Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Prognoza niepogody

Polska – zaczną się kłopoty

Wprawdzie pewna wydaje się porażka obozu antypisowskiego, jeżeli nie wystąpi wspólnie, ale zjednoczenie sukcesu nie gwarantuje. Wprawdzie pewna wydaje się porażka obozu antypisowskiego, jeżeli nie wystąpi wspólnie, ale zjednoczenie sukcesu nie gwarantuje. Mirosław Gryń / Polityka
Nie wszystko, co robi obecny obóz władzy (PiS, rząd i prezydent), zasługuje na jednoznaczne odrzucenie. Jednak odsunięcie tego obozu od władzy powinno stanowić priorytet dla ugrupowań i środowisk demokratycznych.
W przeszłości rządy w Polsce sprawowały już koalicje (AWS, rząd Olszewskiego) o bardzo pluralistycznym charakterze. Niewielu wyborców wspomina te rządy z uznaniem.Mirosław Gryń/Polityka W przeszłości rządy w Polsce sprawowały już koalicje (AWS, rząd Olszewskiego) o bardzo pluralistycznym charakterze. Niewielu wyborców wspomina te rządy z uznaniem.
Ryszard Bugaj – ekonomista, polityk, twórca i pierwszy przewodniczący Unii Pracy.Artur Zawadzki/Reporter Ryszard Bugaj – ekonomista, polityk, twórca i pierwszy przewodniczący Unii Pracy.

W minionych trzech latach zrealizowanych zostało – pod hasłem reform – szereg zmian ewidentnie podważających demokratyczny ład. Jakkolwiek system ukształtowany w toku transformacji po 1990 r. trudno uznać za idealny, a animatorzy tych przemian niejednokrotnie lekceważyli wolę większości, to demokratyczny mechanizm nie został drastycznie zniekształcony. Wyborcy nie utracili pozycji arbitra.

Do ich ubezwłasnowolnienia (chyba świadomie) zmierza PiS. Chociaż nieraz, pod presją protestów, rezygnuje z niektórych działań, to szereg kluczowych zmian zostało zrealizowanych lub jest realizowane. Pod partyjny but wzięty został szeroko rozumiany wymiar sprawiedliwości. Media publiczne przekształcone zostały w instrument prymitywnej propagandy. Polityka kadrowa w administracji i gospodarczych podmiotach państwowych podporządkowana została interesom „krewnych i znajomych partyjnego królika”. Rozbudowywane są szeroko rozumiane przywileje ludzi obozu władzy. Co równie ważne, postępuje brutalizacja życia publicznego i ograniczane są prawa opozycji.

Prawdopodobne są dalsze kroki władz zmierzające do utrwalenia pozycji obecnie rządzących i jakkolwiek nie ma podstaw, by do oceny tego używać wielkich kwantyfikatorów (faszyzacja), to uzasadniona jest ostrzegawcza prognoza postępującego autorytaryzmu.

Liczni publicyści i znaczna część partyjnych liderów wzywają do jedności opozycji i wspólnego startu w wyborach parlamentarnych, argumentując, że to – wobec ciągle wysokiego poparcia dla PiS – warunek niezbywalny wyborczego sukcesu. Czy rzeczywiście?

Wprawdzie pewna wydaje się porażka obozu antypisowskiego, jeżeli nie wystąpi wspólnie, ale zjednoczenie sukcesu nie gwarantuje. W szczególności gdy zjednoczona opozycja będzie postrzegana przez wyborców jako personalny alians dążący do przywrócenia status quo ante. Czy jednak opozycja zdolna jest się zjednoczyć wokół istotnych i atrakcyjnych dla wyborców kwestii? To trudne, ale pod warunkiem przyjęcia zasady, że wspólny program nie przekreśla tożsamości współdziałających podmiotów – nie jest to wykluczone. Potrzebny (i chyba możliwy) jest nie program partii antyPiS, ale program zawierający odpowiedź na pytanie: jeżeli nie PiS, to co? Niektóre gorące kwestie muszą być sformułowane w sposób konkretny. Najwyższy czas rozpocząć debatę.

Zarówno z powodów pryncypialnych, jak i oczekiwań wyborców, postulaty dotyczące systemu politycznego powinny zmierzać do zwiększenia realnego wpływu obywateli na politykę państwa. Służyłoby temu zwiększenie roli referendów (obligatoryjność ich przeprowadzenia na wniosek np. 5 proc. wyborców), wzrost reprezentatywności Sejmu (0,5 mln głosów wyborców jako warunek uprawniający do uzyskania przez partię reprezentacji parlamentarnej i okręgi wyborcze nie mniejsze niż pięciomandatowe). Celowe jest ograniczenie środków (nie tylko z budżetu) na finansowanie partii. Obecnie pieniądze w ogromnym stopniu przesądzają o skali poparcia.

W systemie wymiaru sprawiedliwości niektóre postulaty powinny zmierzać do przywrócenia regulacji obowiązujących przed ostatnimi zmianami: niezależność prokuratury, wybory KRS przez środowisko prawników, gwarancje kadencyjności sędziów. W przypadku TK kluczowe znaczenie ma zagwarantowanie realnej niezależności sędziów od zorganizowanych środowisk politycznych. Ten postulat jest bardzo ważny także w odniesieniu do regulatora mediów publicznych.

Opozycja powinna postulować tworzenie (wzmocnienie) instytucji zorientowanych na długookresowe interesy państwa, zdystansowanych względem doraźnych rozstrzygnięć politycznych. Rozważenia wymaga przede wszystkim strukturalna pozycja Senatu – sposób jego wyłaniania i kompetencje. Celowe byłoby obsadzanie znacznej części miejsc w Senacie przez wirylistów: byłych prezydentów, byłych prezesów TK itd. i powierzenie Senatowi uprawnienia do powoływania składu instytucji, które z założenia powinny być apolityczne (jak TK czy KRRiT). Wszystkie te propozycje zakładają zmiany w obowiązującej konstytucji i zjednoczona opozycja powinna jasno taką intencję zadeklarować, podkreślając, że zmiany musiałyby być ratyfikowane przez obywateli w konstytucyjnym referendum.

Intencję rozstrzygnięcia w referendum zjednoczona opozycja powinna też zadeklarować w odniesieniu do kwestii szczególnie kontrowersyjnych: zmiany wieku emerytalnego i zakresu dopuszczalności przerywania ciąży. Natomiast jednoznacznie zadeklarować powinna wolę utrzymania programu 500+ (ewentualnie zobowiązując się do stopniowego rozszerzania pomocy rzeczowej dla wszystkich dzieci – wyprawki szkolne, wypoczynek itp.) i ustanowienia dodatkowej pomocy państwa dla grupy emerytów po 70. roku życia (wzmocniona waloryzacja świadczeń). Obietnica (zgłoszona przez Grzegorza Schetynę) 13. emerytury to bardzo zły pomysł.

Kwestią niewątpliwie kontrowersyjną w łonie opozycji jest system podatkowy. Trudno sobie wyobrazić uzgodnienie konkretnego programu reformy podatkowej, ale jest możliwe – jak sądzę – zadeklarowanie (choćby w postaci generalnej normy konstytucyjnej), że podatki dochodowe powinny więcej niż proporcjonalnie obciążać zamożniejsze grupy. To standard w Europie, ale jak dotąd nie został zaakceptowany przez polskie ugrupowania liberalne, choć ta niezgoda od lat nie jest eksponowana. Liberalne partie nie powinny jednak akceptować faktu wielkich nierówności dochodowych i niemal powszechnie krytycznej ich oceny przez wyborców. Nie można od liberałów oczekiwać, że zaakceptują „konfiskacyjne” stawki podatku dochodowego, ale można wymagać zgody na umiarkowaną redystrybucję podatkową na rzecz ludzi z dołu drabiny.

Opozycja nie powinna rezygnować z programowych sugestii, które – choć mętnie – przed ostatnimi wyborami formułował PiS. To wymaga przyznania, że koalicja rządząca przed 2015 r. popełniała błędy. Oczywiście obóz rządzący wykorzysta to w swojej kampanii wyborczej, ale można oczekiwać, że wiarygodność opozycji narażona byłaby bardziej, gdyby wielu wyborców znowu usłyszało komunikat: gdy my rządziliśmy, wszystko było dobrze, i gdy do władzy wrócimy, znowu tak będzie. Są pewnie – chyba niewielkie – grupy, które taki komunikat by zaakceptowały, ale obecna opozycja, jeżeli chce wygrać, musi przekonać jak najwięcej wyborców, że ma samokrytyczny stosunek do swoich dokonań.

Dla kreacji zjednoczonej opozycji sprawa programu jest kluczowa, ale ważne jest także rozstrzygnięcie kwestii organizacyjnych oraz sposobu funkcjonowania po wyborach – zakładając, że zwycięskich. Wydaje się, że istotne jest przede wszystkim uzgodnienie reguły wyłaniania reprezentacji na wybory parlamentarne. Warunkiem koniecznym (choć niedostatecznym) uniknięcia konfliktów w trakcie formowania list jest określenie stosownej reguły odpowiednio wcześnie, gdy uczestnicy porozumienia nie mogą być jeszcze pewni skali poparcia wyborczego, na jakie liczą. Oczywiście kluczem podziału mandatów powinny być sondaże przedwyborcze, ale trudno sobie wyobrazić, że zastosowany zostanie sztywny algorytm. Dlatego ważne jest, by układanie list wyborczych nie było kwestią rozstrzyganą w przetargu liderów. Byłoby z pewnością korzystniej, by – za zgodą uczestników koalicji demokratycznej – powstał odpowiedni komitet wyborczy, skupiający ludzi cieszących się autorytetem.

