilkanaście pomników w całym kraju przystrojono takimi podkoszulkami lub banerami z wyżej wymienionym, prowokacyjnym napisem. Zgroza. Nawet wrocławskie krasnale paradowały w podkoszulkach. Policja znów rzuciła się w pościg, ale nie musiała się tym razem zbytnio wysilać, śledzić monitoringu, zaczajać się na sprawców, bo sami przyznali się do popełnienia czynu. To Obywatele Rzeczypospolitej, którzy taki sobie wymyślili happening.

PRL też walczyła z happeningami

Całe to nadęcie władzy, stawianie na nogi zastępów policji, łapanki na ulicach przypominają mi wojnę milicji z Pomarańczową Alternatywą i majorem Waldemarem Frydrychem, jej przywódcą.

Czytaj także: 14 kobiet wciąż walczy po Marszu Niepodległości

Pomarańczowa Alternatywa to przykład inteligentnej walki z reżimem schyłkowego PRL. Wszystko odbywało się w oparach absurdu, a wykreowany przez Frydrycha Krasnal stał się zajadłym wrogiem władzy. „Nie ma wolności bez Krasnali” lub „Obywatelu, pomóż milicji, pobij się sam” – te hasła przyprawiały władzę o wściekłość. Milicja rzuciła się, by aresztować Krasnali, a samego Frydrycha postawiono nawet przed sądem. Całkiem jak w aferze z podkoszulkami i napisami „KONSTYTUCJA” lub „PZPR”.

Nic tak nie obnażało indolencji władzy, jej śmieszności, a ostatecznie słabości i bezsilności w konfrontacji ze społeczeństwem obywatelskim. Władza walczyła z happeningami i Krasnalami, angażując w tę walkę cały swój, wątpliwy zresztą, autorytet. Nie ma nic bardziej zabójczego dla władzy niż wystawienie się na pośmiewisko. Obecna władza właśnie to robi, z lubością wystawia się na pośmiewisko. To niezmiernie pocieszająca i optymistyczna okoliczność.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama