Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Lekcja języka

Brutalny język władzy

Brutalność języka jest trwałym elementem naszej kultury politycznej. Brutalność języka jest trwałym elementem naszej kultury politycznej. Martin Barraud / Getty Images
Kto włada językiem, ten panuje nad rzeczywistością. Czyli dlaczego codzienne hejty poseł Pawłowicz nawet w części nie są tak groźne, jak niedawne słowa ministra Błaszczaka o „sodomitach”.
Używane przez Kaczyńskiego epitety trwale weszły do polszczyzny, choć prezes traktował je użytkowo.Kacper Pempel/Reuters/Forum Używane przez Kaczyńskiego epitety trwale weszły do polszczyzny, choć prezes traktował je użytkowo.

O tym, że w studiu TV Trwam polski minister obrony powiedział o „paradzie sodomitów”, poinformował na swych łamach nawet „New York Times”. U nas obelga wywołała jedynie chwilowe oburzenie części opinii publicznej. Po czym, przykryta wydarzeniami kolejnych dni, bezpiecznie zaległa w przepastnych internetowych repozytoriach pisowskiej mowy nienawiści. Najwyraźniej już przywykliśmy, że tak się teraz w Polsce mówi, i nie ma na to rady. Ale nie wolno się z tym godzić.

Klisze językowe tylko pozornie opisują rzeczywistość. W istocie na nią wpływają, wywołując określone skojarzenia i nadając neutralnym pojęciom silną emocjonalnie treść. Można nimi elastycznie manipulować, zacierać dotychczasowe znaczenia i sugerować nowe, porozumiewawczo mrugać okiem.

Gdy na Błaszczaka spadła krytyka, zaraz ruszyli mu z pomocą sprzymierzeni z PiS wrogowie politycznej poprawności. Dowodzili, że minister nie miał złych intencji i jedynie posłużył się biblijnym archaizmem. Choć z Biblią więcej już wspólnego miało ich faryzeuszostwo. Doskonale przecież zdawali sobie sprawę, iż „sodomita” to jedno z najbardziej obelżywych określeń na osoby homoseksualne. Sugerujące ich skrajną perwersyjność i obrzydliwość upodobań; we współczesnym języku sodomia przeważnie zresztą kojarzona jest z prawdziwym zboczeniem współżycia ze zwierzętami.

Podobną grę z opinią publiczną uprawiał przed dekadą nieco już zapomniany poseł Ligi Polskich Rodzin Wojciech Wierzejski. Wykazujący silną fiksację na punkcie mniejszości seksualnych, zwykł używać słowa „pederaści”. Krytykowany w mediach, obłudnie tłumaczył, że jest to określenie neutralne, które można znaleźć w encyklopedii. I jeśli komuś wydaje się obraźliwe, to jedynie samym „pederastom, bo im się z pedofilami kojarzy”.

Polityka 35.2018 (3175) z dnia 28.08.2018; Polityka; s. 16
Oryginalny tytuł tekstu: "Lekcja języka"
Reklama