W przeszłości rządy w Polsce sprawowały już koalicje (AWS, rząd Olszewskiego) o bardzo pluralistycznym charakterze. Niewielu wyborców wspomina te rządy z uznaniem. Pozostało przede wszystkim wspomnienie nieokiełznanej kłótliwości. To doświadczenie powinno być wzięte pod uwagę. Tożsamość uczestników koalicji musi być respektowana, ale ważne jest też, by nie dochodziło do wewnętrznych wojen. Być może najlepszą formułą byłaby zasada, że podmioty koalicji nie mają wprawdzie obowiązku popierania przedłożeń (ustaw, uchwał) tylko dlatego, że wychodzą od innych uczestników koalicji (lub rządu), ale też nie mogą ich kontestować. Potencjalnie oznaczałoby to, że jakieś uregulowania (decyzje) zapadałyby „ponad podziałami”. No i trudno, a może… dobrze.

Budowanie koalicji całej (?) opozycji to nie jest działanie, które można rekomendować w „normalnych” czasach, gdy toczy się demokratyczna gra, a scena polityczna jest w pełni pluralistyczna. Na polskiej scenie (przynajmniej parlamentarnej) brakuje przede wszystkim demokratycznej lewicy. Tożsamości takiej lewicy nie ma SLD – liberalna hybryda z peerelowskim sentymentem. Razem może być postrzegana jako partia o radykalnie lewicowej tożsamości, ale nie zdołała wypłynąć na szersze wody.

Chyba trudno oczekiwać, że przed wyborami parlamentarnymi ukształtuje się wpływowe ugrupowanie o tożsamości demokratycznej lewicy. Płonne się wydają nadzieje wiązane z niejasnymi enuncjacjami Roberta Biedronia. Przede wszystkim można mieć wątpliwości, jaki charakter miałby podmiot tworzony przez niego. Sądząc na podstawie dotychczasowej politycznej drogi Biedronia (SLD i partia Palikota), trudno oczekiwać, że ten byt byłby zorientowany na lewicowy program społeczny. Co więcej, trudno zapomnieć, że partia Palikota była pierwszą, która wciągnęła polską politykę do rynsztoka. Palikot przecierał przecież ścieżkę, którą dziś podąża posłanka Pawłowicz. Ale niezależnie od tych wątpliwości trudno sobie wyobrazić, że pod auspicjami Biedronia powstanie ugrupowanie zyskujące większościowe poparcie lewicowych wyborców. Niestety, dziś wydaje się, że jedyną szansą obecności lewicy w parlamencie jest jej udział w opozycyjnej koalicji.

Jakie więc ugrupowania mogą zawiązać porozumienie? Z powodów pryncypialnych nie może tam być miejsca dla ugrupowań zlokalizowanych na prawo od PiS (Zjednoczonej Prawicy). Koalicja opozycji może mieć charakter wyłącznie liberalno-lewicowy. Jak dotąd mamy organizacyjno-personalne porozumienie PO, Nowoczesnej i Inicjatywy Polskiej. To niewiele, ale potencjalnie można sobie wyobrazić koalicje z udziałem PSL, Partii Razem, a nawet SLD.

Jest też problem jakiejś kooptacji do potencjalnego porozumienia wyborczego przedstawicieli ruchów protestu, które powstały po 2015 r. Tu w grę mogą chyba wchodzić tylko wybory do Senatu – ze swej natury mniej polityczne, a bardziej spersonalizowane. Promocja do Senatu postaci znanych z pryncypialnego stosunku do demokratycznych zasad, ale będących poza partyjną polityką (jak np. Frasyniuk), uwiarygodniałaby demokratyczną misję tej koalicji.

Są niestety powody, by uznać, że najbardziej wiarygodną prognozą dla Polski jest impas i polityczna destabilizacja prowadząca do pogłębiającego się autorytaryzmu. Towarzyszyć temu będzie spadek zaufania obywateli do całej klasy politycznej i kryzys poparcia dla demokratycznego systemu. Tymczasem „historyczny moment” trzeciej dekady XXI w. wydaje się nieść szczególnie wiele niepewności. Kwestionowana jest – i słusznie – formuła neoliberalnego kapitalizmu, ale zręby nowego ustrojowego ładu dalekie są od krystalizacji. Sukces Polski po 1990 r. zawdzięczamy nie tylko sobie – także świetnej międzynarodowej koniunkturze. Ale chyba idą trudniejsze czasy. Wprawdzie system demokratyczny nie gwarantuje wyboru optymalnej polityki, ale na ogół temu sprzyja.

***

Ryszard Bugaj – ekonomista, polityk, twórca i pierwszy przewodniczący Unii Pracy (do 1997 r.). Był m.in. doradcą ekonomicznym prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Od października 2015 r. zasiadał w prezydenckiej Narodowej Radzie Rozwoju. Odszedł z niej w lutym 2016 r. na znak protestu przeciwko zawłaszczaniu instytucji państwa przez PiS. Obecnie pracownik Instytutu Nauk Ekonomicznych PAN i honorowy przewodniczący Unii Pracy (od 2006 r.).

Polityka 39.2018 (3179) z dnia 25.09.2018; Ogląd i pogląd; s. 24
Oryginalny tytuł tekstu: "Prognoza niepogody"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną