Cisza wyborcza składa się z kilku elementów. Kodeks wyborczy:
- W przedwyborczą sobotę oraz wyborczą niedzielę zakazuje prowadzenia agitacji wyborczej (w tym zgromadzeń i manifestacji, wygłaszania przemówień oraz rozpowszechniania materiałów wyborczych).
- W kolejnym przepisie nie pozwala na agitację wyborczą w lokalu wyborczym i w budynku, w którym się ten lokal znajduje.
- Jeszcze jeden przepis zabrania publikacji sondaży wyborczych w sobotę i niedzielę.
Cisza obejmuje całą masę szczegółowych reguł. W jej trakcie nie można np. wieszać nowych plakatów wyborczych, ale te powieszone wcześniej mogą dalej wisieć. Podobne reguły dotyczą np. internetu: nie można publikować nowych treści, które agitują za jakimś kandydatem (w tym np. komentarzy w mediach społecznościowych). Ale to, co opublikowaliśmy do północy w piątek, oczywiście dalej będzie tam widoczne.
Czytaj także: Co zrobić, aby nasz głos był ważny? Wszystko o wyborczym „x”
Za łamanie ciszy przewidziane są kary grzywny od 20 zł do 5 tys. zł. Najsurowszą sankcją obwarowane jest ujawnienie wyników sondaży, grozi za to kara od 500 tys. nawet do miliona złotych.
Sondaże i sobota – tego się można pozbyć
Każdemu z zakazów ciszy wyborczej warto się przyjrzeć z osobna. W dzisiejszych czasach część z nich jest bowiem archaiczna i być może nie wszystkich potrzebujemy. Niektóre z kolei raczej warto utrzymać.
Najbardziej absurdalny jest dziś zakaz publikowania sondaży. Do jego zniesienia wystarczy argument, że jest on niemożliwy do wyegzekwowania. Wystarczy zamieścić wyniki na zagranicznym serwerze czy serwisie i już wszystko jest legalne. A internet nie zna granic.
Jeśli chodzi o ciszę wyborczą w sobotę, to też możemy ją już sobie chyba darować. W dobie mediów elektronicznych, internetu i portali społecznościowych to raczej przeżytek. Choć musimy sobie zdawać sprawę z tego, co odejście od niego może oznaczać. W internecie zaroi się od wrzutek „z ostatniej chwili”: że kandydat A to bije żonę, a B był agentem obcego wywiadu, a praszczur C walczył pod Legnicą po stronie Tatarów. Obwinieni nie będą już specjalnie mieli czas, żeby się bronić. Gra wyborcza w brudne chwyty na pewno się zaostrzy.
Co z niedzielą i lokalami wyborczymi?
Jeśli chodzi o niedzielną ciszę wyborczą, sytuacja jest bardziej skomplikowana. Można zlikwidować zakaz publikacji sondaży. W zasadzie można by też pozbyć się zakazu agitacji w mediach, choć to już bardziej dyskusyjne. Mogę sobie wyobrazić sytuację, że kampania trwa do samego końca w internecie czy telewizji, choć – znów – skończy się to pewnie nasileniem gry w brudy i przecieki.
Mniej wyobrażam sobie likwidację zakazu agitowania na ulicach czy demonstrowania. To już może być ryzykowne – manifestacja polityczna w dniu wyborów może się skończyć zamieszkami, a to z kolei naprawdę zakłóci wybory. Utrzymanie zakazu agitacji w lokalu wyborczym chyba nie wymaga dyskusji. Czy wyobrażamy sobie, żeby w lokalu wyborczym ktoś nas brał pod rękę i tuż przed głosowaniem podtykał nam ulotki ze swoim kandydatem? A inny agitator łapał nas za drugą i kłócił się, że to jego kandydat jest lepszy? A po drodze do lokalu musieliśmy się przebić przez demonstrację przeciwników (albo zwolenników) premiera? Niespecjalnie.
Przepisy o ciszy wyborczej można dostosować do współczesnych czasów, ale wymaga to dyskusji i namysłu. A nie wymachiwania jak cepem hasłem „zlikwidować ciszę”.
Tekst jest uaktualnioną wersją komentarza z października 2013 r.