Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Twarde lądowanie

Afera FOZZ do odgrzania

Dariusz Przywieczerski w 1994 r. Dariusz Przywieczerski w 1994 r. Tomasz Gzell / PAP
Ekstradycja Dariusza Przywieczerskiego odgrzała zainteresowanie aferą FOZZ. Był jej mózgiem i ma do odsiedzenia zaległy wyrok 2,5 roku więzienia. Ale raczej nie powie nic, co mogłoby skompromitować obecną władzę i pogorszyłoby jego sytuację.
Biurowiec przy Rotundzie, w którym wypączkowała afera FOZZ, rozebrano.Michał Dyjuk/Forum Biurowiec przy Rotundzie, w którym wypączkowała afera FOZZ, rozebrano.

Uciekł z Polski 13 lat temu, jeszcze przed ogłoszeniem wyroku. Najpierw na Białoruś, potem do Stanów Zjednoczonych. Czuł, że zostanie skazany. Sąd uznał go za winnego zagarnięcia 1,5 mln dol. z Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego (FOZZ). Pierwszy raz o ekstradycji Przywieczerskiego usłyszeliśmy w 2007 r., kiedy odkryto, że mieszka w stanie New Jersey, 20 km od Nowego Jorku. Trudno uznać, że się ukrywał – jego firma zajmowała się hurtowym handlem gwoździami i drewnianymi paletami, a wśród jego klientów większość stanowili Polacy. W New Jersey mieszka ich wielu. Był też właścicielem okazałej willi na Florydzie, której wartość szacowano na milion dolarów. Wtedy jednak do ekstradycji nie doszło. Najpierw dlatego, że wniosek o nią Amerykanie uznali za niekompletny, potem z przecieków od służb wnioskowano, że Przywieczerski zdecydował się na współpracę z CIA. Od minionej soboty Przywieczerski jest jednak w Polsce. Do kraju przywieziono go wprost z aresztu ekstradycyjnego w Chicago.

Ostatnia afera PRL

Aferę FOZZ próbuje się dzisiaj nazywać największą aferą III RP, ale to nieprawda. Była raczej ostatnią aferą PRL. Fundusz Obsługi Zadłużenia Zagranicznego najzupełniej legalnie powołał Sejm w lutym 1989 r., cztery miesiące przed czerwcowymi wyborami. Zgodę z pewnością musiały wcześniej wydać osoby ze szczytu partyjnej władzy. Fundusz miał zostać wyposażony w sumę 1,7 mld dol., za którą – już nielegalnie, łamiąc prawo międzynarodowe – miał skupować zagraniczne długi Polski.

Pomysł był na swój sposób niezły. PRL dogorywała, ale próbowała się ratować. Gierkowi chętnie pożyczano pieniądze, Jaruzelski już nie mógł na to liczyć, polska gospodarka bez „wsadu” dewizowego wegetowała. Kraj w oczach świata był już bankrutem, więc długi polskiego rządu można było wykupić nawet za 10–30 proc.

Polityka 37.2018 (3177) z dnia 11.09.2018; Polityka; s. 26
Oryginalny tytuł tekstu: "Twarde lądowanie"
Reklama