Andrzej Duda zgodnie ze swoimi zapowiedziami zawetował dziś nowelizację ordynacji wyborczej do Parlamentu Europejskiego, która miała wzmocnić najsilniejsze ugrupowania.
„W mojej ocenie, zważywszy na kompetencje i zadania Parlamentu Europejskiego, pożądana jest reprezentacja ugrupowań politycznych oddająca rzeczywiste preferencje wyborców” – stwierdził. „Nie zgadzam się na zmiany podnoszące efektywny próg wyborczy do kilkunastu procent, co jest rozwiązaniem o charakterze blokującym, o negatywnych skutkach zarówno dla wyborców, jak i dla mniejszych ugrupowań”.
To prezydenckie weto raczej nie doprowadzi do wielkiej awantury między PiS a Dudą, ale może być przygrywką do dużo istotniejszej batalii – o ordynację wyborczą do Sejmu. A tu spór byłby dużo poważniejszy.
Koalicje bez przymusu
O tym, że PiS będzie próbował przykroić ordynację wyborczą na swoje potrzeby, mówiło się już wielokrotnie. Dziś napisał o tym w „Rzeczpospolitej” Michał Kolanko. Według jego informacji nowe przepisy miałyby zwiększyć liczbę okręgów wyborczych z obecnych 41 do 100. Z analizy politologa Jarosława Flisa dla Instytutu Wolności wynika, że takie rozwiązanie, gdyby je zastosować w poprzednich wyborach, zwiększyłoby liczbę mandatów PiS o 34 – do 269 (w Sejmie zasiada 460 posłów, większość to 231).
Prezydent miał poruszyć kwestię sprzeciwu wobec tego rodzaju zmian w ordynacji do Sejmu w poniedziałkowej rozmowie z przedstawicielami Kukiz ′15, PSL, Razem i Prawicy RP, którzy namawiali go do weta w sprawie eurowyborów. Dziś Duda potwierdził, iż nie podobają mu się zmiany, które wymuszałyby powstanie systemu dwupartyjnego w Polsce, a taki zapewne byłby efekt wprowadzenia 100 okręgów.
„Ustawa nie powinna wymuszać kreowania koalicji ugrupowań politycznych, gdyż takie decyzje ze względu na interes społeczny powinny być samoistne i dobrowolne” – mówił dziś Duda.
Broni PiS przed PiS-em
Prezydent, podkreślając, że zmiany w prawie wyborczym nie były częścią jego obietnic wyborczych i nie czuje się związany potrzebą ich wspierania, wysłał w swoim oświadczeniu jeszcze jeden sygnał dotyczący ewentualnych zmian w ordynacji.
W interesie prezydenta nie jest ordynacja, która wzmacnia silne ugrupowania, bo doprowadzi do konsolidacji PiS i zmniejszy szanse jakichkolwiek ruchów odśrodkowych na prawicy. A w silnie scentralizowanym obozie politycznym rola prezydenta może być tylko niewielka i ograniczać się do posłusznego podpisywania przygotowanych przez partię ustaw.
Prezydent nie bez potrzeby podkreślał, że nowelizacja ordynacji do Parlamentu Europejskiego wymusi koalicje – to jego główna linia przekazu wobec własnego zaplecza. „Uratowałem was przed waszymi własnymi błędami” – może tłumaczyć PiS – „bo nowelizacja mogłaby wymusić wspólne listy opozycji, dziś mało prawdopodobne, a z kolei to mogłoby dać jej zwycięstwo w wyborach”.
Podobna logika mogłaby towarzyszyć sprzeciwowi wobec zmian w ordynacji do Sejmu. Problem w tym, że w wyborach parlamentarnych jesienią 2019 r. stawka będzie dużo wyższa, bo zdecydują one o tym, kto będzie rządził.
Walka o władzę
W kolejnych miesiącach może się okazać, że notowania PiS nieco się obniżą ze względu na zwykłe zmęczenie materiału czy narastające konflikty społeczne. W tej sytuacji na Nowogrodzkiej może przeważyć myślenie, że tylko zmiana ordynacji może utrzymać partię przy władzy. Wówczas w PiS determinacja do przeprowadzenia ustawy będzie dużo wyższa.
W tej sytuacji prezydentowi trudno będzie się upierać przy swoich wątpliwościach i zawetować taką ustawę. Zwłaszcza że od sukcesu PiS w wyborach będzie zapewne zależała jego przyszła reelekcja.