28 sierpnia, Pole Mokotowskie, Pomnik Lotników Polskich, uroczyste państwowe obchody 100-lecia lotnictwa. Wśród uczestników uroczystości wiceminister obrony Wojciech Skurkiewicz, dowódca generalny rodzajów sił zbrojnych gen. broni Jarosław Mika i oczywiście inspektor sił powietrznych gen. bryg. Mirosław Jemielniak. Częścią obchodów jest wręczenie nagród „Błękitne Skrzydła” miesięcznika „Skrzydlata Polska”.
Nagrody mają blisko półwieczną tradycję i są wyrazem uznania społecznej kapituły lotniczych autorytetów dla wybitnych osiągnięć osób i organizacji w dziedzinie lotnictwa. Wśród kilkudziesięciu wyróżnionych w tym roku znalazł się reporter TVN24 Piotr Świerczek – za „popularyzację wiedzy lotniczej i liczne felietony w przystępny sposób ukazujące przeciętnemu widzowi skomplikowane problemy techniki lotniczej”. Nagrodę wręczał gen. Jemielniak. Niecały tydzień później przestał pełnić funkcję inspektora.
Czytaj także: Tak złej sytuacji w lotnictwie wojskowym nie było nigdy
MON wiedział wcześniej
Jak udało mi się potwierdzić w licznych i wiarygodnych źródłach, właśnie nagroda dla Piotra Świerczka miała być powodem dymisji generała. Wojskowy nie miał na nią decydującego, a być może żadnego wpływu. Był po prostu najwyższym funkcją lotnikiem w mundurze, który wręczał pamiątkowe dyplomy osobom zasłużonym dla lotnictwa, jak każe tradycja.
Co więcej, lista wyróżnionych była wcześniej znana Ministerstwu Obrony Narodowej i miało ono czas na interwencję, gdyby zechciało wyrazić zastrzeżenia. A jednak to dopiero po fakcie i z kilkudniowym opóźnieniem rozpętała się burza, która sprawiła, że dowództwo generalne traci drugiego inspektora rodzaju wojsk w ciągu kilku miesięcy.
Wcześniej, w czerwcu, odwołany został kontradmirał Mirosław Mordel. Oficjalnie powodów tamtej dymisji nie podano, ale nastąpiła niecałe dwa tygodnie po tym, jak na święcie marynarki wojennej pozwolił sobie na krytyczną uwagę o zawiedzionych nadziejach marynarzy co do zakupu nowych okrętów. Tym razem oficjalnych powodów również brak, a nawet nie ma żadnego komunikatu o dymisji Jemielniaka. Za to wszyscy moi informatorzy w siłach powietrznych, w MON, poza MON i w tzw. środowisku lotniczym potwierdzają wersję, że gen. Jemielniak „poleciał” za Świerczka.
Czytaj także: Australijskie fregaty ofiarą politycznych walk
Dymisja bez komentarzy
Redaktor Piotr Świerczek, reporter telewizyjny zajmujący się od lat wojskiem, mówi bardzo dyplomatycznie: – Jeśli taka jest prawda, to jest mi zwyczajnie smutno. Gen. Jemielniak, lotnik z 38-letnim stażem w wojsku, wzbrania się w ogóle z komentarzem, co należy uszanować. O swojej dymisji dowiedział się w zeszły piątek, ostatnią rozmowę z przełożonym – zresztą uczestnikiem tej samej uroczystości – odbył wczoraj.
W trudnej sytuacji znalazła się także redakcja szacownej „Skrzydlatej Polski”, pisma, które jest filarem debaty o lotnictwie i siłach powietrznych od niemal stulecia. Jest przecież trudno wyobrażalne, by generał lotnictwa, których tak wielu znowu nie mamy, tracił stanowisko z tak błahego powodu jak to, że w politycznym kierownictwie resortu nie spodobał się jego udział w jakiejś uroczystości. Tym bardziej że nie spodobało się wręczenie nagrody dziennikarzowi.
„Jestem wzruszony, a tym bardziej zaszczycony, bo to przecież najwyższe honorowe wyróżnienie środowiska lotniczego w Polsce. Rzadko to wyróżnienie otrzymuje dziennikarz” – mówił Świerczek po odebraniu nagrody. Co w takim razie mogło się nie spodobać MON?
Pisał o Smoleńsku
Piotr Świerczek od pierwszych dni po katastrofie smoleńskiej w TVN24 śledził ten temat i był jednym z głównych, jeśli nie głównym autorem materiałów o Smoleńsku w stacji. Część z nich ewidentnie nie odpowiadała narracji obecnie rządzących. Świerczek na bieżąco wychwytywał luki w mnożących się „teoriach zamachowych”, z pietyzmem pokazywał za to, jak i dlaczego lata samolot odrzutowy, a w jakich warunkach lecieć już nie jest w stanie. Zresztą jeśli przytoczyć słowa kapituły „Błękitnych Skrzydeł”, właśnie za to otrzymał wyróżnienie.
Gdy spojrzeć na ponad osiem lat opisywania przez dziennikarza historii okołosmoleńskich, można jednak dostrzec, że dla PiS i wtórującej mu prasy był jednym z „wrogów publicznych”. Mieli mu za złe zwłaszcza przywołaną w jednym z pierwszych dłuższych materiałów reporterskich z 2011 r. hipotezę o kłótni śp. gen. Andrzeja Błasika i śp. kpt. Arkadiusza Protasiuka.
Wówczas prokuratura wojskowa potwierdzała, że bada ten wątek w ramach śledztwa na podstawie nagrania z kamer monitoringu z wojskowego lotniska. Później wycofała się z tego wątku, a Świerczek został antybohaterem dla zwolenników tezy o „kłamstwie smoleńskim”. Środowiska bliskie twardogłowym w PiS zapamiętały mu to na zawsze. Widok inspektora sił powietrznych wręczającego reporterowi nagrodę, generała w czynnej służbie, miał być nie do zniesienia nie tylko dla aktualnego kierownictwa resortu, ale też dla wciąż wpływowych w partii kręgów Antoniego Macierewicza. Kręgów, które dopiero co miały zostać powstrzymane przed budową prawicowej alternatywy.
Lotnictwo ma problemy
Może jeszcze kierownictwo MON przedstawi opinii publicznej swoje powody dymisji gen. Jemielniaka. Z chęcią zacytuję jakiekolwiek wyjaśnienia, wycofam tezę o przytoczonym powyżej powodzie dymisji Jemielniaka – jeśli tylko argumenty MON będą wiarygodne. Skoro wiceminister Skurkiewicz w reakcji na mój wpis na Twitterze o odwołaniu generała twierdził, że to „stare info z ubiegłego tygodnia”, niech przytoczy treść decyzji kadrowej, najlepiej z uzasadnieniem. Zapewne będzie nim „interes sił zbrojnych”, pytanie jednak – jaki?
To, że Siły Powietrzne mają problemy, jest sprawą oczywistą. Sam opisywałem, jakie konsekwencje może mieć przedłużające się zawieszenie lotów MiG-29 i Su-22. Za kilka tygodni ich piloci stracą uprawnienia do latania. Jeśli wierzyć powtarzanym wśród lotników wersjom, sytuacja poradzieckich samolotów wiąże się głównie ze stanem technicznym i dostępnością części dla odpowiedzialnych za ich remonty zakładów, czyli sprawami ciągnącymi się od lat.
Gen. Jemielniak jak mało kto znał te problemy i z pewnością rozmawiał o nich z politycznymi decydentami w MON. Powołany na jego następcę gen. Jacek Pszczoła z latającego na F-16 drugiego skrzydła lotnictwa taktycznego nie ma w ręku czarodziejskiej różdżki, problemów MiG-ów i Su nie rozwiąże z dnia na dzień. Pieniędzy na nagłą wymianę ponad 50 samolotów też nie znajdzie.
„Powrót do normalności”
Jeśli okaże się, że powodem odwołania generała było niezadowolenie polityków z jego udziału w uhonorowaniu zasłużonego dziennikarza, będzie to dowód skrajnego upolitycznienia decyzji kadrowych w MON. A przynajmniej tej jednej decyzji.
Ministerstwo już udowodniło, że nie ma wielkiej ochoty ani odpowiadać na pytania, ani konfrontować się z mediami spoza kręgu wpływów rządzących. Po raz pierwszy od niepamiętnych lat MON nie ma rzecznika prasowego. Minister obrony, jeden z najważniejszych filarów polityki wewnętrznej i zagranicznej państwa, nie organizuje otwartych konferencji prasowych. Nie robią tego jego zastępcy, w tym ci odpowiedzialni za politykę obronną czy zbrojeniową – choć w obu obszarach odbywają się istotne procesy mające ogromny wpływ na obronność kraju, jego zasoby zbrojeniowe, stan sił zbrojnych i kondycję budżetu.
Sytuacja jest w dwójnasób skomplikowana, bo okazuje się, że nawet zakomunikowane i starannie uzasadnione z udziałem MON decyzje obronne – jak ta o zakupie fregat Adelajda z Australii – mogą być w ostatniej chwili zablokowane przez ośrodki decyzyjne leżące poza resortem.
Jak się okazuje, i wewnątrz resortu trwa walka o wpływy – generałowie Jemielniak i Mika idą w dobrej wierze na uroczystość z udziałem wiceministra, by kilka dni później zorientować się, że był to błąd kosztujący jednego z nich stanowisko, a drugiego z pewnością masę nieprzyjemności. I to w aurze „powrotu do normalności”, jaką miało być nastanie w resorcie Mariusza Błaszczaka i jego współpracowników...